[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście Sol miała jeszcze sporo czasu.Długo szukała właściwego miejsca, nieśmiejąc pytać o nie ludzi z wiosek, które mijała.73Na zmianę jadąc wierzchem i idąc, szukała czegoś jeszcze: pokrzyku wilczej jagody,zwanego niekiedy belladonną, ziela, którego brakowało jej, by móc udać się na Blokksberg.Za każdym razem, gdy jadąc wzdłuż plaży odpoczywała, rozglądała się za nim.Terazszukała w lesie, pod drzewami, nie bardzo wiedząc, czego powinna szukać.Hanna nigdy gojej dokładnie nie opisała, mówiła tylko, że bardzo trudno spotkać go w Trondelag.DlategoSol takie nadzieje łączyła z południową Skanią.Zatrzymała się i zapatrzyła w widnokrąg.Mimo że upłynęło czternaście lat od czasu, gdywidziała Hannę po raz ostatni i obraz jej zaczął się już zacierać, więz, która je łączyła,istniała nadal.Więz między dwiema istotami, które się w pełni rozumiały.- Hanno - szepnęła Sol.- Dlaczego zostawiłaś mnie samą? Dlaczego Heming Zabójca Wójtazgasił twe życie, nie pozwolił nam współdziałać? Jestem taka samotna na tym świecie,Hanno! Bezgranicznie samotna!74ROZDZIAA VIPodczas gdy Sol błądziła po zazielenionych wiosną bukowych lasach, Liv stała przy oknie wkupieckim domu w Oslo i spoglądała na błoto na ulicach.Deszcz siąpił bezlitośnie.Uczucie ściskania w żołądku nie chciało jej opuścić, tak samo jak uczucie zniechęcenia.Poddenerwowana, niespokojna, uderzała palcami o parapet.Gdyby tylko mogła czymś sięzająć! Wszystko jednak, czego się tknęła, pociągało za sobą jeszcze większe wyrzutysumienia.Czy wolno jej się tym zajmować? Czy to przystoi żonie? Czy kiedykolwiek sięnauczy właściwego zachowania, ona, przywykła do niesienia pomocy, gdzie tylko byłotrzeba, wychowana w atmosferze miłości i troski o drugiego człowieka.Przyzwyczajona domyślenia o zadowoleniu innych ludzi, do dbania, by wszyscy mogli robić to, co sprawia imprzyjemność, co czyni ich szczęśliwymi.Tutaj łajano ją, gdy pomagała w nieodpowiednimmomencie.Ale który moment był właściwy? Wydawało się, że każdego dnia jest inaczej.Jakże miewają się w domu w Lipowej Alei?Tam chyba też pada deszcz.W takie dni woda ściekała po listkach lip i w alei tworzył sięmaleńki strumyk.A na dziedzińcu, tuż obok schodów, stała wielka kałuża.Od lat ojciec miałzamiar coś z tym zrobić, ale zapominał, kiedy tylko przestawało padać.Pewnie dopiero Aresię tym zajmie.Reszta rodzeństwa była w Danii.Niedługo obydwoje wrócą do domu.A ona do domu niepojedzie.Opuściła Lipową Aleję i Grastensholm na zawsze, a Laurents ciągle odmawiał, gdyproponowała odwiedzenie rodziny.Zazwyczaj twierdził, że nie ma na to czasu. A poza tymnie powinnaś bywać tam zbyt często - mawiał zwykle.- Co za dziwni ludzie! CharlottaMeiden to przecież kompromitacja dla swego stanu, jest taka radykalna.Niezamężnakobieta i w ogóle.Liv znała zdanie Laurentsa na temat Charlotty: powinna być ukarana, zakuta w dyby iwystawiona na publiczne pośmiewisko, tak jak działo się z każdą samotną matką.Wszyscy,nawet ojciec dziecka, mieli prawo opluwać taką i obrzucać kamieniami.Charlotcie udało siętego uniknąć, z czego Laurents był wyraznie niezadowolony.Twierdził, że takie przypadkiprzyczyniają się do ogólnego upadku moralnego.Liv nie potrafiła wyobrazić sobie dobrej, życzliwej Charlotty zakutej w dyby.NaturalnieLaurents nie wiedział nic o tym, że mały Dag został porzucony w lesie na pewną śmierć.Tego nie miała odwagi, ani też ochoty, powiedzieć mężowi. Tak, twój ojciec zarabia bez wątpienia niezłe pieniądze, jego więc mogę zaakceptować -mówił Laurents, kiedy wspominali jej rodzinę.Zawsze jednak w jego głosie dzwięczałpogardliwy ton.- Ale musisz przyznać, że poza wszystkim on jest bardzo dziwny.No ipięknym, na Boga, nie można go nazwać!75Liv zawsze uważała swego ojca za najpiękniejszego na ziemi.Nikt nie miał oczu tak pełnychmiłości jak on. Twój brat Are jest do wytrzymania.Przynajmniej mówi tak, że można go zrozumieć, chociażto tylko chłop.A twoja matka? Też jest zbyt postępowa.Chodzi z gołą głową, jakby żyła ztwoim ojcem w grzechu.To po niej odziedziczyłaś taką niezaradność w prowadzeniu domu,prawda? I te idiotyczne pomysły, by malować!Liv nigdy nie ośmieliła się zdradzić Laurentsowi tajemnicy, że Silje to właśnie Mistrz Arngrim,którego tak podziwiał.Koniecznie chciał mieć namalowaną przez niego tapetę.Nie dostałjej, bo Mistrz miał zbyt wiele zamówień.A nieudolność w prowadzeniu gospodarstwa? Wdomu wszyscy mówili zawsze, że Liv, w przeciwieństwie do Silje, jest doskonałągospodynią.Tu jednak do jej obowiązków należało coś zupełnie innego.Miała zarządzać,wydawać polecenia służbie i zawsze być na miejscu, kiedy potrzebował czegoś Laurents lubjego matka.Liv nie lubiła komenderować służbą.W domu zwracano się do wszystkich życzliwie i w raziepotrzeby pomagano w pracach domowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]