[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten rok przyniesie Rzeszy wielkie zwycięstwa.Czarodziej dziwnie zachrypnięty.Nie słychać w jego głosie triumfalnego entuzjazmu.- To są ostatnie miesiące pokoju.W tym roku wybuchnie wielka wojna.Największa wdziejach świata.Dla Niemiec zacznie się dobrze.A skończy fatalnie.Na widowni cisza, jak makiem zasiał.Czarodziej stoi ze wzrokiem wbitym w podłogę.Mówi wolno, półgłosem.Słyszą go wszyscy.- Adolf Hitler ruszy na wschód.I tam skręci sobie kark.IIIDeszcz dudni po dnie barkasu, jak 4.Dywizja Kawalerii imienia tow.Woroszyłowa,defilująca na Kreszczatiku.Feniks szczęka zębami w rytm deszczu.Gryf tak samo.Najwyższy czas zapakowaćsię pod żagiel, zwinąć się i rozgrzać.Ubrań mają na sobie niewiele, a to co mają jestkompletnie przesiąknięte morską i deszczową wodą.- Wiesz co, koleżanko? Jesteśmy na specoperacji, nie ma się czego wstydzić.Pozatym i tak cię nie widzę.Dlatego rozbieraj się.Do naga.Wyżmę nasze ubrania, a ty rozgrzewajsię w żaglu.I dla mnie nagrzej miejsce.IVAdolf Hitler ruszy na wschód.I tam skręci sobie kark - powtórzył cicho czarodziej.Tłum milczy złowrogo.Czarodziej jakoś tak dziwnie się obejrzał, potem ukłonił się niezręcznie, jakbyprzepraszając za niefortunne wyrażenie i w niezmąconej ciszy zniknął za kulisami.Minął zbaraniałego policjanta z pałką.Ten cofnął się, nie wiedząc jak postąpić.Zaplecami czarodzieja tłum milczał jeszcze co najmniej minutę.W ciągu tej minuty RudolfMazur zdjął z wieszaka palto i kapelusz i udał się w kierunku wyjścia.Nie tego dla artystów,ale głównego.Tutaj dopiero dopadł go dziki ryk i tupot tysiąca nóg.VNastia przytula się do nagiego ciała.Drży.Objął ją.%7łeby było cieplej.- Spij - mówi do niej.- Masz słone wargi.Ja też? - pyta następczyni tronu.VIAlbo czarodziej sam się zorientował, albo usłyszał Jakiś głos z góry, ale ryknąłwściekle, zacisnął pięści i ruszył pędem w tym samym kierunku, co nadbiegająca hołota.Biegł przed tłumem, wykrzykując przekleństwa.Z naprzeciwka wyciągniętym kłusem przechodzącym w galop zbliżała się konnapolicja.Już słychać rozdzierający świst policyjnych gwizdków.Już syreny karetek wypełniająszczelnie przestrzeń ulicy.Już ktoś kogoś chwyta.Już młócą pałami.- Gdzie on jest?! - wrzeszczy oszalały tłum.- Gdzie on jest?! - wtóruje Mazur.Szacowni mieszczanie w kompletnym obłędzie rozwalają wszystko na swej drodze.Tuż obok ktoś kogoś rozpoznał - Ach, ty Mazurze! - i natychmiast kłębowisko splątanych rąki nóg.Tymczasem Mazura ciągnie za rękaw postawny blondas.Już rozdziawił gębę dowrzasku, ale jeszcze milczy.Nie wrzeszczy, bo wciąż nie wierzy w swoje szczęścieodkrywcy.Każdy odkrywca potrzebuje pięciu minut, aby wpierw samemu nasycić sięwłasnym odkryciem, a dopiero potem obwieścić je całemu światu.Mazur mógł sięoczywiście osłonić parawanem czarodziejskich umiejętności.Ale w chwili grozy wyleciałymu z głowy czarodziejskie umiejętności.Zwyczajnie, zapomniał.Natomiast nie zapomniał oswej twardej jak młot pięści.I zanim piękniś zdążył się nasycić swoim odkryciem, zanimrozwarł paszczę, aby wydać triumfalny okrzyk, Mazur zdzielił go nie po czarodziejsku, ale porobotniczo-chłopsku.Między oczy.Zdzielił tak, że na moment rozbłysło niebo nad Berlinem.I zaraz uniosły się nad blondasem pięści i parasolki:- A masz, ty Mazurze!Czarodziej nie naciągał kapelusza na oczy, nie chował nosa w kołnierz, tylkoprzekrzykiwał innych:- To on, Mazur! Bić go! Na policję z nim!Potem były długie noce i dnie.Była obrzydliwie zimna mżawka ze śniegiem i krople zkryształkami w środku.I aresztowanie.Czarodziej zobaczył narożnik mokrego domu i groznego rottweilera.Wtedy niewytrzymał.Z gardła wyrwał mu się przerazliwy wrzask.Własny krzyk wyrwał go ze snu.Serce bije jak oszalałe, oddech urywany, dzwonią zęby.Czarodziej powoli przezwycięża lęk, ostrożnie rozgląda się na boki.Gdzie jestem?Ciemność.Deszcz bębni po żelazie, jak wtedy w Berlinie.Niebieskie oświetlenie, jakod wozów policyjnych.Zielone migotanie jak od świateł na skrzyżowaniach.Ale wtedy byłozimno.A tutaj jest ciepło i sucho.To fale biją w stalowe burty.To deszcz bębni o pokład.Tostatek.Czarodziej dopiero co odprowadził Gryfa i Feniksa.Teraz siedzi odcięty w korytarzu A , we własnej kajucie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]