[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero na kilka tygodni przed wybuchem wojny zaczęto szerzej usuwać agentów z odpowiedzialnych stanowisk w hierarchii państwowej, jednak nawet wtedy nie wyłowiono najgrubszych ryb.Smutna to konstatacja, ale aż do wybuchu wojny niemiecka sieć agenturalna w Polsce nie została w zasadniczy sposób naruszona. W relacjach polsko-niemieckich II połowy lat trzydziestych wręcz zadziwia fakt niezdawania sobie sprawy przez polskie czynniki decyzyjne z rzeczywistych zamiarów III Rzeszy względem II RP.Postępowano tak, jakby „wzorowe” stosunki polsko-niemieckie wyznaczone układem o niestosowaniu przemocy z 1934 r.miały trwać wiecznie, a nasz wywiad (wojskowy, polityczny, gospodarczy) trwał w letargu.Czy ów stan wynikał z nieudolności, czy też złej woli? Czy jest możliwe, by nasz wywiad nie widział, jak potężnymi środkami technicznymi dysponują Niemcy, jaki maja plan operacyjny, jaką taktykę zamierzają zastosować do realizacji tego planu? Czy jest możliwe, że Generalny Inspektor Sił Zbrojnych i jego Sztab Główny nie potrafili wyciągnąć wniosków z wiadomości, które jednak niższe szczeble wywiadowcze dostarczały „na stół”? A przecież o zamiarach, planie operacyjnym i taktyce Niemców na wschodzie Europy aż huczało w prasie zagranicznej i gabinetach polityków.Czasami pomocą służyli niemieccy emigranci.Oto w 1936 r.w Paryżu ukazuje się praca jednego z nich, Bertholda Jacoba, zatytułowana „Armia niemiecka i jej wodzowie”.Naprawdę było to opracowanie prorocze.Ujawniało ogrom i kierunek niemieckich przygotowań do wojny odwetowej na wschodzie.Już po wybuchu wojny Gestapo tropiło je z godną uwagi zaciętością; nakład spalono jako materiał szpiegowski przeciwko III Rzeszy.Cóż z tego, że niedługo po wydaniu paryskim jakiś pracownik wywiadu przetłumaczył je na język polski.Czy nasi decydenci wyciągnęli z niego jakiekolwiek wnioski? A może sądzili, że przyszłe niemieckie uderzenie na wschodzie Polski nie dotyczy? Przykro mi, ale nie odpowiem na te i inne (zapewne o większym ciężarze gatunkowym) pytania.W przeciwnym razie, być może, „korekcyjny” charakter artykułu zamieniłby się w czyste „obrazoburstwo” (osławiony rewizjonizm historyczny?), a nie chcę łamać danego wyżej słowa.Zatem pole do domniemań, ryzykanckich hipotez i starć z szanownymi i bardzo czujnymi adwersarzami pozostawiam tym najodważniejszym.Harcownik zrobił swoje.Dariusz Ratajczak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]