[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komercyjne podnośniki można było rozpoznać po wielkich pęcherzach wypełnionychpróżnią, nośnych torusach, pozwalających im unosić się w powietrzu.Na obrazie Desjardinsanie było widać podobnej sylwetki, dlatego też katalog z początku jej nie rozpoznał.Brakowało pęcherza unoszącego, chyba że brało się pod uwagę kilka powiewających zakształtem, poszarpanych pasów.Jedynym, co pozostało z podnośnika na zdjęciu, był skafwahadłowy, normalnie wczepiony w brzuszną stronę modułu dowodzenia podnośnika.Skaf,który spadał w dół.UCIECZKA Z WIZIENIACo sekundę, przez gardło o szerokości trzydziestu pięciu metrów przelewało się dwanaścietysięcy metrów sześciennych wody.Nie bez powodu nazwano to miejsce Hell s Gate2.Przybywały tu całe pokolenia, by z otwartymi ustami podziwiać krajobraz.Ponadkanionem wisiały niepewnie wagoniki kolejki linowej, dostarczające żądnym wrażeńturystom widoków kipiących, spienionych wód.Zakłady użyteczności publicznej ubolewałynad faktem, że marnowało się tu tyle megawatów, że miliardy dżuli przelewają siębezużytecznie do oceanu, niemożliwe do okiełznania.W zasięgu ręki, a jednak tak dalekie,Potem świat zaczął dygotać.Pochylił się na jedną stronę, potem na drugą, wydawało się, żeutrzymująca go w pionie maszyneria z każdym dniem robi się coraz bardziej głodna.Na rzeceFraser budowano tamę za tamą, byle tylko zaspokoić tę żądzę.Hell s Gate opierało sięnajdłużej.Miejsce, które z początku było absolutnie nietykalne, stało się potem jedynie trudnodostępne.Jeszcze pózniej niemalże ekonomiczne.Wreszcie zaś nieodzowne.Trzęsienie ziemi prześliznęło się przez góry niczym oddział partyzantów, tu cośroztrzaskując, tam znów jedynie dając lekkiego prztyczka dla przypomnienia.Przekradło sięobok Hope i Yale, nie rozbijając choćby jednej szyby.Hell s Gate znajdowało się wodległości dobrych dwustu kilometrów w górę rzeki, były zatem powody, by mieć nadzieję,choć brakowało na to czasu.Grad prekambryjskich skał zniszczył tamę, jednocześnie ją zastępując.Rzeka Fraserwystrzeliła przez wyłom tylko po to, by zderzyć się z powstałą na poczekaniu ścianązawalonego granitu pół kilometra niżej.Zbiornik wodny nie został opróżniony, a jedynieuległ wydłużeniu z północy na południe.Przerwana tama przecinała sam jego środek,zniszczona po zachodniej stronie, lecz wciąż trwająca po wschodniej.Autostradę transkanadyjską wyryto w cudowny sposób w połowie wysokościwschodniej ściany kanionu, tworząc w ten sposób czteropasmową wyrwę w strzelającej wniebo skale.W miejscu, gdzie tama stykała się ze zboczem góry, przez które z kolei biegłatrasa, zrzucono z nieba barierę, która miała na celu zablokowanie drogi.Ponad zaporą i szarą,łukowatą szramą przelewu wisiały muchoboty.W ciągu nocy Pas przesunął się na wschód.To była jego nowa granica.ZadaniemRoberta Boyczuka było dopilnowanie, by nie przemieścił się dalej.Mężczyzna powiódł wzrokiem po wnętrzu kabiny śmigłowca i przyjrzał się Bridson.Ta nawet tego nie zauważyła.Górną część jej twarzy skrywał zestaw wizualizacyjny.Bridsonjuż od ponad godziny oddawała się jakimś wirtualnym rozrywkom.Boyczuk nie miał jej tegoza złe.Siedzieli tu od prawie dwóch tygodni i nikt nie próbował przerwać kwarantanny, zawyjątkiem dwóch baribali.Wprawdzie w ciągu kilku dni po trzęsieniu ziemi kilka pojazdówdotarło aż tutaj, ale bariera, oklejona dyrektywami dotyczącymi kwarantanny orazrozporządzeniami N AmPac, zatrzymała większość z nich.Resztę zniechęciły oddane przezmuchoboty strzały ostrzegawcze.Nie było potrzeby ujawniać obecności śmigłowcapacyfikacyjnego, czającego się za ścianą.Bridson przespała większość tych wydarzeń.Boyczuk traktował swoje obowiązki nieco bardziej poważnie.Istniała zdecydowanapotrzeba segregacji, nikt tego nie kwestionował.Wszystko, od wirusa Nipah po Hydrillę,przekradłoby się przez granicę przy pierwszej nadarzającej się okazji i to nawet w najlepszychczasach, a teraz, gdy jedna połowa wybrzeża przestała istnieć, a druga zajęta byłazwalczaniem standardowej gamy wirusów gnilnych, ostatnią rzeczą, jakiej wszyscypotrzebowali, byłoby rozprzestrzenienie się chaosu w głąb lądu.W głębi lądu mieli swoje własne problemy.Było aż nadto granic do obejścia,niezależnie od tego, w którą stronę spojrzeć.Czasami wydawało się, że na całym świecierozpościera się jakaś niewidzialna pajęczyna, rozrastająca się, uszkodzona sieć, dzielącaplanetę na kawałki.Zadaniem Boyczuka było siedzieć na jednej z takich krawędzi ipowstrzymywać wszystko przed przedostaniem się na drugą stronę, dopóki nie zostanieodwołany stan zagrożenia.O ile oczywiście to się stanie.Niektóre miejsca w AmerycePołudniowej, a nawet i w N Am, jeśli już o tym mowa, znajdowały się w stanie tymczasowejkwarantanny już od ośmiu czy dziewięciu lat.Na ogół ludzie po prostu się z tym godzili.Boyczuk miał łatwą pracę.- Hej - odezwała się Bridson.- Patrz na to.Przekierowała sygnał ze swojego zestawu wizualizacyjnego na ekran pokładowy.Czyli jednak nie grała w gry VR.Jezdziła na muchobotach.Na wyświetlaczu pojawił się obraz kobiety, która przykucnęła na popękanym asfalcie.Boyczuk sprawdził jej lokalizację.Znajdowała się kilkaset metrów od autostrady, ukrytaprzed blokadą za zakrętem zachodniego urwiska.Jeden z muchobotów przy tamie zauważyłją za rogiem.Plecak.Luzne ubranie, strój turysty.Górna część twarzy skryta za wizjerem zestawu2Wrota piekieł (przyp.tłum.).wizualizacyjnego.Czarne rękawiczki, krótkie czarne włosy.Nie, jakiś czarny kaptur, możeczęść wizjera.Kiepski sposób na wyrażanie siebie.Skromnym zdaniem Boyczuka, rzeczjasna.- Co ona robi? - zapytał.- Jak w ogóle się tu dostała? - Nigdzie nie było widać aniśladu żadnego pojazdu, ale mógł zostać zaparkowany niżej.- Nie - powiedziała Bridson.- Ona chyba nie myśli o tym poważnie.Kobieta przyjęła pozycję sprinterską.- Kiepska postawa - zauważyła Bridson.- Może skręcić kostkę.Nieznajoma pomknęła naprzód jak wystrzelona z procy.*- Ach tak - mruknęła Bridson.Nieznajoma biegła samym środkiem autostrady, nie odrywając wzroku od asfaltu iunikając, lub przeskakując nad nimi, pęknięć, w których mogłaby utknąć jej stopa.O ile nicjej nie zatrzyma, za mniej więcej minutę zderzy się z barierą.Rzecz jasna, zostanie zatrzymana.Muchoboty wysłały sygnał ostrzegawczy.Kobieta znalazła się właśnie napatrolowanym przez nie terenie.Boyczuk skierował w niebo jedną z umieszczonych przybarierze kamer.Muchobot znajdujący się najbliżej celu wyłamał się z szyku i ruszył kobieciena spotkanie.Zaprogramowane zachowania stadne zmusiły pobliskie maszyny do ruszeniajego śladem, jakby wszystkie nanizane były na niewidzialną nić.Nibynóżka powstała zpołączenia kropek, sięgająca po swoją ofiarę.Nieznajoma skręciła gwałtownie w stronę krawędzi drogi i spojrzała w dół.Dziesięćmetrów niżej brązowa, kotłująca się woda kąsała żarłocznie ścianę kanionu.- Zbliżasz się do obszaru o ograniczonym dostępie - zrugał kobietę naczelnymuchobot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]