[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopóki wiem, że czekająna mnie niedokończone prace konserwatorskie,dopóty moje życie zdaje się mieć cel.W zeszły weekend, po imprezie nad jeziorem,pojechałam z Filippem do Wenecji.Obiecałam muten wyjazd i okazało się, że było warto.Poszliśmyobejrzeć mieszkanie jego marzeń.Obojgu namwydało się zachwycające, znacznie bardziej, niżmożna się było spodziewać po zdjęciach.Kręcącsię po pustych pokojach, snuliśmy fantazje, wyo-brażaliśmy sobie nasze życie w tych jasnychi przytulnych wnętrzach, ale nie podjęliśmy os-tatecznej decyzji.To ważny krok, a ja nie mamjeszcze pewności, czy jestem na niego gotowa.Nie chodzi tylko o pieniądze.Po tym, cowydarzyło się na przyjęciu, w mojej głowie za-panował absolutny chaos.W jednej chwili kochamFilippa do szaleństwa, a zaraz potem jego ciągłatroska i pełne czułości gesty działają mi na nerwyi natychmiast, mimowolnie, zaczynam302/440porównywać go z nim.Staram się odsunąć temyśli, ale Leonardo jest jak choroba, z której niemogę się wyleczyć.Obsesja jest silniejsza od mo-jej woli.Będąc w Wenecji, spotkałam się też z rodz-icami, których w czasie ostatnich, spędzonychw Rzymie miesięcy bardzo mi brakowało.Wydalimi się odmłodzeni i pogodni szczególnie ojciec,który na emeryturze radzi sobie zadziwiającodobrze.Niegdysiejszy porucznik Lorenzo Volpepoświęcił się mianowicie swojej dawnej pasji,czyli teatrowi.Podobno istotnie ma talent.Dow-iedziałam się nawet od mamy która jednak w tejsprawie wymusiła na mnie przysięgę milczenia że zgłosił się do agencji dla statystów filmowych.Jedyną przykrą nutą tego weneckiego week-endu był fakt, że nie udało mi się spotkać z Gaią.Jej nieobecność była jednak usprawiedliwiona.Jejukochany Samuel, po wygraniu Tour de France,porwał ją i zabrał na wakacje na Malediwy,obiecując jej gorące dni i noce.Wreszcie303/440postanowił zostać partnerem z prawdziwego zdar-zenia i wnioskując z tego, co pisze Gaia, niezle muidzie.Przed chwilą wyszłam z metra i idę ulicą,zostawiając za plecami Koloseum, kiedy słyszędobiegający z torby dzwonek telefonu.Nawyświetlaczu pojawia się napis nieznany.Kto tomoże być? Już zaczynam się pocić.To na pewnoon Leonardo.W ułamku sekundy układamw głowie wojownicze przemówienie i już jestemgotowa, by odebrać. Elena? słyszę kobiecy głos, któremu towar-zyszy cichy szum. Tak& odpowiadam, odetchnąwszy z ulgą.Niebezpieczeństwo zostało oddalone. Dzień dobry, tu Gabriella.Ten spokojny, opanowany ton łączy się terazz wyobrażeniem znajomej twarzy.To Borraccini!Czego może ode mnie chcieć o ósmej trzydzieściw sobotni ranek?304/440 Dzień dobry, professoressa wołam, starającsię sprawiać wrażenie całkiem już obudzonej. Słuchaj, jestem w pociągu.Jadę do Rzymu oświadcza. Mam po południu wykład w LetniejSzkole Konserwacji i przyszło mi do głowy, żebyrankiem zobaczyć, jak idą prace.Po plecach przechodzi mi dreszcz przerażenia. Chce pani przyjść do San Luigi? pytam,szukając niepotrzebnego potwierdzenia dlaprzekazu, który sam w sobie był wystarczającojasny. Tak.Prosto ze stacji. Doskonale! Będzie mi miło.Zresztą właśniesama tam jadę w mało przekonujący sposób uda-ję entuzjazm, jednocześnie przypominając sobieo wszystkim, czego jeszcze nie zrobiłam przyfresku.Wpadam w panikę. Poinformuj Ceccarelli, dobrze? ucina,jakby chciała jak najszybciej skończyć tę305/440rozmowę. Bądzcie w kościele o jedenastej.Jazjawię się mniej więcej o tej porze uściśla. Dobrze, professoressa staram się ukryćniepokój za pomocą profesjonalnego tonu.A więc do zobaczenia.Przyspieszam kroku i ignorując czerwone światłaoraz pasy, jakimś cudem docieram do kościołakilka minut przed dziewiątą.Spociłam się jakmysz, a moja twarz płonie, jakbym przebiegładziesięć kilometrów pod górkę, ale gdy tylkoprzekraczam próg świątyni, chłód i cisza tegomiejsca wywierają na mnie natychmiastowy efektuspokajający.Paola już stoi na rusztowaniu, w kombinezonieroboczym i z włosami związanymi na karku. O, jesteś punktualnie! Jak zawsze, prawda? odpowiadamironicznie.Na ogół, pomimo heroicznych wysiłkówi dziesięciu budzików ustawionych w odstępach306/440kilku minut od siebie, nigdy nie udaje mi siędotrzeć do pracy przed dziesiątą. Będziemy mieć gościa informuję ją,wciągając ogrodniczki na szorty i T-shirt. To znaczy? Paola się odwracazaciekawiona. Odwiedzi nas Borraccini odpowiadam,podwijając rękawy i wchodząc na podest. Dz-woniła do mnie przed chwilą. Aha z lekką niechęcią odpowiada Paola.A po co przyjeżdża? %7łeby rzucić okiem, jak idą prace, tak pow-iedziała.Przyznam ci się, że trochę się denerwuję. To ja odpowiadam za to zlecenie, więc pow-innaś obawiać się mojej opinii, a nie jej precyzuje oschle. Jasne, Paola.Ale to ona znalazła mi tę pracęi chciałabym dobrze wypaść. Tak, ale to wyłącznie twoja zasługa, że udałoci się ją utrzymać.307/440Opada mi szczęka& Paola po raz pierwszypowiedziała mi komplement.Nie jestem nawet dokońca pewna, czy dobrze zrozumiałam, bo stoi domnie tyłem, ale chcę wierzyć w to, co usłyszałymoje uszy. W każdym razie nigdy nie lubiłam nies-podzianek mamrocze skwaszona. Masz rację wtóruję jej w nagłym przypły-wie bezczelności. Pieprzyć Borraccini i jej obses-ję kontroli.Paola rzuca mi dziwne spojrzenie, które inter-pretuję jako porozumiewawcze.Odnoszę wrażenie,że fakt posiadania wspólnego wroga łączy nasbardziej niż wszystkie miesiące wspólnej pracy. W każdym razie ja też mam dla ciebiewiadomość odzywa się po chwili. Dobrą, prawda? obracam się i spoglądamna nią szeroko otwartymi oczami z wysokości mo-jego podestu.Ona przytakuje, uśmiechając się lekko.308/440 Ojciec Srge polecił nas w Willi Medici.Wygląda na to, że wezmą nas pod uwagę przy pla-nowaniu kolejnych prac restauracyjnych. Fantastycznie! Musimy więc to uczcić! wykrzykuję i mam ochotę wdrapać się na jejrusztowanie i przybić jej piątkę, ale być możePaola jest już dziś wystarczająco wytrąconaz równowagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]