[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Przeszłość jest matką teraźniejszości — rzekł sentencjonalnie.Podał jej notes.— Czy życzy sobie pani zobaczyć, co zapisałem?— Oczywiście.Przypuszczam, że nie będzie to mieć dla mnie żadnego znaczenia.Nigdy nie uważam za ważne rzeczy, które pan uznaje za godne zapisania.Wzięła do ręki mały czarny notes.Nie żyją: np.pani Llewellyn–Smythe (bogata), Janet White (nauczycielka), urzędnik w biurze prawniczym — pchnięty nożem, poprzednio oskarżony o fałszerstwo.Poniżej było napisane: Dziewczyna z opery zniknęła.— Jaka dziewczyna z opery?— Takich słów użyła siostra mojego przyjaciela, Spence’a, opisując tę, którą nazywaliśmy dziewczyną au pair.— Dlaczego miałaby zniknąć?— Ponieważ prawdopodobnie mogła popaść w konflikt z prawem.Palec Poirota przesunął się do następnego punktu.Widniało tam słowo fałszerstwo z dwoma znakami zapytania na końcu.— Fałszerstwo? — powiedziała pani Oliver.— Dlaczego fałszerstwo?— Właśnie o to pytam.Dlaczego fałszerstwo?— Jakiego rodzaju fałszerstwo?— Testament, lub raczej kodycyl do niego, został sfałszowany na korzyść dziewczyny au pair.— Nadmierne wykorzystanie swojego wpływu?— Fałszerstwo to coś poważniejszego od nadmiernego wykorzystania swojego wpływu — stwierdził Poirot.— Nie widzę, aby to wszystko miało coś wspólnego z zamordowaniem biednej Joyce.— Ja również — zgodził się Poirot.— Ale jest to interesujące.— A dalej, co to za słowo? Nie mogę przeczytać.— Słonie.— Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.— Może mieć — powiedział Poirot.— Proszę mi wierzyć, że może mieć.— Wstał.— Muszę panią opuścić — powiedział.— Proszę usprawiedliwić mnie przed gospodynią, że się z nią nie pożegnałem.Spotkanie z nią i z jej uroczą, niezwykłą córką sprawiło mi wielką przyjemność.Proszę powiedzieć jej, aby pilnowała dziecka.— „Mówiła mi matka, abym nigdy nie bawiła się z dziećmi w lesie” — zacytowała pani Oliver.— A zatem, do widzenia.Widzę, że chce pan być tajemniczy i taki zostanie.Nie powiedział pan nawet, co teraz zamierza.— Jutro rano mam w Medchester spotkanie z panami Fullertonem, Harrisonem i Leadbetterem.— Po co?— Aby porozmawiać o fałszerstwie i podobnych sprawach.— A potem?— Przespaceruję się i porozmawiam z innymi, którzy byli również obecni.— Na przyjęciu?— Nie, podczas przygotowań do niego.Rozdział dwunastySiedziba Fullertona, Harrisona i Leadbettera miała typowy wygląd szacownej firmy starej daty.Czuło się tu atmosferę minionego czasu.Nie było już żadnych Harrisonów ani Leadbetterów.Był pan Atkinson i młody pan Cole, i wciąż jeszcze pan Jeremy Fullerton, główny udziałowiec.Pochylony, starszawy mężczyzna, pan Fullerton, miał niewzruszoną twarz, suchy, oficjalny głos i niespodziewanie przenikliwe spojrzenie.Jego ręka spoczywała na kartce, na której widniało kilka słów.Odczytał je raz i drugi, ważąc dokładnie ich znaczenie.Następnie spojrzał na mężczyznę, który mu tę notatkę przedstawił.— Monsieur Herkules Poirot?Dokonał oceny przybysza.Starszy człowiek, cudzoziemiec, pedantycznie ubrany, ze stopami niepotrzebnie wystrojonymi w za małe, jak bystro spostrzegł, lakierki.Dostrzegł też ślady bólu już rysujące się na twarzy przybysza.Cudzoziemski dandys i fircyk, a jednak miał rekomendacje od inspektora Henry’ego Raglana z wydziału śledczego i poręczenie nadinspektora Spence’a, emerytowanego pracownika Scotland Yardu.— Ach, nadinspektor Spence? — mruknął Fullerton.Fullerton znał Spence’a.Wiedział, że swego czasu wykonał kawał porządnej roboty i był ceniony przez przełożonych.Coś przypomniało mu się jak przez mgłę.Odżyło nikłe wspomnienie.To była słynna sprawa, chociaż wzbudziła więcej rozgłosu, niż na to zasługiwała.Sprawa, w której z pozoru nic już nie można było zmienić.Tak, oczywiście! Przypomniał sobie, że jego siostrzeniec był w to zamieszany jako młodszy obrońca.Psychopatyczny morderca, właściwie nie próbujący się bronić, człowiek, którego naprawdę chciało się zobaczyć na stryczku — ponieważ wtedy rzeczywiście wieszano.Nie jakieś piętnaście czy nie wiadomo ile lat w więzieniu.Płaciło się wtedy najwyższą cenę i szkoda, że to już zarzucono, rozważał pan Fullerton w swym pozbawionym uczuć umyśle.Dzisiaj młodzi kryminaliści nie ryzykują wiele, posuwając się do uśmiercenia ofiary.Kiedyś, gdy facet oddał ducha, nie wolno ci było zostawić żadnych świadków, którzy mogliby cię zidentyfikować.Spence, który zajmował się tą sprawą, spokojny i wytrwały, z uporem dowodził, że ujęto niewłaściwego człowieka.I miał rację, a osobą, która tego dowiodła, był pewien cudzoziemiec — amator.Jakiś emerytowany detektyw z policji belgijskiej.Dawno to było.Dzisiaj jest już pewnie sklerotyczny, ale, wszystko jedno, należy zachować się rozważnie.Chce informacji.Informacji, których podanie nie może być żadnym uchybieniem, gdyż, jak sądził, on sam nie posiadał jakichkolwiek wiadomości, które mogłyby być pomocne w tej sprawie.W sprawie zabójstwa dziecka.Pan Fullerton właściwie odgadł, kto jest winien tego zabójstwa, ale brakowało mu całkowitej pewności, gdyż pozostało co najmniej trzech podejrzanych obiboków, z których każdy mógł być winien.Fala myśli przepływała mu przez głowę.Opóźnienie w rozwoju.Opinia psychiatry.Bez wątpienia tak się to skończy.A jednak dziewczynka utopiona podczas przyjęcia to coś zupełnie innego niż jedna z historii o dzieciach, które nie powróciły ze szkoły, gdyż — wbrew wielokrotnym ostrzeżeniom — dały się komuś namówić na podwiezienie, a potem zostały znalezione w najbliższym zagajniku lub piaszczystej dziurze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]