[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy byli takdo tego przyzwyczajeni jeszcze z dawnych czasów, że zgadzanosię na to bez szemrania.Fotel jej opierał się oparciem o łóżko.Daremnie ktoś szukałby w pokoju innego, nawet dla jej dzieciz nieprawego łoża.Księżna Orleańska nie była pod tym względembardziej uprzywilejowana od innych.Książę Orleański i jego cór-ka zawsze bardzo ją lubili i często składali jej wizyty.Dla nichwnoszono fotele i dla księżnej Kondeuszowej, lecz ze swojegopani de Montespan nigdy się nie ruszała i na myśl jej nieprzyszło ich odprowadzać.Księżna Orleańska nie przychodziłaprawie nigdy i dziwiła się tym obyczajom.Można sobie wyobra-zić, jak byli przyjmowani inni.W pokoju były małe krzesełkaz oparciami, składane, ustawione po obu stronach fotela, jednenaprzeciw drugich, a przeznaczone dla odwiedzających i dlatych, którzy mieszkali z nią razem: siostrzenic, biednych panie-nek, panien i kobiet, które utrzymywała i które pomagały jejprzyjmować gości.Cała Francja przychodziła do niej.Nie wiem, czemu przypisać,że stało się to z czasem obowiązkiem.Damy dworu czuły sięobowiązane do składania hołdów jej córkom; mężczyzni bez spec-jalnych powodów czy okazji odwiedzali ją rzadko.Mówiła dokażdego jak królowa na dworze, która zaszczyt sprawia temu, dokogo raczy się odezwać.Zawsze z największym szacunkiem zwra-cał się do niej każdy, kto do niej wchodził, ona sama zaś nieskładała wizyt nikomu, ani księciu Orleańskiemu, ani księżnej,ani ich córce, ani Kondeuszom.Do tych, których chciała wyróżnić,pisywała czasami, lecz nie do wszystkich, którzy ją odwiedzali.Była otoczona majestatem, a przed bramą jej domu stale widniałtłum stłoczonych pojazdów.Piękna jak jutrzenka aż do osta-tnich dni życia, nigdy nie słabująca, a zawsze przekonana, że chorai lada chwila umrze.Obawa ta utrzymywała ją w zamiłowaniu dopodróży, a w każdą drogę zabierała zawsze siedem czy osiem osób 41z towarzystwa.Zawsze urocza, w towarzystwie zachowywała sięz wdziękiem, który kazał wybaczać dumę i jej konsekwencje.Trudno o bardziej wdzięczny umysł, wytworną uprzejmość, właś-ciwe jej tylko wyrażenia, wymowę, wrodzoną jasność sądu, któryczynił jej rozmowę osobliwą, lecz uroczą, i której rodzaj tak sięudzielał, że siostrzenice i osoby ciągle z nią przebywające, jejdworki i te, które, nie będąc nimi, były u niej chowane, wszystkieod niej ten sposób rozmowy przejęły i dziś jeszcze można gopoznać u tych nielicznych osób, które z jej otoczenia pozostały.Był to sposób mówienia właściwy całej jej rodzime, braciom i sio-strom.Zajmowała się gorliwie czy może bawiła kojarzeniemmałżeństw, a szczególnie wydawaniem za mąż młodych panien,że zaś nie pozostało jej wiele po wszystkich jałmużnach, jakierozdawała, swatała przeważnie biedę z nędzą.Nigdy od chwiliopuszczenia dworu nie poniżyła się prośbą o cokolwiek, czy to dlasiebie, czy dla kogokolwiek.Kiedy ostatni raz, jak to było w jejzwyczaju, była w Bourbonne i nie w interesie, wypłaciła za dwalata z góry wszystkie, bardzo liczne pensje, jakie dawała osobombiednym, prawie wszystkim pochodzącym ze zubożałej szlachty,i podwoiła wszystkie jałmużny.Choć była w najlepszym zdrowiui sama to potwierdzała, mówiła, iż sądzi, że z tej podróży niewróci, a wszyscy biedacy dzięki tej wypłacie z góry będą mieliczas poszukać sobie innego zródła utrzymania.W rzeczywistościzawsze myślała o śmierci, mówiła o niej jak o czymś bardzobliskim, choć była w doskonałym zdrowiu i mimo całej obawy,mimo pilnujących ją niewiast i stałego przygotowywania się dotej chwili nie miała nigdy ani doktora, ani nawet chirurga.Raptem jednej nocy poczuła się tak zle, że strzegące jej osobypoleciły obudzić wszystkich domowników.Marszałkowa Coeuvresprzybiegła pierwsza i spostrzegła, że pani de Montespan dusi sięi traci przytomność.Kazała natychmiast, na swą odpowiedzial-ność, podać emetyki, jednak porcja była tak silna i skutek takwszystkich przeraził, iż zastosowano lek na powstrzymanie, comoże przypłaciła życiem.Skorzystała z chwili polepszenia, by się wyspowiadać i przyjąćsakramenty.Przedtem kazała zwołać całą służbę, nawet najniższą,odbyła spowiedz publiczną ze swych publicznie popełnionychgrzechów i przepraszała za zgorszenie, którego tak długo byłaPrzyczyną, a nawet za swoje kaprysy, a uczyniła to z pokorą tak 42mądrą, tak głęboką, tak wielką wyrażającą skruchę, że trudnoo coś bardziej budującego.Z wielką pobożnością przyjęła nastę-pnie ostatnie sakramenty.Strach przed śmiercią, który przez całeżycie tak bardzo ją dręczył, opuścił ją nagle teraz i już nie do-kuczał.Podziękowała Bogu w obecności wszystkich, że pozwoliłjej umierać daleko od dzieci swego grzechu i podczas całej chorobyten jeden tylko raz o nich wspomniała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]