[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałam siedem lat,byłam najstarsza, rodzice oczekiwali, że będę intonowałamodlitwę, odmawiając pierwszą część Zdrowaś Mario".Reszta rodziny miała włączać się w drugiej połowie.Z każdą zdrowaśką nasze palce przesuwały się o jeden koralik różańca dalej i w ten sposób je liczyliśmy.Właściwie nic trudnego, ale kiedy za moimi plecami klęczał papa, opierając sięciężko łokciami o krzesło i posapując z niecierpliwości, poprostu nie potrafiłam sobie z tym poradzić.Wolałabym znalezć się razem z figurkami w stajence i leżeć na słomie, ską-pana w delikatnym świetle świec, niż monotonnie recytowaćzdrowaśki.Zaintonowałam tych zdrowasiek zdecydowanie za dużoi papa bez najmniejszego szacunku przerwał moje nabożnerozmarzenie:- Co ty sobie właściwie myślisz, Carlo?!W panice czekałam, aż znajdujące się za moim plecami ręce mną potrząsną.Na szczęście intonowanie przejęła mamai tym samym zażegnała awanturę.Kiedy podnieśliśmy sięz krzeseł, papa wyśmiewał się ze swojej zaspanej córki i syczał pełen dezaprobaty:- Jak możesz być taka głupia?Spuściłam oczy, żeby uciec przed miażdżącym ciężaremjego drwiny.W środku zbierało mi się na płacz; ostatnio zaczęłam zmieniać się w zbiornik cichego smutku.Bolało mnieprzede wszystkim to, że tata mnie nie szanuje.Na każdym kroku moją wolę osłabiał lęk przed popełnieniem błędu.Ale od lęku, że zrobię coś zle, większy byłstrach, że ktoś odkryje, jaką jestem niedobrą dziewczynką.Przekonanie, że wszyscy potrafią przejrzeć mnie na wylot,pogłębiało jeszcze moje przerażenie.Mój siedmioletni umysł płonął.Miałam nieustępliwą obsesję na punkcie seksu; wydawało mi się, że otacza mnieze wszystkich stron.Naszkicowałam potajemnie patykowatąpostać na szybie okiennej, ukradkiem dorysowałam jej cośzwisającego między nogami (nie mając pojęcia, co by to mogło być, wiedząc natomiast, że to coś złego - widziałam rysunki innych niegrzecznych dzieci), potem pospiesznie jąstarłam, rozglądając się dookoła, żeby sprawdzić, czy niktmnie nie zauważył.Gorzej nawet, miałam ochotę uprowadzać małe dzieci i robić im jakąś okropną krzywdę.Któregoś dnia, idąc do domu mojej ciotki po swojskichbrukowanych i wysadzanych drzewami ulicach, zauważyłamw przydomowym ogródku golutką dziewczynkę.W naszejokolicy ogródki były bardzo małe, odległość między drzwiami frontowymi a ulicą wynosiła zaledwie trzy metry.Oniemiałam na widok odkrytych i wyraznie widocznych genita-liów.Nagle ogarnęło mnie pragnienie, by potrząsnąć tądziewczynką, rozszarpać ją własnymi rękami, rzucić ją na ziemię i dzgać ją nożem, bić ją kijem, cegłą - czymkolwiek.Zabić ją, ale najpierw ją okaleczyć.To przemożne pragnienierobiło się coraz silniejsze.Byłam jak w transie, jakaś wewnętrzna siła popychała mnie do działania.Nagle uświadomiłam sobie, że oddycham ciężko, że twarz mam czerwonąi wykrzywioną, i pospiesznie odeszłam, by nikt mnie nie zauważył.Poczucie winy, które mnie wtedy ogarnęło, było gorące, lepkie i okropne.Nigdy nikomu o tym nie mówić!Kiedy papa dotykał mnie rękami albo penisem, albo ustami,dawał mi do zrozumienia, że jestem mila, że mnie lubi, a równocześnie, że jestem najgorszą, najwstrętniejszą dziewczynkąna świecie.Mówiły mi o tym jego ukradkowe postępki, jego narzucające posłuch ciało.Podczas naszych nocnych spotkań nigdy nie padło ani jedno słowo.Zrozumienie tej całej sytuacjibyło ponad moje siły; w żaden sposób nie potrafiłam się w tymrozeznać.Rozwiązałam problem, postanawiając, że postaramsię to wszystko ukrywać i udawać, że nic się ze mną nie dzieje.Stań się niewidzialna, Carlo, ukrywaj, kim jesteś naprawdę.Tobyło trudne, bo czułam się tak, jakbym nie miała własnego ja.Tak więc kiedy pod koniec semestru w trzeciej klasie przyszła pora, by zaśpiewać solo przed trzydziestoma koleżankami, byłam przerażona nie na żarty.Wszystkie miałyśmy śpiewać na ocenę i każda miała wystąpić przed klasą z wybranąprzez siebie piosenką.Dla większości dzieci była to nawetprzyjemność: nieczęsto wolno było w ogóle wstać ze swojegomiejsca, a poza tym była to okazja, żeby się popisać.Mnieogarniała wyłącznie bezbrzeżna rozpacz na myśl o wbitychwe mnie oczach koleżanek.%7łołądek podchodził mi do gardła, wierciłam się, rumieniłam i bladłam, mdliło mnie i czułam się nieszczęśliwa.W końcu zostałam już tylko ja i nie było ucieczki.Nauczycielka skinęła, żebym wyszła na środek klasy.Nie miałamwyjścia, zdałam sobie sprawę, że opuszczam ławkę, żeby stanąć przed milczącą grupą dzieci.Otworzyłam usta i wydostało się z nich coś, co według mnie brzmiało jak zduszonykrzyk, a było pierwszym taktem banalnej piosenki, jaką wybrałam: Daar bij die molen ( Tam przy młynie").Mój występodznaczał się całkowitym brakiem elegancji; nie próbowałam nikogo rozbawić, chciałam tylko mieć już tę mękę za sobą.Większość moich strun głosowych nie działała i pełnąskupienia salę wypełnił szorstki zgrzytliwy dzwięk.Nauczycielka okazała życzliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]