[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiła siętak słaba.- Bardzo panu współczuję, przykro to słyszeć, panie.panie.- Nazywam się William, William Shaw.Po śmierci męża Maure-en przybrała moje nazwisko, choć tak się złożyło, że nigdy nie wzięli-śmy ślubu.- Czy wie pan o czymś, co mogłoby zainteresować pana Crace'a?- Tak, można tak powiedzieć - odrzekł, w słuchawce słyszałempoświstujący astmatyczny oddech.- Chciałbym jednak przede wszystkim spytać, dlaczego nie napi-sał pan pod własnym nazwiskiem?97 - Kiedyś pan Crace i Maureen się znali.Oczywiście niezbyt do-brze.Niemniej odwiedzała go.O tak, odwiedzała go, dopóki nie odkry-ła, co tam się naprawdę działo, rozumie pan.Pomyślałem, że pisaniejako Maureen przyciągnie uwagę pana Crace'a.Można by powiedzieć,takie imię z przeszłości.Wygląda na to, że pomysł zadziałał, prawda?Pewnie niezle nim wstrząsnęło.- Pan Crace zapewnił mnie, że chciałby załatwić tę sprawę.Po-wiedział, że zależy mu na wyjaśnieniu wszystkiego, ale w tej sytuacjimusi mi pan przedstawić coś, co posłuży za punkt wyjścia.Przekażęmu potem sprawozdanie, więc chciałbym, żeby zawierało jak najwięcejszczegółów.Czy to jest dla pana jasne?- Tak, oczywiście - odpowiedział.- Maureen od początku wie-działa, że było w tym coś dziwnego.Nigdy nie uwierzyła, że jej synmógłby zrobić coś takiego.wie pan.zabić się w taki sposób.Kiedypytałem dlaczego - skąd niby ma taką pewność - mówiła, że po prostuwie, i tyle.Nie chciała rozgrzebywać tej sprawy, ale powtarzała, że towygląda na morderstwo.Skoro była o tym tak święcie przekonana,dlaczego nie poszła na policję, zapytałem ją.Ale jej robiło się niedo-brze na samą myśl o czymś takim.Jaki byłby wstyd, mówiła jedynie.Oczywiście po tamtych wydarzeniach nigdy nie była już taka jak daw-niej.Ale teraz, kiedy nie żyje, wszystko się zmieniło.Okoliczności sąinne.Niektóre rzeczy powinny ujrzeć światło dzienne, panie Woods.Kiedy kończył zdanie, jego słowa wydawały się przechodzić w dłu-gie dyszenie.Wyobrażałem go sobie jako człowieka pożółkłego oddymu papierosów, z brązowymi plamami na palcach, o płucach zapać-kanych poczerniałą smołą.- Czy mogę spytać, co dokładnie miałoby ujrzeć światło dzienne?- Książka.napisana książka.Znalazłem ją, kiedy przeglądałemrzeczy Maureen.Ukrywała ją przez cały ten czas, nigdy mi o niej niepowiedziała.Widzi pan, to dlatego wiedziała, że Chris tego nie zrobił.To tam jest - i Bogu niech będą dzięki, znacznie więcej - w tej książce.- Może mi pan powiedzieć, co to za książka?98 - No, jak wy to nazywacie.jego pamiętnik.Wiedziałem od razu, że muszę zobaczyć ten pamiętnik.Mógłbyokazać się kluczem do Crace'a.Jeśli Gordon nie otworzy się już przedemną, a po ostatnim wyznaniu mogłem się spodziewać takiego właśnieobrotu spraw, trafiał mi się jedyny sposób głębszego wniknięcia w jegonaturę.Byłem przekonany, że jeśli tylko zdołam dowiedzieć się czegoświęcej o śmierci Chrisa, zacznę przynajmniej trochę lepiej rozumiećCrace'a.Powiedziałem Williamowi Shawowi, że zamienię z panem Cra-ce'em kilka słów i jeszcze do niego zadzwonię.Planowałem wyniesie-nie sprawy pamiętnika ponad ramy zwykłego szantażu i nadanie muznamion przyzwoitej i godnej szacunku glosy.Dodałem też, że naj-prawdopodobniej pisarz będzie chciał zabezpieczyć jakoś ten pamiętniki poprosi zapewne o przekazanie mu go na przechowanie.OczywiścieCrace będzie z pewnością dążył do osiągnięcia jakiegoś porozumienia -nie zgodzi się przecież, żeby wysiłki pana Shawa pozostały bez żadnejnagrody.Czy myślał już o jakiejś konkretnej sumie? Przy tym pytaniupan Shaw milczał.Zaproponowałem mu tysiąc funtów.- Myślę, że to suma do przyjęcia, panie Woods - odpowiedziałShaw.Teraz musiałem jedynie pomyśleć, jak opuścić na jakiś czas palazzoCrace'a i skąd wytrzasnąć pieniądze.Intuicja podpowiadała mi, żesztuczka z listem była niczym w porównaniu z próbą wyrwania się zpułapki Gordona.Z comiesięcznej pensji odłożyłem całkiem pokaznąsumkę, ale musiałem opłacić z niej przelot do Wielkiej Brytanii, podróżdo Dorset i pokryć koszty pobytu.I co właściwie miałem powiedziećCrace'owi?Z budki telefonicznej poszedłem do sklepu i kiedy kupiłem dwie bu-telki wina, miałem już gotowy plan.Crace nie poruszył się od chwili, gdygo zostawiłem.Otworzyłem butelkę wina o lekko kwiatowym zapachu,nalałem do kieliszka i podałem mu.Wziął go ode mnie bez słowa.Usiadłem obok niego.99 - Mam smutne wieści.Crace uniósł głowę i spojrzał na mnie.- Kiedy wyszedłem, zadzwoniła komórka.To była moja mama -jej matka, a moja babcia, właśnie umarła.Prawdę mówiąc, nie żyła od kilku lat, a moja druga babcia zmarła jesz-cze przed moim przyjściem na świat.Azy zaczęły napływać mi do oczu.- Byłem z nią bardzo mocno związany.Nie mogę w to uwierzyć.Och, Boże, niech pan na mnie popatrzy.Czułem wilgoć na policzkach, językiem dotknąłem słonawej kropliw kąciku ust.- Przepraszam.nie chciałem.Crace uniósł rękę z uda i dotknął mojej twarzy.Z wyjątkową deli-katnością otarł mi łzy z policzka.- Biedny mały, biedny, biedny mały - powiedział.Jego życzliwość, jego łagodność sprawiły, że mogłem opanowaćłkanie.Uwierzył mi, a ja czułem się zdruzgotany, absolutnie zdruzgota-ny.Tyle że teraz nie było już odwrotu.- Mama chce, żebym przyjechał do domu na pogrzeb, a ja z koleiwiem, jak bardzo nie lubi pan zostawać sam.Nie muszę jechać, ale.- Oczywiście, że musisz pojechać, i nie chcę żadnej dyskusji w tejsprawie, to przesądzone.- Ale jak pan sobie poradzi? To znaczy, kto będzie.- Nie martw się o to, Adamie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •