[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta piątka czcicieli pięknej pani, do której niepodobna było nie zaliczyć panaAleksandra, choć się żywo usunął na widok przybywających zastępów,wzdrygając się znajdować w tak licznem gronie, poglądała na siebie z ukosa, ichoć w pozornej zgodzie, nawzajem się nienawidziła serdecznie.Pani Bulska,choć jej położenie w domu obcym z tą czeredą wielbicieli było niezmiernieprzykre i trudne, jakoś sobie wybornie radę dać umiała.Potrafiła nawet przed panem Aleksandrem i chorążyną wytłómaczyć takprzybycie każdego z tych ichmościów, że żaden z nich nie przyjechał wiedzionysercem, ale każdy z innego powodu i w myśli najniewinniejszej.Według niej,hrabiego Tytusa przyprowadziło próżnowanie, baron Herder znalazł sięprzypadkiem, sir David dla poznania kraju tu wstąpił, Salviani szukającprotekcyi.Pan Aleksander, jak wszyscy zakochani, usilnie pragnąc oczyścić ideał swój zzarzutów płochości i zalotnictwa, przyjmował za dobre słowa pani Bulskiej, alewolałby się był pozbyć natrętów.Chorążstwo radzi byli, że ten tłum syna ichodstraszyć może, i mniej może obawiali się pięknej kuzynki, która jednakże niespuszczała z oka Olesia, a gorętszem jeszcze ścigała wejrzeniem Jana Bronicza,oburzającego się w prostocie ducha nad niepojętą dwuznacznością hrabinej.Z nim wszakże najmniej się jej udawało: stronił od niej, uciekał, zżymał się nadnią, i może temu był winien, że zaniedbując trochę wszystkich swych pewnychjuż sług, uwzięła się go koniecznie zwyciężyć i podbić pod władzę swoją.Piękny chłopak, nawet przy Salvanim wydawał się innym typem, nie mniejjednak zastanawiającym, a może więcej budzącym sympatyi.Włoch miałpiękność pospolitą włoskiego lazzarona, cielesną, zwierzęcą; Bronicz młodośćświeższą i w wejrzeniu ten smutek dzieci północy, który jest talizmanemserdecznym.Ale im bardziej piękna hrabina przysuwała się, zaczepiała,usiłowała pochwycić za serce Jana, tem większem on się oburzeniemprzejmował i widoczniej od niej stronił.Położenie jego w domu czyniło tołatwem, i wstręt dawał się tłómaczyć bojazliwością i pokorą.Gdyby miłość nie była tak niewyleczenie ślepą, pan Aleksander byłby się mógłopatrzeć, z jaką zręcznością ta kobieta odegrywała komedyę, z nim, z Leonem, zhrabią Tytusem, z Anglikiem, Niemcem i Włochem, umiejąc utrzymaćwszystkich i pragnąc jeszcze do swoich trofeów dodać biednego Jasia, od niejuciekał.Ale kto przekonanym być nie chce, nie przejrzy nigdy, a panAleksander uparcie jej bronił, i choć z uczuciem nie wydawał się wcale,macierzyńskie oko czytało w jego duszy męczarnie jakich doznawał, co cierpiałcodzień, jak tonął w tych czarnych oczach, które dla każdego miały błysk inny,co chwila wyraz odmienny, a taką siłę uroku.Chorążyna sama wyznawała, że gdy się jej przypodobać chciała i przymilićpokusa, nie można się było oprzeć czarodziejce wszechwładnej.Wśrod tego chaosu, który starzy Jamuntowie znosili cierpliwie, nie umiejącsobie dać rady, ale który ich bolał nie pomału, zapomniano prawie oRomaszówce.Pan Aleksander obawiał się stracić chwili czyhając na pięknąkuzynkę, oblężoną i mniej dostępną od czasu przybycia tych panów.Broniczchoć usilnie zapraszany, pojechać tam nie śmiał; Bundrys znowu nie lubił sięsąsiadom narzucać i siedział w swojej chacie.Ale mu się Kostusia nudziła, ipieszczotka, słysząc rozpowiadane dziwy o towarzystwie licznem iosobliwszem, w Borowej zebranem, napierała się je zobaczyć, wzdychała żebyją tam zawieziono.A że w sąsiedztwie niezmiernie powiększono dziwy, jakiesię dziać miały u państwa Jamuntów, i o cudzoziemcach prawiono niestworzonerzeczy, dziecięciu główka się zapalała.Ojciec wszakże nie życzył sobie wziąśćKostusi, miał w tem powody swoje, zawsze jeszcze obawiając się starania panaAleksandra.Nie wiem, czy nie umiejąc dostać się do pożądanego a zakazanegoświata Borowskiego, czy z innego jakiegoś powodu, Kostusia posmutniała odniejakiego czasu, a Bundrys dostrzegłszy tego, zafrasował się.Więc w narady zpanią Osmólską co tu robić, pojechali do miasteczka, wozili się z nią posąsiedztwie, ojciec książek sprowadził, sprawiono wieczorek, ale to nic niepomogło.Kostusia ożywiała się chwilowo i znowu wpadała w ten stan apatyijakiejś, którego się sędzia obawiał. A co ja tu poradzę, jak się zowie, moja Osmólsiu mówił do niej; żebymwiedział, że to pomoże, tobym ją wyłajał ale. Zmiłuj się pan, na co się to zdało? dziecko i tak cierpi. Ale ja tego nie zrobię rzekł stary. tak się to mówi.poradz-że mi co znią począć, kiedy ją nic nie bawi.że nie pożałuję czegoby chciała to pewna.Wespół z panią Osmólską wynajdywano różne środki, odnowiono fortepian,przywieziono nuty, dostali książek, zaproszono jakąś panienkę do towarzystwa,ojciec sam krzątał się koło swej doni, biegając z nią i śmiejąc się do niej, alejakoś wszystko się to nie udawało i nie pomogło. Trudnoż mi go prosić mówił w duchu Bundrys tego chłopaka!widocznie się Kostusi podobał, dałem mu do zrozumienia; żebym mu rad był,ale głupi jak się zowie, po ojcowsku ze swoją pychą siedzi w kącie.Mowa była o Broniczu, do którego wielkie miał serce sędzia, z dawna sobiepowiedziawszy, że dla przyszłości córki nie powinien ją wydać za bogatego, aledać męża poczciwego a małej kondycyi, aby jedynaczka zawsze w domu paniąbyć mogła.Tymczasem trafiła kosa na kamień, Bronicz także nie garnął się doszczęścia, któreby musiał jakiemś upokorzeniem okupić.Wyczekawszy się Bronicza, Bundrys wreszcie siadł po cichu list pisać do niego;ciekawość mogła mu posłużyć za powód zaproszenia, złożył się pedogrą, że wBorowej być nie mógł, poskarżył na osamotnienie i silnie na chłopca nalegał,żeby go odwiedził. Jak już i teraz nie przyjedzie, niechże go wszyscy diabli porwą! rzekłpieczętując list sędzia.Jaś, obawiając się zrobić kroku, przyniósł pismo panu Aleksandrowi, który zuśmiechem spojrzał mu w oczy. Mój poczciwy Jasiu rzekł powolnie nie jestżeś u nas zupełnie wolny iswobodny? możesz robić co ci się podoba; dlaczego zapytujesz mnie, jakby opozwolenie? Boję się zrobić fałszywego kroku i o radę proszę. No, więc radzę ci, jedz, baw się, i na mnie nie oglądaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]