[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z ciężkim łomotem i wybuchem dymu wylądowali.Drizzt wypełzł spod Catti-brie i ukląkł, usiłując złapać oddech.Catti-brie leżała pod nim, bladai poobijana, widoczne były tuziny ran, najgorsza była odniesiona w potyczce ze szczurołakami.Większość jej szat nasiąkła krwią, krew zlepiła jej włosy, lecz serce w Drizzcie nie opadło na tenprzerażający widok, gdyż zauważył pewną oznakę życia, gdy spadali.Catti-brie jęknęła.* * *LaValle gramolił się za małym stolikiem. Trzymaj się z dala ode mnie, krasnoludzie ostrzegł. Jestem czarnoksiężnikiemo wielkiej mocy!Po Bruenorze nie było znać przerażenia.Ciął swym toporem przez stół i pokój wypełniłaeksplozja dymu i iskier.Gdy LaValle w chwilę pózniej odzyskał wzrok, stwierdził, że stoi twarząw twarz z Bruenorem; z rąk i brody krasnoluda unosiły się smużki szarego dymu.Mały stół leżałpołamany na podłodze, a kryształowa kula czarnoksiężnika rozłupana była na pół. Tylko tyle potrafisz? zapytał Bruenor.LaValle nie mógł wykrztusić słowa.Bruenor chciał go zabić, wbić swój topór dokładniemiędzy krzaczaste brwi tego człowieka, lecz to właśnie Catti-brie, jego piękna córkanienawidziła zabijania z całego serca, jeśli miało ono oznaczać zemstę.Bruenor nie chciałsplamić jej pamięci. Cholera! jęknął, waląc czołem w twarz LaValle a.Czarnoksiężnik uderzył w ścianę i stałtam, oszołomiony i w bezruchu, aż Bruenor chwycił go ręką za pierś, wydzierając przy okazjisporą garść włosów i rzucił twarzą o podłogę. Moi przyjaciele mogą potrzebować twojejpomocy, czarnoksiężniku warknął krasnolud więc pełzaj.I wiedz, że jeśli zrobisz choć jedenruch, który nie będzie mi się podobał, mój topór odetnie ci głowę!Na wpół świadomy LaValle z trudem słyszał słowa, lecz doskonale wiedział, co krasnoludma na myśli, i zmusił się do pełzania na czworakach.* * *Wulfgar oparł stopę o żelazną podstawę Pierścienia Tarosa i zacisnął swój żelazny chwyt nałokciu demodanda, opierając się potężnemu ciągnięciu stwora.W drugiej ręce barbarzyńcatrzymał w pogotowiu Aegis-fang, nie chcąc jednak nim machnąć przez planarną bramę, leczmając nadzieję, że na tym świecie pojawi się coś bardziej podatnego na zranienie, niż łokieć.Szpony demodanda wyrwały głębokie rany w jego ramieniu, brudne rany, które będą siędługo goiły, lecz Wulfgar nie zważał na ból.Drizzt powiedział mu, aby trzymał bramę otwartą,jeśli kiedykolwiek kochał Catti-brie.Będzie trzymał bramę otwartą.Minęła następna sekunda i Wulfgar zobaczył, że jego ręka ześlizguje się niebezpiecznieblisko bramy.Mógł dorównać siłą demodandowi, lecz siła demodanda była magiczna, niefizyczna, a Wulfgar osłabł już dawno.Jeszcze cal, a jego ręka przejdzie przez bramę do Tartaru,gdzie bez wątpienia czekają inne głodne demodandy.W umyśle Wulfgara zabłysło wspomnienie,ostatni obraz Catti-brie, pobitej i leżącej bez życia. Nie! warknął, ciągnąc potężnie swą ręką, aż razem z demodandem znalezli się napozycjach wyjściowych.Nagle opuścił ramię, szarpnąwszy demodanda w dół.Zadziałało.Demodand stracił równowagę i przewrócił się, jego głowa wychyliła się przezPierścień Tarosa na Pierwszy Plan Materialny tylko na sekundę, lecz na wystarczającą, abyAegis-fang szybkim uderzeniem roztrzaskał jego czaszkę.Wulfgar cofnął się o krok i chwycił swój młot bojowy w obie ręce.Następny demodandchciał przejść przez bramę, lecz Wulfgar odrzucił go z powrotem do Tartaru kolejnym potężnymuderzeniem.Pook przyglądał się temu wszystkiemu zza swego tronu, jego kusza ciągle była wycelowana,aby zabić.Nawet mistrz gildii stwierdził, że jest zahipnotyzowany samą siłą olbrzymiegomężczyzny, a gdy jeden z eunuchów przyszedł do siebie i wstał, Pook skinął ręką, aby odsunąłsię od Wulfgara nie chcąc zakłócać oglądanego spektaklu.Jednak jakieś szuranie z boku zmusiłogo do oderwania wzroku.To LaValle wypełzł ze swego pokoju; wymachujący toporemkrasnolud podążał tuż za nim.Bruenor natychmiast zobaczył straszliwe niebezpieczeństwo, w obliczu którego stał Wulfgari wiedział, że czarnoksiężnik może tylko skomplikować sprawę.Chwycił LaValle a za włosyi pociągnął go tak w górę, że ten aż ukląkł.Obszedł go, żeby móc stanąć przed jego twarzą. Dobry dzień do spania skomentował krasnolud, uderzając czołem w czołoczarnoksiężnika, pozbawiając LaValle a przytomności.Usłyszał jeszcze szczęknięcie za sobą,gdy czarnoksiężnik osunął się na ziemię i odruchowo uniósł tarczę między sobą a zródłemdzwięku, w samą porę, aby zasłonić się przed strzałą z kuszy Pooka.Strzała wybiła dziuręw herbie przedstawiającym kufel pieniącego się piwa i minęła w niewielkiej odległości ramięBruenora, przebijając się na drugą stronę.Bruenor wyjrzał ponad brzegiem swej cennej tarczyi spojrzał groznie na Pooka. Nie powinieneś był ranić mej tarczy! warknął i ruszył do przodu.Olbrzym ze wzgórz chciał się wtrącić.Wulfgar zobaczył jego ruch kątem oka i także chciał dołączyć szczególnie, że Pook zajętybył ponownym ładowaniem swej ciężkiej kuszy lecz miał swe własne kłopoty.Przez bramęwpadł nagle skrzydlaty demodand i błysnął obok Wulfgara.Tylko doskonale wyrobione odruchyuratowały barbarzyńcę, gdyż wyrwał rękę i chwycił demodanda za nogę.Pęd stwora rzuciłWulfgara do tyłu, jednak barbarzyńcy udało się utrzymać chwyt.Rzucił demodanda obok siebiei zwalił go na podłogę jednym ciosem młota bojowego.Kilka ramion, rąk i głów wysunęło sięprzez Pierścień Tarosa, a Wulfgar, wymachując z furią Aegis-fangiem, mógł je tylko utrzymać naodległość.* * *Drizzt, z Catti-brie przewieszoną bezwładnie przez ramię, biegł zadymionym mostem.Nienapotykał dalszego oporu przez wiele minut i zrozumiał dlaczego, gdy dotarł w końcu do bramyplanarnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]