[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tobie się już mierzi że mną, wywijasz się kiejten piskorz, cyganisz, uciekasz, bojasz się mnie i patrzysz na mniejak wszystkie, kiej na tego mordownika i najgorszego! Innego ci jużpotrza, innego! rada byś, bych parobki za tobą ganiały kiej te psy nazwiesnę, ty!.- krzyczał zapamiętale i te wszystkie krzywdy, złoście,jakimi się karmił od dawna, jakimi jeno żył, zwalał na jej głowę, jąwinił o wszystko, ją przeklinał za to, co przecierpiał, aż w końcubrakło mu już głosu i taka go złość porwała, że rzucił się do niejz pięściami, ale opamiętał się w ostatniej chwili, pchnął ją tylko naścianę i spiesznie poszedł.- Jezus mój, Jantoś! - krzyknęła z mocą zrozumiawszy z nagła, cosię stało, ale nie nawrócił, rzuciła się za nim z rozpaczą, zabiegładrogę i czepiła mu się szyi, to ją oderwał od siebie kiej pijawkę, rzu-cił na ziemię i bez jednego słowa poleciał, a ona padła z płaczemokropnym, jakby się świat cały nad nią zawalał.Dopiero w dobre parę pacierzy przyszła niecoś do siebie, nie mogącjeszcze wyrozumieć wszystkiego, to jeno czuła okropnie, że stałasię jej krzywda, stała się jej taka straszna niesprawiedliwość; iż ser-ce rozpękało z bólu, dusiła się w sobie i chciało się jej krzyczeć zewszystkich sił, na cały ten świat - jako niewinowata, niewinowata!Wołała za nim, choć już i kroki jego ucichły, wołała w całą tę noc- na próżno.Głęboka, ciężka skrucha i ten żal serdeczny, i ten strach głuchy,gnębiący, okropny, że może on już nie powróci, i tu miłowaniedawne, z nagła zmartwychwstałe, zwaliły się na nią ciężkim, twar-dym brzemieniem nieutulonych smutków, że już i na nic nie bacząc,ryczała w głos idąc do chałupy.Na ganku zetknęła się z Kłębiakiem, któren jeno wsadził głowę doizby i krzyknął:249Władysław Stanisław Reymont- Chłopski las rąbią! - i dalej poleciał.Migiem ta wieść rozlała się po wsi, buchnęła kiej pożar ogarniającwszystkie serca strapieniem a gniewem srogim, że już drzwi się niezamykały, tak biegali po chałupach z nowiną.Juści, rzecz była wielka dla wszystkich i tak grozna, że cala wieśprzycichła z nagła, jak kieby piorun uderzył, chodzili lękliwie, napalcach, gadali szeptem ważąc każde słowo, rozglądając się trwoż-nie i nasłuchując czająco, nikto nie krzyczał, nikto nie lamentowałi nikto pomstą nie trząchał, bo każden czuł w tej minucie, że to nieprzelewki, a sprawa taka, na którą babie piski nie poredzą, a inomądre pomyślenie i to społeczne postanowienie.Wieczór był już pózny, ale śpik wszystkich odleciał, nie jedni kolacjiodbieżeli, zapominali o obrządkach wieczornych, zapominali zgołao sobie, a jeno się snuli po drogach, wystawali w opłotkach, to nadstawem, i szepty ciche, trwożne, przytajone drgały w mroku kiej tenbrzęk pszczelny.Czas też był cichszy, deszcz przestał, pojaśniało nawet zdziebko, poniebie leciały chmurzyska stadami, a dołem nisko przeciągał mroz-ny wiater, że ziemia jęła się ścinać w grudę i obmoknięte, czarnedrzewa przybladły szroniejące, głosy zaś, choć przyduszone, szływyrazniej.Naraz się rozniesło, że poniektórzy gospodarze się zebrali i walądo wójta.Jakoż przeszedł Winciorek z kulawym Grzelą; przeszedłCaban Michał z Frankiem Bylicą, stryjecznym Hanczynego ojca;przeszedł Socha; przeszedł Walek z krzywą gębą, Wachnik Józek,Sikora Kazimierz, a nawet stary Płoszka - jeno Boryny nikto niedojrzał,, ale mówili, że i on poszedł.Wójta doma nie było, bo zaraz po południu pojechał do kancelarii,to już wszystkie razem, całą kupą poszli do Kłęba, cisnęło się za nimisporo ludzi, to bab, to dzieci, ale przywarli drzwi, nikogo już nie pusz-czając do środka, Kłębiak zaś Wojtek miał przykazane naglądanie podrogach i przy karczmie, czy się gdzie strażnik nie pokaże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]