[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obydwaj jąkochamy, i to uczucie mogłoby się stać.podstawą jakiejś formy przyjazni.Vanstone z nie zmienionym wyrazem twarzy wpatrywał się w kieliszek.Minęłacała minuta.- Też tak uważam - przyznał w końcu.W drodze powrotnej Connor usiłował opowiedzieć Sophie o tym, co sięwydarzyło, o tym, że jej wuj złożył mu pokojową ofertę, na którą przystał.Lecznienaturalna wesołość Sophie znikła, a ona sama stała się na powrót milczącą, odległąSophie, którą tak dobrze znał.Nie mógł wyciągnąć z niej ani słowa.Otulona wpelerynę z kapturem, wpatrywała się w czarną ziemię przesuwającą się pod ichpowozem.- Musimy porozmawiać - powiedział Connor po przyjezdzie do domu.- Jestem zmęczona - odpowiedziała.- Sophie.- Jestem zmęczona, Con.Jestem taka zmęczona.Pozwól mi położyć się do łóżka.Była blada i wyczerpana, poprzednie ożywienie ją opuściło.Ujął jej dłonie wswoje ręce, by je ogrzać.Miała opuszczoną głowę, włosy zasłaniały twarz.Odgarnął je,ujął dłonią jej brodę.Zanim zdążył ją pocałować, odwróciła się od niego.- Dobranoc - powiedziała i poszła do garderoby.- Wesołych świąt! - odpowiedział zamkniętym drzwiom.Organizacja partyjna wynajęła biuro w Tavistock, a Braithwaite wręczyłConnorowi do niego klucz.Pendarvis przyjeżdżał do biura w ciągu dnia, by spotykaćsię z członkami zarządu i pracować nad różnymi artykułami i pismami, jednocześnieusiłując wykrzesać z siebie choć trochę zainteresowania.Pewnego popołudnia, gdypadał śnieg, Connor postanowił nie wracać do domu.Mógł przespać się na krześle lubna podłodze, było mu to obojętne.Nazajutrz rano znalazł Sophie w salonie, siedzącą bez ruchu, potarganą, w311SRkoszuli nocnej i szlafroku.Przywitała go z apatycznym zakłopotaniem, tak jakby śniegi jego całonocna nieobecność dopiero do niej dotarły.Connor liczył na więcej.Wyobraził sobie, że niepokój pozwoli jej wyrwać się zotumaniającej obojętności, która spowijała ją jak chmura.Po śmierci dziecka ani razunie kochali się, rzadko rozmawiali; mieszkali pod jednym dachem, dzielili wspólnełóżko, lecz nie zbliżyli się do siebie, choć odczuwali ten sam ból - chciał w to wierzyć.Lecz ona nie pozwalała sobie pomóc ani nie potrafiła pomóc jemu.Opuścił gonajbliższy przyjaciel.W styczniu wróciła do kopalni.Pomyślał, że to dobry znak, początek jejozdrowienia.Gdy poroniła, zaniedbała się, przestała dbać o ubranie i rzadko myławłosy.Teraz z ulgą obserwował jej dobrą formę, modny wygląd, po prostu dawnąSophie.Ale pewnego popołudnia nie wróciła do domu o zwykłej porze i w miarę jakjej nieobecność się przeciągała, Connor coraz bardziej się niepokoił.Czuł, że stało sięcoś złego, choć Jack śmiał się i nazywał go starą panną.Po dwóch godzinach osiodłałkonia i pogalopował do Guelder.Uspokoił się, gdy zobaczył Valentine'a uwiązanegona zwykłym miejscu.Jednakże nie znalazł Sophie w kantorze, i nikt nie umiał udzielićmu żadnej informacji.- Widziałem ją, jak szła w stronę huty - przypomniał sobie Andrewson, drapiącsię w głowę - ale to było dawno, jeszcze przed zmianą załóg.Jedna z płuczkarek oświadczyła, że widziała Sophie jeszcze pózniej, zmierzającąku szczytowi wzgórza, ścieżką prowadzącą do Lynton Hall.- Czemu pani Pendarvis tam idzie?" - zapytałam Jane, ale ona też nie wiedziała,więc wróciłyśmy do naszej roboty.Nie widziałam, żeby wracała, chociaż pewnie iwróciła, bo nie miała nawet płaszcza na sobie.Connor podążył we wskazanym kierunku, dostrzegł Sophie idącą wzdłuż kolein.Wyprzedzała go o jakieś pół mili, patrzyła tępo przed siebie, wydawała się zagubiona.Gdy podszedł do niej, spostrzegł, że trzyma w ręku uschnięte liście, ułożone w bukiet.312SR- Chciałam zerwać dla niej trochę kwiatów - powiedziała, gdy zapytał ją, co robi- ale wszystko zwiędło.Jedynie to mogłam znalezć.Owinął ją swoją marynarką i objął mocno.Zmarzła, nawet o tym nie wiedząc.Kołysali się oboje powoli w lodowatym zmroku.- Con - zapłakała urywanym szeptem, z twarzą na jego ramieniu - ona nawet niema grobu.- Connor nie był w stanie się odezwać; jego serce pękało.Gdyby ten dzień oznaczał kryzys, gdyby płakała, gdyby się załamała ipotrzebowała jego pocieszenia, byłoby to warte każdego bólu i niepokoju.Aleemocjonalna burza przeminęła i Sophie powróciła do swego cichego, apatycznegoodrętwienia, tak jakby nic go nie zakłóciło.Ponownie odrzucony, czuł się tym razemgorzej; ogarnął go większy chłód, gdyż przez kilka chwil czuł jej ciepło.Od tej pory jezdziła do Guelder niezbyt często, z reguły w dni wypłat, ponieważspotkania z górnikami sprawiały jej wciąż pewien rodzaj satysfakcji.Jenks, Andrewsoni Dickon Penney podejmowali bieżące decyzje.Po raz pierwszy od śmierci jej ojcażycie kopalni toczyło się bez jej udziału.Anne Morrell przychodziła często, lecz jej wizyty nie dodawały Sophie otuchy.Connor zastanawiał się, czy nie była podświadomie zazdrosna, ponieważ Anne byłaszczęśliwa, a jej rodzina zdrowa i w komplecie.Christy, jeden z najdroższych inajstarszych przyjaciół Sophie, też nie potrafił przebić się przez pancerz jejzobojętnienia.Sophie nie dawała się pocieszyć.W lutym Jack wyprowadził się od Pendarvisów.Connor wykłócał się z bratem,usiłował go przekonać, w końcu zaczął na niego krzyczeć, lecz nic nie było w staniewpłynąć na decyzję Jacka.Bez wątpienia miał się lepiej.Lecz Connor wiedział, żeprzyczyną wyprowadzki brata jest jego przeświadczenie, iż stosunki między Connorema Sophie ulegną poprawie, gdy będą sami.Gdyby istniał choć cień takiej szansy,Connor prawdopodobnie pomógłby mu się spakować.Lecz bał się, że w obecnejsytuacji nic nie jest w stanie im pomóc, i był bliski rozpaczy.Przestali nawet z sobą313SRsypiać.Przyzwyczaił się do przesiadywania do pózna w gabinecie jej ojca.Wyciągałsię potem na skrzypiącej skórzanej kanapie, nakrywał kocem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]