[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Demony, które opętały Lajlę, teraz zmieniają brzozę, rytuały oczyszczające nie zdołałyich wygnać.Nagle przypominam sobie mój dawny żart o krwi driad płynącej w żyłach żony.Ale teraz wcale nie jest mi do śmiechu.Coś we mnie pęka.Dopadam do dzikiej róży, szarpię za cierniste gałęzie i próbuję wyrwać krzak zkorzeniami.- To twoja wina! - drę się jak szaleniec.- Wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty, terazbyłaby tu ze mną, chciałaby żyć! Dlaczego musiałaś umrzeć, dlaczego mi ją odebrałaś?Dlaczego?!Długie, giętkie pędy bezlitośnie smagają mnie po plecach, do krwi rozdrapują mi skóręna ramionach i policzkach.Nie czuję nic.Tylko obezwładniający ból i bezsensowny gniew.Siedzę na podłodze pod ścianą salonu, słuchając krystalicznie czystych dzwiękówpozytywki.Wszystko jest inaczej.Dom stał się pusty i cichy.Nie słychać w nim śpiewu Lajliani płaczu Róży, z kuchni nie dochodzi ostra woń pieprzu i imbiru.Melodia kołysanki brzmiobco i fałszywie, a widok szklanej kuli nie fascynuje nikogo, nie wywołuje już niczyjegouśmiechu.Budzi we mnie jedynie tęsknotę i cierpienie.Czuję, że nie wytrzymam, poczuciewiny trawi mnie od środka, zmienia serce w krwawiący strzęp wspomnień.Nie mam już nic.Zostałem sam z umysłem pełnym upiorów przeszłości, sam w piekle mojej tragedii, którąprzeżywam wciąż i wciąż, w kółko, bez końca, bez wytchnienia.Na tym właśnie polegają piekła.Na ciągłym powtarzaniu. Jestem potwornie zmęczony, a tłoczące się pod czaszką myśli sprawiają, że chce mi sięwyć.Jedyne, czego pragnę, to zasnąć, ale bez snów, bez koszmarów, bez strachu, że znówprzeżyję to wszystko na nowo.Po prostu zamknąć oczy i delektować się ciemnością, ciszą,niemyśleniem, wyłączyć się, ochłonąć, wyczyścić umysł.Po prostu zapomnieć.Desperacko chwytam się tego rozwiązania, przecież nie mam już nic do stracenia.Absolutnie nic.Niepamięć to wybawienie.Niepamięć mnie wyzwoli.- To nie jest dobry pomysł - mówi Feliks, w zamyśleniu mierzwiąc rudą czuprynę.-Karev, ty się nie pogodziłeś z ich stratą, usunięcie tych wspomnień niczego zmieni.- Dlaczego?- Twój ból jest zbyt silny, za bardzo za nimi tęsknisz.To wróci do ciebie jakbumerang, musiałbym.- Co? - pytam żywo.Zrobię wszystko, żeby zapomnieć.- No mów!Patrzy na mnie oczami koloru piasku, milczy długo, zaciskając usta.- Musiałbym użyć naprawdę gęstej mgły niepamięci.Ale to nie jest wskazane.Jużpomijam fakt, że twoja osobowość może ulec całkowitej zmianie i że najpewniej nie będzieszw stanie gromadzić nowych wspomnień.Najgorsze niebezpieczeństwo stanowią twojarozpacz i tęsknota, bo mimo wyczyszczonego umysłu one w tobie pozostaną, rozumiesz?Zaczniesz szukać Lajli, choć nie będziesz jej pamiętał.Nie będziesz wiedział, kim ona jest,nie będziesz rozumiał swojego pragnienia, by ją odzyskać.I choć zrobisz wszystko, bypoznać tajemnicę, nie dasz rady dopasować elementów układanki, ta nierozwiązana zagadkadoprowadzi cię do szaleństwa.Wpadniesz w obłęd.- To pewne?- Bardzo prawdopodobne.- Ale nie wiesz na sto procent.Zatem zaryzykuję.- Karev, ty potrzebujesz terapii.- Zaryzykuję! - powtarzam z naciskiem.Też potrafię być uparty.- Już jestem bliskiobłędu! Od pół roku chodzę na terapię, ale ona nic nie daje i dłużej tego nie zniosę! Nie chcęich mieć w mojej głowie ani chwili dłużej, słyszysz, co mówię?- Słyszę.- Więc zachowaj się jak przyjaciel i pomóż mi zapomnieć. Mijają wieki, zanim odzyskuję przytomność.Budzę się powoli, w uszach dzwoniprzerazliwie, mózg kipi pod obolałą czaszką, kruchą tak, jakby kości zastąpiło cienkie szkło.Kolejne sto lat pózniej białe światło, które zalało moją świadomość oślepiającą strugą,wreszcie przygasa, a myśli wypełniają mgły i cienie.Staram się je przegonić, są jednakbardzo powolne i bardzo uparte.Resztki wspomnień walają się bezładnie na dnie pustegoumysłu jak rozsypane puzzle.Mimo najszczerszych chęci nie umiem poskładać ich zpowrotem w całość.Są niekompletne, z chirurgiczną precyzją wykrojone z kontekstu.Skalpelniepamięci ciął pewnie i czysto, nie pozostawiając żadnych wskazówek, żadnego punktuzaczepienia dla jakichkolwiek domysłów.Za cholerę nie jestem w stanie dostrzec większegoobrazu czy jakiegoś wzoru, który pozwoliłby domyślić się, co widnieje na brakującychelementach.Brakuje zbyt wielu, bym mógł dopowiedzieć sobie resztę.Zupełnie jakby ktośzaczerpnął dłonią i wyrwał mi pamięć z korzeniami, zostawiając tylko kilka suchych liści,ostrych cierni i garść ziemi.Okruchy wspomnień grzechoczą cicho na dnie czaszki jakostatnie ziarenka piasku w rozbitej klepsydrze.Wiem, że gdzieś tam są, lecz nie mam do nichdostępu.Otwieram oczy i spoglądam w górę.Wygięte i poskręcane drzewo ma wyrazny kształt nagiej kobiety.Wściekły jesiennywiatr rozwiewa jej gałęziste włosy.Liście są białe i zaskakująco bujne, jak na tę porę roku.Niebo zakrywają chmury, które pędzą tak szybko, że ulegam niezwykle przekonującemuzłudzeniu i widzę niemal, jak konary ramion omdlewają, pień ugina się i drzewna kobietatraci równowagę, pada na ziemię, wciąż, bez końca, nieodwołalnie.Mozolnie dzwigam się na zdrętwiałe nogi.Stawy stękają z wysiłku, a w mięśniachczuję nieprzyjemne mrowienie.Wiatr przedziera się przez przemoczone ubranie, zimny iprzenikliwy jak oddech królowej lodu.Przytrzymuję się drzewa porośniętego fiołkowymmchem.Czarne plamy wirują mi przed oczami, czuję, jak kolana uginają się pode mnązdradliwie.Wiem, że jeśli teraz zrobię choć krok, wyląduję w błocie szybciej, niż wstałem.Obejmuję pień ramionami i czekam, aż miną zawroty głowy, a wzrok z powrotem odzyskaostrość.Mech łaskocze mnie w policzek, a w jego delikatnym zapachu jest coś kojącego iuspokajającego.Z niewyjaśnionych przyczyn kora pachnie pieprzem i imbirem.Z czymśkojarzy mi się ta woń, tak, z czymś ważnym.Ale nie pamiętam, z czym.Nie pamiętam nic.Amnezja mija powoli.Wiem już, kim jestem, jak się nazywam i czym się zajmuję. Rozpoznaję Feliksa, mojego przyjaciela.Pamiętam go dobrze, potrafię przywołać wszystkienasze rozmowy od dnia, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy.Wyjaśnił mi, że kupiłem tendom od jakiegoś młodego małżeństwa, stąd ten pokój dziecięcy, kołyska i inne klamoty,których pochodzenie do tej pory było dla mnie prawdziwą zagadką.Podobno miałemwypadek, w wyniku którego straciłem pamięć, lecz Feliks twierdzi, że niedługo będę mógłwrócić do pracy.Nazywam się Marek Karewicz, jestem nekromantą i demonologiem, pracujędla Wydziału Opętań i Nawiedzeń.Przyjaciele mówią mi Karev.Wiem coraz więcej.Nie rozumiem tylko, dlaczego drzewo w ogrodzie tak bardzo się zmienia.Zrobiło sięcałe czarne, obawiam się, że umiera.Szkoda.Bardzo je lubię, choć wygląda upiornie.I tenzapach.Nie ma już mchu, lecz w powietrzu wciąż unosi się ostra, intensywna wońprzypraw, oczami wyobrazni wciąż widzę fiołkowe listki upstrzone kropelkami rosy.Być może to głupie, ale tęsknię za nimi, czuję, jakbym utracił coś ważnego.Mam koszmary.Widzę kaskadę loków o barwie dojrzałych wiśni, czuję zapach pieprzui imbiru, widzę rozgwieżdżone fioletowe niebo.Boję się, że wariuję.Nie wiem, kim ona jest.Feliks mówi, że to tylko fantazja.On nie rozumie.Ja muszę ją odnalezć.Drzewo w kształcie mdlejącej kobiety czerni się na tle granatowego nieba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl