[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owszem, wiele przedziałów na śródokręciu było nie do użyt-ku, a w korytarzach i maszynowni marynarze brodzili po kolana w wodzie,nie nadszedł jednak jeszcze kres trampa.Jakimś cudem działało całe urzą-dzenie sterowania i można było próbować ustawiać statek dziobem do fali.Przy silniejszym wietrze mogło się to nie udać, lecz na Morzu Barentsa wy-raznie się rozpogodziło.Amerykański Jamestown , który z bitwy wyszedł w najlepszym sta-nie, sygnalizował gotowość przyjęcia holu, co stanowiło jedyny sposób ura-towania parowca z opresji. Kamerun miał rozwaloną burtę i podmuch wybuchu zmiótł z pokła-du jeden z jeepów.Tak więc sztorm ogołocił ze sprzętu przedni pokład, abomba uczyniła to z tylnym pokładem.Uszkodzeń doznał także sprzęt władowni numer cztery, w gruncie rzeczy nie było to jednak nic groznego.Przy większej fali mogła do ładowni dostać się woda, ale pompy pracowałysprawnie.Z załogi jeden był zabity, trzech rannych.Wśród rannychznajdował się drugi oficer.Bosman Wiżajnas, który przeszedł w Szkocjikurs sanitarny, ułożył oficera na koi w jego kabinie.Tam wpakował mu za-strzyk przeciwtężcowy i obmył rany.Pomagał mu w tym marynarz Posada,także po kursie sanitarnym.Ordon dostał trzema odłamkami; jeden rozorałmu bok, drugi utkwił bardzo płytko w przedramieniu, ale trzeci trafił w le-wą nogę.I to była rana najpoważniejsza.Obaj sanitariusze zrobili wszyst-ko, co w takiej sytuacji należało do ich obowiązków.Wiżajnas uczynił na-wet więcej, bo kiedy zauważył, że drugi wraca do przytomności, wszpry-cował mu dawkę morfiny w pośladek, a następnie położył na stoliku wyjętyz przedramienia odłamek, aby oficer znalazł go po obudzeniu.Właśnie skończył, gdy do kabiny zajrzał Saniewicz. No i co? Nic groznego, panie kapitanie, o ile się znam na medycynie. A znacie się znakomicie, co? Nie można powiedzieć, panie kapitanie.Byłem prymusem na kur-sie.Pan Ordon dostał odłamkiem w bok, rana brzydka, ale odłamek poszedłdalej.Dostał także w przedramię, chyba rykoszetem, bo rana płytka i odła-mek sterczał.Można było wyjąć bez kłopotu.Najgorzej z nogą, bo odłameksiedzi.Potrzebna będzie operacja.W Murmańsku mają lekarzy, to się panaOrdona pośle do szpitala. Cała nadzieja w szpitalu na lądzie, bo pod w~aszą opieką nie wy-żyłby długo.Co z innymi rannymi? Już tam lecę.Jest przy nich teraz marynarz Ciuba, też po kursie. Zaaplikowaliście coś Ordonowi? Odkaziłem rany, obandażowałem i dałem morfiny, żeby pan Ordonsobie pospał.Przeciwtężcowy też, panie kapitanie.Tak mnie uczono. No już dobrze, biegnijcie do innych!Obaj marynarze wyszli pospiesznie z kabiny, a wtedy Saniewicz pod-szedł do rannego i popatrzył na jego uśpioną twarz, potem na małpiarskipyszczek pluszowego misia, wzruszył ramionami i wyszedł.Oficer radio zameldował mu, że nadał już wiadomość tekstem otwar-tym do Murmańska i że ma kontakt z krążownikiem Halifax". Chyba rzucą nam z konwoju coś dla osłony.Nie powiedzieli co, alemamy utrzymać ten sam kurs.Murmańsk też wie już o nas, może przyśląosłonę mówił radiooficer.Informował także, że odebrał wezwania o pomoc od jakiegoś statku,ponadto kilka rozmów w języku rosyjskim i kilka po niemiecku.W godzinę pózniej spostrzegli podchodzący ku nim szary kształt okrę-tu wojennego.Była to korweta Seawolf" z konwoju, ta sama, która poma-gała panamskiemu rescue-ship", gdy ten ewakuował załogę pierwszegozaatakowanego statku z konwoju.Zjawienie się angielskiego okrętu przy-witały załogi trzech maruderów gromkim hip-hip-hura!", ale nie umilkłyjeszcze okrzyki, gdy nagle z pokładu korwety zapiał w charakterystycznysposób klakson alarmowy.Tym razem nie były to samoloty, choć basowemruczando ich silników przewalało się ciągle gdzieś w oddali, pod pułapemhoryzontu.W pobliżu zespołu kręcił się okręt podwodny.Korweta zmieniłakurs i całą mocą maszyn pognała w kierunku domniemanej obecności U-boota.Wkrótce charakterystyczne odgłosy wyrzucanych bomb głębino-wych poinformowały o rozpoczęciu ataku.Podwodne detonacje wysadziływ górę słupy białej piany.Z maszynowni Kamerunu" pytano, czy to znównalot, bo wstrząsy potrzaskały im jakieś manometry i żarówki.Obecność korwety wlała w serca marynarzy otuchę.Sytuacja nie wy-dawała się już tak grozna, choć w rzeczywistości było inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]