[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tętent końskich kopyt niósł się po ulicy głuchym echem.Ivy patrzyła na Franka szeroko otwartymi oczami i czuła, jak cierpnie jej skóra.A więc.to się jednak stało.Szykowała się na ten moment, wyobra\ała sobie tę scenę oraz sposób, wjaki Frank ją o tym zawiadomi, a tak\e własną reakcję.Lecz teraz, kiedy ta chwila nadeszła iFrank wypowiedział te straszliwe słowa, stwierdziła, \e jest zupełnie na to nieprzygotowana. Chcesz się o\enić?Ponownie odchrząknął.Nie mógł spojrzeć jej w oczy. No có\, Ivy.Muszę myśleć o przyszłości Lismore i o następcy.Jestem to winienmojemu ojcu. Kto jest twoją wybranką? Lucinda Carmichael, córka człowieka, z którym wspólnie kupujemy Broken Hill.Ivy siedziała sztywno wyprostowana i mocno zaciskała na kolanach dłonie. Nie chcę, byś sądziła, \e to w jakikolwiek sposób wpłynie na zmianę naszychstosunków, Ivy  zapewnił pospiesznie. Będę nadal mieszkał w Melbourne.Spojrzała na niego zdumiona. O czym ty mówisz? O nas, Ivy! Chyba nie sądzisz, \e chcę cię porzucić? Przez chwilę nie spuszczała zniego wzroku, a potem jej oczy stały się ogromne z przera\enia.Takiego rozwoju wypadkównie przewidywała w \adnym ze swoich scenariuszy.Spodziewał się, \e ona zostanie jegoutrzymanką! Nie będziemy się spotykać po twoim ślubie, Frank. Dlaczego nie?Zerwała się na równe nogi.Dr\ała na całym ciele.Wszystko nagle przebiegało nie tak,jak powinno.Ta scena nie rozgrywała się zgodnie z planem: Frank nie oświadczył Ivy, \e jąopuszcza.Ona wypowiedziała za niego słowa, których się bała od tak dawna.I ona musiała poło\yć kres spędzonym wspólnie latom. Czy nie widzisz, w jakiej sytuacji stawiasz mnie i siebie? Nie rozumiem, dlaczego moje mał\eństwo stanowi dla ciebie jakąś ró\nicę. Och, Frank.Co innego, gdy byłeś kawalerem.Ale teraz będziesz miał \onę! Staniesz sięcudzoło\nikiem, a ja. Odwróciła się do niego tyłem. Ju\ więcej się nie spotkamy, Frank.Podszedł i poło\ył ręce na jej ramionach. Lucinda Carmichael nigdy mi ciebie nie zastąpi, Ivy.Mój Bo\e, czy sądzisz, \e mam nato mał\eństwo ochotę? Wiodę \ycie, o jakim ka\dy mę\czyzna mógłby tylko marzyć.I mamciebie.Cofnęła się przed nim. Ju\ nie jestem twoja, Frank.Nie będę nało\nicą \onatego mę\czyzny. Nie mo\esz w ten sposób nazywać naszego związku! Zbyt długo byliśmy razem.I zbytwiele dla siebie znaczymy.Spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała bez złości: Kocham cię od siedmiu lat, Frank.A mo\e nawet jeszcze dłu\ej.Prawdopodobniedarzyłam cię uczuciem ju\ wtedy, gdy pracowałam  U Finnegana.I będę cię kochać a\ dośmierci.Ale teraz nasze drogi się rozchodzą.Mówisz o obowiązku.I masz rację.Spodziewałam się takiej decyzji.Od tej chwili ka\de z nas pójdzie w swoją stronę. Nie mówisz tego powa\nie, Ivy! Jak najpowa\niej. Z czego będziesz \yła? Przecie\ nie masz własnych dochodów.Jestem ci potrzebny,lvy! Mylisz się  stwierdziła, a jej głos nabrał mocy. Przynajmniej w kwestii finansowegowsparcia.Potrafię się sama utrzymać.Rozpacz Franka przekształciła się we wściekłość. W jaki sposób chcesz \yć bez mojej pomocy? To mieszkanie. To mieszkanie nie będzie mi ju\ potrzebne.Znajdę sobie inne lokum. A tak\e innego mę\czyznę, który się tobą zaopiekuje, jak sądzę.Jego słowa powinny ją zranić, tymczasem odczuwała jedynie smutek i rozczarowanie. Nie, Frank.Nie ma innego mę\czyzny.Od tej pory sama się będę o siebie troszczyć. Jak to zrobisz?Spojrzała na swoje dłonie i stwierdziła, \e obraca w palcach bransoletę, którą przedchwilą otrzymała od Franka. Judaszowe brylanty uciszające poczucie winy  pomyślała. Zamieszkam w Saint Kilda.Wynajęłam tam domek nad brzegiem morza.Spojrzał na nią ze zdumieniem. Mówię prawdę, Frank.Wpłaciłam ju\ zadatek i mam nadzieję, \e z czasem ten dombędę mogła wykupić.Przeniosę się tam przed końcem miesiąca.Nie zobaczymy się ju\więcej.Patrzył na nią z niedowierzaniem. Jak zdołasz tego dokonać, Ivy?Opowiedziała mu o Alu Gernsheimie i o pracach, jakie zaczęła wykonywać dla jego pracowni.Jej pomysłowe barwienie zdjęć szybko zyskało sobie du\ą popularność i przynosiłoobojgu pokazne zyski.Ivy obawiała się nawet, \e wkrótce będzie zmuszona odrzucać niektórez licznie składanych zamówień.Zamilkła, a Frank patrzył na nią zdumiony, jak gdyby nie dotarł do niego sens jej słów.Udała się więc do pracowni i przyniosła oprawione w ramki zdjęcie.Przedstawiało drzewoeukaliptusa na australijskich pustkowiach.Zatrzymała je z pobudek sentymentalnych, a terazpo raz pierwszy pokazywała Frankowi. Z tej pracy będę się w stanie utrzymać  rzekła. Pan Gernsheim przewiduje nawet, \ewkrótce jeszcze bardziej wzrośnie popyt na zdjęcia  kolorowane przez Ivy Dearborn. Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie, Ivy?  wyszeptał Frank. Wiedziałaś przecie\,\e w  Timesie zawsze mo\esz mieć pracę. Poniewa\ przeczuwałam, \e któregoś dnia cię stracę.Nie mogłabym potem dla ciebiepracować. Ale\ wcale mnie nie tracisz! Moje mał\eństwo niczego >nie zmienia.Jej oczy napełniły się łzami. Och, Frank! To straszne, co mówisz.Przez cały czas bałam się, \e mnie porzucisz.Iprzygotowywałam się na tę chwilę.Potrafiłabym zrozumieć twoją decyzję.Ale.nie zniosęfaktu, \e chcesz mnie przy sobie zatrzymać i zbrukać naszą miłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •