[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ten szampan też jest mydlany? Obawiam się, że tak.Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. %7łyczy pan sobie, abym zawołał pana Kriendlera? Rodney znów wyjął portfel iwcisnąłkelnerowi do ręki dziesięciodolarowy banknot. Powiedzmy, że dzisiejszego wieczora najwyrazniej nie było nam pisane zrujnowaćsię w 21 i poprzestańmy na tym. Byłeś doskonały  zaśmiała się Esther, kiedy mknęli przez Riverside Drive. Byłem zły  odparował Rodney. No cóż, miałeś prawo być zły.Dwie butelki zepsutego szampana pod rząd! Nie byłem zły na Waldo, tylko na ciebie.Esther trzymała sobie ręką kapelusz i patrzyła na niego zdziwiona. Byłeś zły na mnie? O co? Zgadza się, na ciebie.Byłem zły, dlatego że próbowałaś zrobić ze mnie idiotęna oczach połowy Nowego Jorku.Byłem zły na ciebie, ponieważ musiałem udawać, że wiem, jaksmakujeten cholerny mydlany szampan, po to abyśmy oboje mogli wynieść się stamtąd,zachowującodrobinę godności.A i tak będą o tym pisać we wszystkich gazetach.Esther nie odzywała się.Z obu stron cicho przepływały fale ulicznych świateł.Woddali, zlewej strony widać było czarną, lśniącą rzekę Hudson, która wyglądała jak rzekaropy naftowej.Na jej powierzchni unosił się księżyc.Po nocnych imprezach Rodney i Esther zawsze najbardziej lubili mknąć przezRiverside Drivew stronę Harlemu i z powrotem, rozrywając po drodze pajęczyny.To było lepszenawet odświeżych jajek z ostrą, czerwoną papryką, polanych sosem Worcestershire.Przejeżdżali wówczasna czerwonych światłach, wyprzedzali śmieciarki i trąbili klaksonem, pędząc ponędznych,uśpionych uliczkach.Potem z rykiem silnika zawracali w stronę śródmieścia ijechali naśniadanie do hotelu Plaża.Jednak dziś wieczorem Rodney nie miał nastroju do takiej jazdy.Szarpał dzwigniązmianybiegów, jakby chciał wyrwać ją z podłogi.Esther powiedziała: Rodney, naprawdę ten szampan miał mydlany smak. Na litość boską, Esther! Proszę, daruj sobie! Dał się pić, wiesz o tymdoskonale.Zrobiłaświdowisko, które nie miało nic wspólnego z mydlanym szampanem.Prowadziłaś mniepublicznie na smyczy jak jakiegoś cholernego, tresowanego psa!  Wyrzuciłniedopałekpapierosa przez okno samochodu, po czym oświadczył:  Możliwe, że mam całemnóstwo wad,Esther, ale nie jestem posłusznym głupkiem, którym się dyryguje.Esther przyglądała mu się bardzo długo.Dojechali już prawie do Sto TrzydziestejCzwartejUlicy. Rzecz w tym, czy mnie kochasz?  zapytała. Czy ja cię kocham? Do diabła, a jak myślisz? Wobec tego zawiez mnie gdzieś  rzekła. Zawiezć cię gdzieś?  Rzucił jej szybkie spojrzenie.Nie wiedział, czy możewierzyćwłasnym uszom.Położyła rękę na jego udzie.Jego mięśnie zadrgały, gdy puścił sprzęgło. Wiesz, co mam na myśli.Gdzieś, gdzie nikt nas nie zna. Naprawdę chcesz tego?  Jego głos był teraz bardzo zmieniony. Oczywiście, że tak.Nie prosiłabym cię, gdybym nie chciała.Rodney oblizał wargi. W porządku.W takim razie zawiozę cię gdzieś.Pojedziemy za miasto.Nie maszchyba nic przeciwko małej przejażdżce?Po tym jak zgodziła się pójść z Rodneyem do łóżka, uznała, że ta noc stanowiłagłównierodzaj zadośćuczynienia.Możliwe, że był to także przejaw jakiejś brawury.W tensposób chciałaudowodnić Rodneyowi i samej sobie, że jest teraz swoją panią, więc jeżelizapragnie kochać się zjakimś mężczyzną, to może to zrobić i zrobi to.Być może próbowała się nawet wten sposóbzemścić na Sachy za to, że był we Francji, podczas gdy ona znajdowała się tutaj.Nadal uważała, że Rodney jest pociągający, chociaż nie miał ani odrobiny tego jene saisquoi* Sachy ani uroku skrzywdzonego szelmy.Rodney jako znakomity tancerz ipierwszorzędnytenisista miał szerokie plecy i potężne uda, których nie zdołałaby objąć dłońmi.Prawie gokochała.Kochałaby go, gdyby nie Sacha.Tej nocy przekonała się jednak, że wsprawach miłości prawie jest jeszcze gorsze niż  wcale.Zawiózł ją do przydrożnego motelu, Mamaroneck Auto Court, niedaleko WhitePlains.Esthernie pytała, skąd o nim wiedział.Podejrzewała, że było to jedno z tych miejsc,dokąd lubiący sięzabawić członkowie Phi Delta Kappa przywozili bez wiedzy rodziców dziewczyny, zktórymi niemogli pokazać się w towarzystwie.W ciasnym biurze, wyłożonym zniszczonym,czerwonymdywanikiem i lepem na muchy, Rodney podpisał listę gości:  Pan John Emshwiller ipaniEmshwiller.Taki mały, prywatny żart  Emshwiller był jego szkolnymnauczycielem biologii.Właściciel o twarzy jak księżyc w pełni przyglądał mu się z miną znudzonegoastmatyka.Powoliskubał na łokciu swoją zgniłozieloną, wełnianą marynarkę, a następnie nawijałwyskubaną nitkęna palec.Trzymając się pod rękę, przeszli po chodniku z desek, który prowadził dopokojów.Niedalekowejścia do zajazdu znajdował się oświetlony szyld przedstawiający śpiącego włóżku,uśmiechniętego komiwojażera, z którego nosa wydobywały się literki  z z z z.Rodneyprzyjrzał się badawczo drzwiom i powiedział: To tutaj, numer dwanaście. Otworzył je.Wewnątrz czuć było ciepłą woń pleśni i środków owadobójczych.Zanim włączyłświatło,wziął ją w ramiona i pocałował.Esther nagle uświadomiła sobie, jaka wporównaniu z nim jestmalutka i bezbronna.Jego pocałunek był oschły, lecz pełny pożądania.Zanimskończył ją całować, zaczął jej rozpinać sukienkę na plecach.Usiadła na brzegu łóżka i zapaliła światło.Aóżko było przykryte obrzydliwieróżową,wzorzystą, bawełnianą narzutą.Esther podskoczyła na nim i stwierdziła: Przynajmniej nie skrzypi.Rodney rozluznił krawat i rozpiął mankiety. Esther, wiesz, że możemy jeszcze zaczekać.Nie musisz mi niczego udowadniać.Zawahała się przez sekundę czy dwie.Z sąsiedniego pokoju dochodził dzwiękradia.Usłyszała głos Johnny ego, który wołał:  Philip Mawriss! Zdjęła swoją jedwabnąsukienkęprzez głowę.Jej piersi uniosły się na moment, a następnie opadły delikatnie izakołysały sięprowokacyjnie. Wiem, że nie muszę, Rodney  rzekła. Ale z drugiej strony ty także niemusisz miniczego udowadniać.Rodney zdjął wieczorowe buty i rozpiął pasek, nie spuszczając ani na momentwzroku zEsther.Uważał, że w kręgu światła, które dawała tandetna, stojąca na stolikuprzy łóżku lampka zróżowymi ozdóbkami, Esther wyglądała jednocześnie jak księżniczka i eleganckadziwka.Miałapięknie ostrzyżone włosy, doskonały makijaż, kosztowny naszyjnik i gładką skórę.Uśmiechałasię takim uśmiechem, jakiego nigdy przedtem u niej nie widział.Do tej poryistniało między nimiporozumienie, że będą czekać aż do ślubu.Rodney podszedł do łóżka ubrany w szorty. Nie  powiedziała Esther, chwyciła pasek i ściągnęła je na wysokość kolan.Zaparło jejdech w piersiach na myśl o własnej śmiałości: był to dopiero drugi mężczyzna wżyciu, któregodotykała.Ujęła jego męskość w rękę i zaczęła powoli pocierać w dół i w górę,cztery czy pięćrazy, patrząc mu przy tym prosto w oczy z niezmiennie wyzywającym wyrazemtwarzy.Miałaochotę być wyzywająca.Czuła się tak, jakby chciała zaszokować cały świat.Rodney pochylił się i pocałował jej włosy. Esther& czy wiesz, jaka jesteś piękna?  wyszeptał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •