[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wolno od tegozaczynać.Najprzód musisz sobie zgromadzić obiektywnymateriał, a myślenie zostaw na pózniej.Jak na samympoczątku coś wykombinujesz, stworzysz sobie jakąśkoncepcję, to potem automatycznie już wszystkie faktyzaczynasz dopasowywać do tej koncepcji.Trudno ci sięrozstać z tym, co sobie wymyśliłeś.Przede wszystkim suchy,obiektywny materiał.- Czego ty chcesz ode mnie.Wszystko zebrałem, co tylkomogłem.- Bardzo niewiele, bardzo niewiele.A może byśmy się takprzejechali do komendy.Chciałbym rzucić okiem na aktasprawy.- Doskonale - ucieszył się Downar.- Zaraz tu gdzieśzłapiemy taksówkę.Walczak żwawo zerwał się z ławki.Zupełnie zapomniał oprawie międzynarodowym.To tajemnicze morderstwozaczynało go fascynować.W komendzie poszli do pokoju Downara.Walczak, bezstraty czasu, zaczął wertować protokoły.- Ciekawe, bardzo ciekawe - mruczał co chwilę, wichrzącsobie i tak już sterczącą we wszystkich kierunkach czuprynę.- Słuchaj no, Stefuś, co byś powiedział na to, gdybyśmy takodwiedzili mecenasa Natorskiego?- Zaraz do niego zadzwonię.Upewnię się, czy jest w domu.Natorski powiedział, że na razie nigdzie nie wychodzi i żeoczekuje ich przyjazdu.W samochodzie Walczak klepnął przyjaciela po kolanie.- Dawno już nie było takiej sprawy.Ale nic się nie martw,jakoś sobie pomalutku poradzimy.Natorski przyjął ich bardzo uprzejmie.Przedstawił sięWalczakowi i zaprosił gości do gabinetu.- Cieszę się, że mnie panowie odwiedzili.Mam nadzieję, żewreszcie wyjaśni się ta tajemnicza sprawa.Jak tam śledztwo,panie kapitanie?- Posuwa się planowo - odpowiedział wymijająco Downar.Walczak ciekawie rozejrzał się po pokoju.- Tutaj się to stało?- Tak, właśnie pan siedzi na tym krześle, na którym zostałzamordowany ten człowiek.Walczak wstał.- Czy pan pamięta, panie mecenasie, dokładnie pozycjętego krzesła.Niech pan spróbuje sobie przypomnieć i tak goustawić, jak stało owego wieczora.Natorski uśmiechnął się bezradnie.- To trudne zadanie.Dokładnie nie mogę tegozrekonstruować.Wydaje mi się, że mniej więcej właśnie takstało.- W każdym razie tyłem do okna.- Oczywiście.Biurko jest ciężkie i raczej go się nieprzesuwa.Normalnie ja siedzę tu, za biurkiem, a klientnaprzeciwko mnie, po drugiej stronie, to znaczy tyłem dookna.- Zwiadkowie stwierdzają, że okno zastali zamknięte.Czypodczas pańskiej rozmowy z tym człowiekiem okno takżebyło zamknięte? Nie przypomina pan sobie?- Było zamknięte.Dokładnie sobie przypominam, że jezamknąłem, a następnie poszedłem do łazienki.Kiedyskończyłem się myć, zadzwięczał dzwonek i wszedł tennieznajomy.- Hm.I powiedział panu tylko tyle, że ma dla pana jakąśbardzo ważną wiadomość i że wszystkiemu są winne pańskieokulary.- Tak.- Ponieważ zle się czuł, przeto pan poszedł po szklankęwody do kuchni, a kiedy pan wrócił, już zastał go panzasztyletowanego z nożem w plecach.- Tak było w istocie.- Czy jak pan wrócił z wodą, nie zauważył pan jakichśzmian w pokoju, oprócz trupa oczywiście.Na przykład czyokno wtedy także było zamknięte?Natorski wykonał jakiś nieokreślony ruch ręką.- Przyznam się panu, że wtedy nie patrzyłem na okno.Takbyłem zaskoczony tym, co się stało.Ale myślę, że okno byłozamknięte.Któż mógłby je otworzyć?- Tak, tak, oczywiście.Walczak wyjął grzebień i usiłował doprowadzić doporządku swą rozwichrzoną czuprynę.Niebawem jednakzrezygnował z tej czynności.Począł chodzić po pokoju,przyglądając się uważnie posadzce.- A jaka była ta szklanka, panie mecenasie?- Jaka szklanka?- No ta, w której pan przyniósł wodę temu biedakowi.Natorski spojrzał zdumiony.- Nie rozumiem.No zwyczajna szklanka ze szkła.- Na tyle jestem domyślny - uśmiechnął się Walczak.- Ale chodzi mi o to, jak wyglądała.Są przecież różneszklanki.Ja, na przykład, lubię gładkie, a znowu moja żonawoli w deseń, kwiateczki czy listeczki.- No wie pan - zaśmiał się Natorski - nigdy mi nie przyszłodo głowy przyglądać się szklance, a do tego w podobnychokolicznościach.- Czy pan zawsze sam przygotowuje sobie herbatę?- Nie.Bardzo często zajmuje się tym moja sekretarka.- Zdaje się, że w tej chwili jest tu obecna pańska sekretarka.Mam wrażenie, że słyszałem maszynę w drugim pokoju.Natorski skinął głową.- Tak.Czy mam ją poprosić? - Jeśli pan taki uprzejmy.Po chwili weszła Ewa.Była chyba jeszcze ładniejsza niżzwykle.Z uśmiechem wyciągnęła rękę do Downara.- My się już znamy.Dobry wieczór.- Przedstawiam pani mego przyjaciela, kapitana Walczaka -powiedział Downar.Nie mógł oderwać oczu od ślicznejdziewczyny.Walczak niechętnie obserwował przyjaciela.Spytał:- Czy pani czasem przygotowuje herbatę dla siebie i dlapana mecenasa?- Oczywiście.Prawie codziennie.- I pani zarządza cukrem, szklankami, herbatą.- W pewnym sensie tak.- A czy może mi pani łaskawie powiedzieć, czy szklankitutaj, u państwa, są gładkie, czy też w deseń?Spojrzała na niego zdziwiona.- Nie bardzo rozumiem, dlaczego pan o to pyta, ale obecniewszystkie szklanki, które tu mamy, są rzeczywiście w takidrobny deseń, coś w rodzaju listków wyrytych na szkle.- Powiedziała pani, że obecnie macie państwo takieszklanki, to znaczy, że przedtem.Roześmiała się.- Ach, bo widzi pan, ja nie jestem zbyt uważna.Częstozdarza mi się stłuc to i owo.Właśnie w zeszłym tygodniustłukłam ostatnią gładką szklankę.Na drugi dzień pobiegłamwięc do Cedetu , gdzie kupiłam sześć nowych szklanek iwszystkie sześć w deseń, innych nie było.- Więc pani jest zupełnie pewna, że gładkiej szklanki wogóle nie było w mieszkaniu?- Najzupełniej.Nawet się mecenas skarżył, że wieczoremmusiał pić herbatę w kubeczku, czego bardzo nie lubi.Walczak nerwowo zaczął przygładzać niesforną czuprynę.- Tak, tak.To ciekawe, to bardzo ciekawe.A pan, paniemecenasie, skąd wziął szklankę, żeby nalać wody dla swegoklienta?- Jak to skąd? - zdumiał się Natorski.- Z kredensuoczywiście.- Tak, tak.Słusznie, bardzo słusznie.Bo i właściwie skądżeby pan miał brać szklankę jak nie z kredensu?Obecni popatrzeli na niego jakoś dziwnie.- Może już pójdziemy? - zaproponował Downar.Walczakuśmiechnął się, rozumiejąc szlachetne intencje przyjaciela.- Zaraz, zaraz, chwileczkę.Jeszcze parę minut i jużuciekamy.Nie będziemy państwu zabierać czasu.- Ale cóż znowu - zaoponował Natorski.- Jesteśmycałkowicie do dyspozycji panów.- Dziękuję.Bardzo pan uprzejmy.A kiedy pani mniej więcejkupowała te szklanki? - spytał, zwracając się do Ewy.- Dokładnie nie pamiętam.W zeszłym tygodniu, wczwartek czy w piątek.- W każdym razie to było przed morderstwem?- Oczywiście.Na dwa, trzy dni przed tym.- Dziękuję pani serdecznie.To byłoby na razie wszystko.Po wyjściu Ewy Walczak wyjął z kieszeni duże szkłopowiększające, ukląkł na parapecie i począł uważnie oglądaćszybę.- Zdaje się, że to okno dość dawno nie było myte.- Dość dawno - potwierdził Natorski.- Dozorczyni, która umnie sprząta, nie jest zbyt staranna.- To chwała Bogu - ucieszył się Walczak.- Bywają takiesytuacje, w których lenistwo ludzkie okazuje się zbawienne wskutkach.Słuchaj no, Stefuś, czy z tych szyb byłyzdejmowane odciski palców? Bo o ile się nie mylę, to nie.Wkażdym razie nie znalazłem ich w aktach.- Nie, z szyby nie zdejmowano odcisków - powiedziałDownar.- To zle, to nawet bardzo zle.Całe szczęście, że tadozorczyni nie jest pracowita.Trzeba to załatwić bez stratyczasu.Natychmiast zadzwoń do komendy.Niech kogoś tuskierują.- Już pózno - zauważył Downar.Walczak niecierpliwiestrzepnął palcami.- To mnie nic nie obchodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]