[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrafię zapewnić namutrzymanie, wiesz o tym.Zapomnij o galerii, to tylkohobby.Mam duży prywatny dochód z trustu.Monty mo-że sobie dziedziczyć po staruszku tytuł, kiedy ten umrze,jest przecież najstarszym synem, ale to mnie dostały siępieniądze matki.Meredith siedziała skonsternowana, wpatrując się wniego bez słowa.Nagle, niespodziewanie, Reed zdecydowanie przycią-gnął ją do siebie.Był silnym, wysokim, dobrze zbudowa-nym mężczyzną, toteż z łatwością trzymał ją w mocnymuścisku, przyciskając usta do jej warg.Gdy w końcu udało jej się trochę go odepchnąć,72 podciągnęła się szybko na sofie, starając się uwolnić zjego ramion.Niespodziewanie Reed puścił ją równie nagle, jakprzed chwilą wziął w ramiona.Spoglądając na nią dziw-nie, powiedział lodowatym tonem: - Dlaczego odsuwaszsię ode mnie tak gwałtownie, niczym od trędowatego? Oco chodzi?Meredith przygryzła wargę, lecz nie odezwała się.Po-tem szybko wstała, podeszła do okna i stała tam, odwró-cona do niego plecami.Lodowata cisza wypełniła pokój.Meredith cała się trzęsła w środku, pragnęła mieć towreszcie za sobą.Skończyć z nim.Lecz on najwidoczniejnie zamierzał ułatwić jej zadania; wręcz przeciwnie, wy-myślał rzeczy, które nigdy się nie zdarzyły, co tylkoutrudniało sprawę.Po chwili, kiedy poczuła, że znowu nad sobą panuje,odwróciła się do niego i odpowiedziała powoli, starającsię, by zabrzmiało to najdelikatniej, jak tylko umiała: -Posłuchaj, Reed.pomiędzy nami nie układa się już takdobrze jak kiedyś.I to od wielu miesięcy.- Jak w ogóle możesz tak mówić! W Nowym Jorkubyło wspaniale, i to zaledwie miesiąc temu, o ile mniepamięć nie myli.Meredith potrząsnęła głową, coraz bardziej zmiesza-na.Nie chciała sprawić mu więcej przykrości, niż to ko-nieczne, wiedziała jednak, że musi postawić sprawę ja-sno.- Wcale nie było wspaniale, Reed, przynajmniej niedla mnie.Zdałam sobie wówczas sprawę, jak bardzo sięróżnimy.Zupełnie do siebie nie pasujemy, ani trochę.Przestałam czuć się przy tobie swobodnie, a to znaczy, żenasz związek znalazł się na równi pochyłej, że nic z tegonie będzie.- To nieprawda, wiesz o tym.To ta odległość tak zlewpływa na nasze uczucia.Gdybyś tu zamieszkała, wszystko73 zaczęłoby wyglądać inaczej.Proszę cię, przenieś się doLondynu i zamieszkaj ze mną.- Reed, właśnie usiłuję ci powiedzieć, że - przynajm-niej jeśli chodzi o mnie - nie widzę dla nas wspólnej przy-szłości.A poza tym jestem tak pochłonięta pracą.- Przestań, Meredith.Nie wierzę ani przez chwilę, żenaprawdę jesteś bez reszty kobietą interesu, za jakąchciałabyś uchodzić.Nie mógłbym pokochać tego typukobiety, a ciebie kocham.Meredith milczała.- Kocham cię - powtórzył.- Och, Reed, tak mi przykro.lecz ja po prostu nieodwzajemniam twoich uczuć.- Twoje zachowanie wskazywało raczej na coś zupeł-nie innego - powiedział na pozór spokojnie, lecz oczy musię zwęziły.- To prawda, szalałam za tobą zeszłej jesieni, przyzna-ję.Lecz to była tylko namiętność, nic silniejszego anibardziej trwałego.Nie mogę zobowiązać się wobec ciebiedo czegokolwiek, po prostu nie mogę.- Tak dobrze nam było ze sobą, Meredith.Dlaczegomówisz mi to wszystko?Meredith wzięła głęboki oddech, zdecydowana do-prowadzić sprawę do końca.- Bardzo szybko zdałam so-bie sprawę, że nie traktujesz mojego życia poważnie.Anitego osobistego, z dziećmi, a już na pewno nie mojej pra-cy.Nie wyrzeknę się dla ciebie dzieci ani nikogo innego,skoro już o tym mowa, i z pewnością nie zrezygnuję zpracy.Zbyt wiele dla mnie znaczy.Poświęciłam jej takdużo czasu i wysiłku.- Nie zachowujesz się tak, jak tego po tobie oczekiwa-łem, Meredith - powiedział głosem zimnym i pełnymdezaprobaty.- W ogóle nie.Myślałem, że jesteś inna.Uważałem cię za staromodną kobietę, hołdującą74 tradycyjnym wartościom.Co za pomyłka z mojej strony.Nie mogę uwierzyć, że pomyliłem się aż tak bardzo.Amoże specjalnie wprowadziłaś mnie w błąd - stwierdził,unosząc ciemną brew.Powoli, siląc się na spokój, Meredith odpowiedziała: -Wiesz, właśnie poruszyłeś bardzo istotną kwestię.Czujęciężar twoich oczekiwań i wiem, że po prostu nie potrafięim sprostać.W listopadzie zaczęłam zdawać sobie spra-wę, że ty naprawdę wierzysz, iż jesteś dla mnie najważ-niejszy.Obawiam się, że tak nie jest.Właśnie dlategochciałam się z tobą dzisiaj zobaczyć - żeby powiedzieć ci,co czuję i zakończyć naszą znajomość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •