[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ale nie tym razem.Przekonał się o tym Bryan, gdy chciał przytulić Lily, uspokoić ją.Odtrąciła go gwałtownie.Nie pozwoliła dotknąć sięrękami, na których pozostał choćby tylko zapach węża.Timowi również nie pozwoliła się do siebie zbliżyć.- Daj spokój! - powiedziała.Kazała Bryanowi umyć ręce.Poszła za nim i pilnowała, by wyszorował je dokładnie.Patrzyła uważnie, jak mydlił je,płukał i wycierał starannie.Wtedy pozwoliła, by ją pocieszył.Tim widział to wszystko.Niespodziewanie przyszło nań otrzezwienie.No cóż, wszak ciągle jeszcze spotykał się z June.Na dodatek była też usychająca z tęsknoty córka szefa.Tymczasem Bryan tłumaczył Lily:- Nazywa się Zliski.Zjada myszy i szczury.Szkoda, że nie chce konsumować karaluchów.Ale dobre i to.Często tuprzychodzi.Zupełnie o nim zapomniałem.Lily Baby oddychała z trudem.Była blada i piękna.Tim podszedł bliżej.Choć naburmuszony.ponownie spróbował jąobjąć, uspokoić.- Daj spokój! - usłyszał znowu.Nie spodziewał się tego.- Usiądz sobie - powiedziała.- Przyjdę za moment.Coś ci pokażę.Zdziwił się, lecz usłuchał.Wrócił posłusznie do stolika i usiadł.Czujnie śledził każdy gest Lily.Ona nie zwracała naniego uwagi.Nalewała wodę do jego szklanki i kawę do jego filiżanki, w ogóle na niego nie patrząc.Podobnie jak nainnych klientów.Z tą tylko różnicą, że jemu nie przynosiła rachunków.Dlaczego więc Timothy Morgan siedział w tym zajezdzie? Dla kucharza była taka miła.Tim dostrzegł nieznacznyskurcz na twarzy Bryana, gdy Lily dotknęła go.Tim musiał w końcu przyznać, że po prostu traci czas.Wtedy.drzwi otwarły się i weszła porażająco piękna, młoda,wysmukła, wspaniała kobieta.To nie był sen! Emanowała energią i życiem.Rzuciła się w ramiona Lily i obie roześmiałysię radośnie.Wymachując rękami, Lily mówiła coś szybko do nowo przybyłej.Kobieta rozglądała się powoli, aż jej wzrok dotarł doTima i.zatrzymał się na nim.Było to bardzo niepokojące spojrzenie.Tim poczuł dziwne skrępowanie.Tymczasem Lily poprowadziła przybyłą.prosto do stolika Tima.Jak na dżentelmena przystało, poderwał się na równenogi.- To jest Tim - powiedziała Lily.- Tim, to moja kuzynka, Joyce Davie. Najwidoczniej uznała, że to wystarczy, gdyż po prostu odeszła.Położył rękę na oparciu krzesła i stał bez ruchu.Wcalenie był pewien, czy Joyce Davie także nie zamierza odejść.Nie zamierzała.Opadła na krzesło i czekała, by on usiadł także.Usiadł.Ostrożnie.Nerwowym ruchem rozluznił nieco krawat.Co za włosy! pomyślał.Rzucił okiem w stronę Lily.Tłumaczyła coś Bryanowi.Spojrzał na kuzynkę.Boże! pomyślał.Co za rodzina!Joyce gawędziła swobodnie, słuchała uważnie.Była urocza.Co ją tak bawiło?Nie zdobył się na odwagę, by spytać ją o to.Czas mknął jak szalony i nagle Tim poczuł, że siedzi w  Imbryku już zbyt długo.- Miło mi się z tobą rozmawia - zwrócił się do Joyce - ale muszę już wracać do miasta.Uśmiechnęła się.- Lily powiedziała, że masz samochód.Mógłbyś podrzucić mnie do przystanku autobusowego?- Dokąd jedziesz?- Daleko.Mieszkam w północnej części miasta.- Właśnie tam jadę.Mogę cię podwiezć.- Ale.To bardzo miło z twojej strony.Pożegnanie kuzynek było bardzo serdeczne.Zmiały się głośno.Jak dla Tima -zbyt głośno.Nie szkodzi.Na odchodnym spojrzał na Bryana.- Zachowuj się! - usłyszał.Oparty o kontuar, z jedną ręką na biodrze, Bryan dorzucił bezczelnie:- Sprawdzę!W drodze do San Antonio Joyce nie była już tak rozmowna.Rzucała jakieś zdawkowe uwagi, a Tim odpowiadałgrzecznie.- Jak dotarłaś do  Imbryka ? - spytał w pewnym momencie.- Taksówką.- Musiała kosztować majątek.- O, tak - odparła niedbale.Zamilkli.- Co właściwie robisz? - spytał powoli.- Czy jesteś tylko pięknym kwiatem, który wszyscy podziwiają?Roześmiała się.- Aadnie powiedziane.Właśnie kończę studia ekonomiczne i szukam niewielkiego domu.W dzielnicy północno-zachodniej.Może mógłbyś mi pomóc?- Tak się szczęśliwie składa, że jestem pośrednikiem handlu nieruchomościami.Myślę, że znam pewien dom w sam razdla ciebie.- To wspaniale.- Kiedy masz czas?- Może być jutro?- Zwietnie - powiedział.- Muszę zadzwonić do biura.Joyce.Miała ładne imię i była śliczna.I bardzo sympatyczna.Poza tym patrzyła na niego tak, jakby był kimśszczególnym.Rozmawiali o domu, jakiego szukała.Tim odkrył, że Joyce jest prawie tak wspaniała jak jej kuzynka.Uśmiechnął się.Tymczasem w zajezdzie zrobiło się cicho i pusto.Południowy zastój.Bryan przygotowywał następne pączki, a Lilyskrupulatnie wycierała stoły i ladę.Przyglądał się jej.Była pogodna i wesoła.Nie wyglądała na zdziwioną tym, co zdarzyło się Timowi.i kuzynce.Byłazupełnie spokojna.Bryan czuł się tym zaniepokojony.- Dlaczego twoja kuzynka przyjechała tutaj taksówką? - spytał.- Poprosiłam ją o to - odparła jasno i zwięzle.Choć ani na chwilę nie przerwała pracy, rzuciła mu wyczekującespojrzenie.Jakby spodziewała się kolejnych pytań.Po chwili milczenia Bryan spytał:- No to jak zamierzała wrócić? Znowu taksówką?- Ależ skąd.Tim miał ją zabrać.Był tu i przecież musiał dotrzeć do miasta.Powrócił do lepienia pączków.- Ukartowałaś to - stwierdził po chwili.Stanęła przed nim, nie kryjąc zdumienia.- Ukartowałam?! Oczywiście, że nie! - skłamała.- Ktoś musiał podwiezć Joyce.A ja nie miałam na to czasu.Jejautobus zatrzymał się tuż za rogatką.- Ponieważ ona jest twoją kuzynką, a Tim zabiega o twoje względy, zawiózł ją, dokąd tylko chciała.Wiesz o tymdobrze.- Może - rzuciła hardo.- I tak wszystko zależy od tego, dokąd jechał - dodała.- Jeżeli było mu po drodze, dowiózł ją dodomu.Jeśli nie, złapała autobus.Zapanowała długa cisza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •