[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Catherine spojrzała na nią przelotnie i zapytała:- Dobrze się czujesz, mamo?- Tak.- Ale wyglądasz tak, jakby kręciło ci się w głowie, apoza tym jesteś bardzo blada.I okropnie spięta.Jesteśpewna, że wszystko w porządku? Posłuchaj, jeżeli nieczujesz się zle, to może chodzi o coś innego? Nie gnie-wasz się, prawda? O to, że Eric i Margery nalegali, bywydać przyjęcie u siebie?- Nie bądz niemądra, kochanie, wiesz przecież, że niemam takiej natury.Czuję się nieco zmęczona, to wszyst-ko.Pewnie za dużo ostatnio pracuję.- Chodz, usiądziemy tam, na sofie.Okropnie boląmnie stopy.Te buty są fantastyczne, ale noszenie ich toistna tortura.Meredith pozwoliła, by córka podprowadziła ją doznajdującej się w pobliżu kominka sofy.Chwilę wcześniejpoczuła się tak, jakby opuściły ją wszystkie siły.Ostatniąrzeczą, której by sobie życzyła, byłaby utrata przytomno-ści podczas przyjęcia zaręczynowego córki.Co za upoko-rzenie, i to przy wszystkich tych ludziach!- Być może pomogłoby mi, gdybym napiła się trochęwody - powiedziała, zwracając się do Catherine.- Czymogłabyś.?- Oczywiście, mamusiu.Zaraz będę z powrotem.- Ca-therine rzuciła matce pełen otuchy uśmiech, po czymprzemknęła w stronę jadalni.Nikt by się nie domyślił, że bolą ją stopy, pomyślałaMeredith, obserwując, jak jej córka płynie przez salon,niemal unosząc się w powietrzu.Jak pięknie wygląda dziś Catherine, ubrana na tę oka-zję w elegancką koktajlową garsonkę z ciemnoniebieskiej167tafty, ozdobioną pod szyją sznurkiem pereł Amelii.Jejbrązowe włosy zostały gładko przycięte, śliczna, otwartatwarzyczka wyglądała młodo i świeżo, szeroko rozstawio-ne oczy wydawały się bardzo niebieskie.Cat była równiewysoka jak matka i miała długie, kształtne nogi.Nie ro-zumiem, dlaczego upiera się, by nosić dziesięciocentyme-trowe obcasy, pomyślała Meredith, a potem usiadła wy-godniej, próbując się odprężyć.Nagle spostrzegła syna, przeciskającego się ku niejprzez tłum.Przyglądała się, jak nadchodzi, wysoki, smu-kły, jasnowłosy i zielonooki jak ona.Cat wyglądem przy-pominała ojca, podczas gdy Jon był podobny do niej.Gdy podszedł bliżej, zauważyła zmartwiony wyraz jegopociągłej twarzy.- Co się stało, mamusiu? - zapytał, sta-jąc obok niej.- Widziałem, jak Cat niosła ci szklankę wo-dy.Ona uważa, że coś ci jest.yle się czujesz?- Nie, Jon, właściwie nie - odparła stanowczo.-Prawdę mówiąc, kochanie, przez chwilę czułam się tro-chę słabo.Chyba jestem przemęczona.- Zbyt dużo pracujesz - powiedział, pochylając nadnią swoje kościste ciało.Przysunął twarz bliżej twarzyMeredith i przyciszonym głosem zaproponował: - Jeżelichcesz wyjść, mogę pójść z tobą.Opuszczę to miejsce bezzbytniej przykrości.- Nic mi nie jest - odparła szybko.- I nie sądzę, żeby-śmy mogli teraz wyjść.Nie byłoby to zbyt uprzejme, apoza tym nie mogę zostawić Cat samej z tymi wszystkimiPearsonami.- Ma przecież Keitha, on się o nią zatroszczy, a pozatym sama niedługo stanie się jedną z nich.Meredith zmarszczyła brwi, bacznie przyglądając sięsynowi: - Dobrze się bawisz, Jon?168- Pewnie, wszystko w porządku, ale.- Wzruszył ra-mionami.- Przyszedłem tu tylko dla ciebie i Cat, mamo.Nie mam zbyt wiele wspólnego z tymi ludzmi.- Ach, tak.- Odsunęła się i uważnie wpatrzyła w twarzsyna.- Jon, czy ty próbujesz mi coś powiedzieć?Jonathan potrząsnął głową i uśmiechnął się.- Ależnie.I nie zrozum mnie zle, lubię Keitha.To taki szykow-ny facet, no i szaleje za Cat.Lecz nie jestem specjalnieblisko z nim i jego paczką, moi przyjaciele różnią się odnich, to wszystko.- Popatrzył matce prosto w oczy, wy-krzywił twarz i dokończył: - Pearsonowie są miłą rodziną,lecz, na mój gust, nieco zbyt zżytą i towarzyską.- Rozumiem - mruknęła Meredith.- I cieszę się, żeprzyszedłeś.przez wzgląd na mnie i Cat.- Zawsze do usług, mamo.Szkoda, że Luca tu nie ma,na pewno wprowadziłby ożywienie do tego towarzystwa.Meredith roześmiała się.- A oto i Cat.- Z Keithem depczącym jej po piętach - dodał Jon,prostując się, by spojrzeć przez ramię na zmierzającą wich stronę siostrę.- Oto woda, mamo.- Cat wręczyła matce szklankę iusiadła obok niej na sofie.- Dziękuję, kochanie.- Przykro mi, że zle się czujesz, Meredith - powiedziałKeith, pochylając się nad nią jak Jon przed chwilą.- Czymógłbym jeszcze coś dla ciebie zrobić?Meredith spojrzała na jego piegowatą twarz, pomyśla-ła o uczciwości, która malowała się w jego jasnoszarychoczach, i potrząsnęła głową.- Dziękuję ci, Keith, kochanie, lecz czuję się już o wie-le lepiej.- Uśmiechnęła się do niego ciepło, z sympatią,gdyż, podobnie jak Jon, wiedziała, iż okaże się dobrym169mężem dla jej córki.Cat będzie z nim bezpieczna: KeithPearson był oddany, lojalny i kochający.Meredith chrząknęła lekko i powiedziała: - Przez waspoczułam się jak kaleka.Keith uśmiechnął się do niej: - Wiesz, że nie mieliśmytakiego zamiaru, po prostu troszczymy się o ciebie, i towszystko.- Jesteś bardzo miły, Keith - odparła.- Ale możemy się ciebie spodziewać na kolacji póz-niej, prawda? - pytał dalej, wpatrując się w nią poważ-nymi, szarymi oczyma.- Nie chciałbym naciskać, ale by-libyśmy bardzo rozczarowani, gdybyś nie przyszła.Kola-cja bez ciebie to nie to samo.- Za nic nie chciałabym tego stracić.- Poklepałauspokajająco jego ramię.- Jon będzie mi towarzyszył i napewno się o mnie zatroszczy.- Keith ma rację, mamo, bez ciebie ten wieczór napewno nie byłby dla mnie udany - dodała Catherine.- Będę tam - powiedziała stanowczo Meredith,uśmiechając się do córki z miłością.Catherine odwzajemniła uśmiech i uniosła lewą dłoń,by lepiej umocować w uchu zbyt luzny kolczyk z perłą.Szafir w zaręczynowym pierścionku błysnął w jasnymświetle lamp.Ten szafir ma kolor jej oczu, pomyślała Meredith.Oczu Jacka.***- Niezły z ciebie zawodnik, mamo - stwierdził Jon wkilka godzin pózniej, kiedy pomagał jej zdjąć płaszcz iwieszał go w szafie w hallu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]