[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogę być znany w wielu miejscach, w których niestanęła moja stopa, ponieważ przybywały tam moje cienie, w niedoskonałysposób kopiujące moje czyny i myśli.- Nie - rzekł Ganelon.- Nigdy nie poświęcałem uwagi dawnym opowieściom.Ale zastanawiam się, czy tutejszy władca mógł być tym samym człowiekiem.Tociekawe.- Był czarownikiem - oświadczył Lance.- Ten, którego ja znałem, był nim na pewno - stwierdził Ganelon.- Wypędziłmnie z krainy, której teraz ani magia, ani wiedza nie potrafią odnalezć.- Nigdy o tym nie mówiłeś - zdziwił się Lance.- Jak to się stało?- Nie twoja sprawa - odparł Ganelon i Lance umilkł.Wyjąłem swoją fajkę - dostałem ją dwa dni temu - i Lance zrobił to samo.28Moja była z gliny, ciężko ciągnęła i szybko się grzała.Zapaliliśmy.- No cóż, chytrze mnie podszedł - powiedział Ganelon.- Zapomnijmy o tym.Nie zapomnieliśmy, oczywiście.Ale nie wracaliśmy do tego tematu.Gdyby nieów mroczny obszar w pobliżu, byłoby całkiem przyjemnie leżeć tak i odpoczywać.Poczułem nagle, że ci dwaj są mi bliscy.Chciałem coś powiedzieć, ale niczego niemogłem wymyślić.Ganelon rozwiązał mój problem, wracając do sprawbieżących.- Więc proponujesz uderzyć na nich, zanim zdążą nas zaatakować? - zapytał.- Zgadza się - potwierdziłem.- I przenieść wojnę na ich terytorium.- Kłopot w tym, że to, jest rzeczywiście ich terytorium.Znają je lepiej od nas,a kto wie, jakie potęgi będą mogli tam przywołać na pomoc?- Trzeba zabić rogatego, wtedy pójdą w rozsypkę.- Może.A może i nie.Może zdołasz tego dokonać - zastanawiał się Ganelon.-Nie wiem, czy ja bym to potrafił, chyba że miałbym szczęście.On jest zbyt ważny,by łatwo dać się zabić.Wydaje mi się wprawdzie, że jestem tak samo dobry jakparę lat temu, ale niewykluczone - że oszukuję sam siebie.Może zmiękłem.Dodiabła, nigdy nie chciałem przyjąć tej siedzącej pracy!- Wiem - stwierdziłem.- Wiem - powiedział Lance.- Lance - zapytał Ganelon - czy sądzisz, że powinniśmy działać tak, jakproponuje nam przyjaciel? Powinniśmy atakować?Mógł wzruszyć ramionami i wykręcić się, ale nie zrobił tego.- Tak - oświadczył.- Ostatnim razem prawie nas dostali.Owej nocy, gdyzginął król Uther, niewiele już brakowało.Jeśli nie uderzymy na nich teraz, toczuję, że następnym razem mogą nas załatwić.Och, nie będzie im łatwo i napewno solidnie ich wyszczerbimy.Ale może im się udać.Trzeba teraz zobaczyćwszystko, co jest do zobaczenia, a po powrocie wziąć się do planowania ataku.- Dobrze - zgodził się Ganelon.- Ja też mam dość czekania.Jak wrócimy,powiedz mi to jeszcze raz, a postąpię tak, jak radzisz.I tak też zrobiliśmy.Po południu pojechaliśmy na północ, ukryliśmy się wśród wzgórz iobserwowaliśmy Krąg.Po tamtej stronie granicy oni ćwiczyli i odprawiali sweobrzędy.Siły ich oceniłem na cztery tysiące żołnierzy.My mieliśmy dwa i półtysiąca.Z nimi były jeszcze różne niezwykłe, latające, skaczące i pełzające stwory,które hałasowały w ciemnościach.Z nami - nasze mężne serca.Otóż to.Potrzebowałem jedynie kilku minut sam na sam z ich przywódcą.Wtedywszystko się rozstrzygnie, tak czy inaczej.Wszystko.Nie mogłem tego powiedziećswoim towarzyszom, ale taka była prawda.Widzicie, to ja byłem odpowiedzialnyza cały ten Krąg.Ja go stworzyłem i do mnie należało jego zniszczenie.Jeżeli potrafię to uczynić.Bałem się, że nie potrafię.W wybuchu pasji, spowodowanej wściekłością, bólem i zgrozą, spuściłem tęrzecz z uwięzi, a ona teraz odbijała się cieniem na każdej istniejącej ziemi.Takajest moc klątwy księcia Amberu.Obserwowaliśmy ich, Strażników Kręgu, przez całą noc, by odjechać o świcie.Decyzja bamiała: atakować!29 Przez całą drogę powrotuą nic nas nie ścigało.Wróciliśmy do TwierdzyGanelona i usiedliśmy do planów.%7łołnierze byli gotowi, może nawet za bardzo.Postanowiliśmy uderzyć przedupływem dwóch tygodni.Leżąc obok Lorraine opowiedziałem jej o wszystkim.Czułem, że powinnawiedzieć.Posiadałem wystarczającą moc, by ukryć ją gdzieś w Cieniu -natychmiast, jeszcze tej nocy, gdyby się tylko zgodziła.Odmówiła.- Zostanę z tobą - powiedziała.- Jak chcesz.Nie mówiłem jej o swoim przekonaniu, że wszystko jest w moich rękach.Miałem jednak uczucie, że wie o tym i z jakichś powodow ufa mi.Ja bym nie ufał.Ale to w końcu jej sprawa.- Wiesz, co może się zdarzyć - powiedziałem.- Wiem - odpowiedziała i czułem, że wie naprawdę.I to było to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]