[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądali jak ludzkiekomety pędzące przez mrok.Rumaki kwiczały przerazliwie, gdy kule rozdzierały ich ciała,padały na ziemię, krwawiąc ze straszliwych, poszarpanych ran.Nad ich głowami przemknęły samosterujące pociski.Karabiny cruiserów przeniosłyogień w górę, próbując strącić wymykające się im cele.Z pojazdów wyskakiwali żołnierze, szukający pośpiesznie kryjówek.Otworzyli ogień z karabinów jonowych.Ich pola siłowerozbłysły jasnym ogniem wskutek ostrzału klanowych bojowników.Pierwsza fala jezdzców straciła impet.Liczba ofiar rosła z każdą chwilą.Byli jużbardzo blisko ociężałych cruiserów.Atakujący dzielili się na małe grupki.Kazimir popędziłKrakena w stronę początku konwoju.Właściwie nie zastanawiał się, co robi, pamiętał poprostu, że tam właśnie powinien się znalezć.Pięciokrotnie trafiały go pociski albo impulsy zkarabinów jonowych.Jak dotąd jego pole siłowe wytrzymało.Przerażenie i ekscytacjadodawały mu energii, niemal całkowicie pozbawiając zdolności racjonalnego myślenia.Tylkoniejasne wspomnienie o planie kazało mu zmierzać we właściwą stronę.Zachwycała gointensywność szalonej jazdy prosto pod śmiercionośne lufy żołnierzy Instytutu, ajednocześnie nieustanny strach przed rozerwaniem na strzępy pociskami nieprzyjacielasprawiał, że wrzeszczał przerazliwie, strzelając jak furiat z pistoletu jonowego.To był obłęd,ale zachwycający obłęd.Zapał chłopaka udzielił się nawet Krakenowi, który pędził prosto wserce walki.Po bokach rumaka spływała krew z dwóch głębokich ran i wsiąkała w ochronnąderkę.Bruce nadal był tuż obok.Jego twarz zamarła w grymasie, który pojawił się naszczycie skarpy.Krzyknął coś do Kazimira, ale zgiełk zagłuszył słowa.Potem Brucewyciągnął przed siebie długą lufę karabinu, wskazując na coś.Kazimir spojrzał w tamtąstronę.Do szosy zostało tylko pięćdziesiąt metrów.Było tam jasno jak w mieście.Ustawionew zygzakowatą linię samochody blokowały ją całkowicie.Bruce ponownie wskazał na drugąciężarówkę, której pole siłowe dotykało płonących szczątków pierwszej.Szał Kazimira osłabłnieco i chłopak zdołał skinąć krótko głową.Kraken przemknął cwałem drogę przed ścianąpłomieni, ale jego jezdziec ściągnął wodze i skierował podekscytowane zwierzę w stronęuwięzionego pojazdu.Wtedy właśnie po raz pierwszy w życiu ujrzał wnętrze doliny.Nie sięgał wzrokiemzbyt głęboko, gdyż kąt nie był korzystny.Zdołał tylko zauważyć kilka niskich, niepozornychbudynków skupionych wokół końca autostrady.Za nimi rysował się jednak zarys kadłubaobcej arki.Kazimir zawsze wiedział, jaka jest wielka.Zdawał sobie też sprawę, że tylko cośrównie gigantycznego mogło przetrwać podróż między gwiazdami.%7ładne liczby, którychuczył chłopaka Harvey, nie przygotowały go jednak na ten widok.Diabelstwo było ogromne.Długi na osiemset metrów kadłub miał prosty, cylindryczny kształt, którego gładki zarysmąciły rozmaite wypukłości i płetwy, a przy dziobie brodawkowate skupisko generatorówpola siłowego.Tył arki był pionową, kolistą ścianą metalu o średnicy dwustu pięćdziesięciumetrów.Sterczało z niej osiem tępo zakończonych dysz napędu termojądrowego.Instytut otoczył statek pierścieniem potężnych lamp łukowych i  Marie Celeste" stała pośrodkuogromnej plamy jaskrawego, monochromatycznego światła.Kazimir i tak jednak nie zdołałzobaczyć zbyt wielu potężnych, szarych płyt kadłuba.Wokół gwiazdolotu ustawiono potężne rusztowania, na których wspierały się pomostybiegnące wzdłuż kadłuba.Po ich aluminiowych płytach poruszali się ludzie i roboty -maleńkie padlinożerne owady obłażące olbrzymiego trupa.Na szczycie rusztowań ulokowanożurawie przenoszące kontenery na rampy załadunkowe umieszczone na każdym poziomie.Wmrocznej głębi dysz widać było rubinowe laserowe błyski, świadczące, że wewnątrz trwająintensywne prace.Kazimira przeszył nagły dreszcz.Chłopak spoważniał.Widok wroga, któregopoprzysiągł zniszczyć jego klan, mógł nauczyć skromności.Ogromna arka była dowodemstraszliwej potęgi i determinacji jej pana.Czuł się w porównaniu z nią żałośnie maleńki.- Naprzód! - Ryknął Bruce, przemykając obok.- Kurwa, ruszaj się, Kaz!Kazimir oderwał spojrzenie od statku i zobaczył, że z instytutowego miasteczkawyjechał szwadron cruiserów, które mknęły już ku nim.- O cholera - mruknął pod nosem i popędził Krakena w stronę nietkniętej ciężarówki.Sięgnął do pasa zawieszonego z boku siodła i po chwili wymacał sieć tłumiącą.Wyprzedzający go o dziesięć metrów Bruce trzymał już swoją w ręku.Pochylił się w siodle,pędząc ku otaczającemu ciężarówkę polu siłowemu, i zaczął kołysać ręką, oceniając ciężarsieci oraz dystans dzielący go od celu.Potem, gdy rumak był już tylko metr od pola, Brucezamachnął się lekko i wypuścił sieć.Urządzenie spadło na ziemię i odbiło się kilka razy, nimdotarło do tarczy.Kazimir nie miał okazji sprawdzić precyzji przyjaciela.Sam już robił to samo co on.Zakołysał lekko siecią, nie spuszczając spojrzenia z pola siłowego.Prędkość, odległość, kąt -ocenił wszystko i gdy uznał, że chwila jest odpowiednia, wypuścił urządzenie, jednocześnienaciskając spust.Ciężki gadżet podskoczył kilka razy, zanim uderzył w pole siłowe.Jegowewnętrzne czujniki wykryły spójną strukturę energetyczną i natychmiast rozwinęły gniazdoprzewodzących włókien tworzących serce urządzenia.Cienkie, ciemne nici rozprzestrzeniałysię szybko, tworząc na kopule pola posuwającą się w górę plamę.Delikatna siateczkawysysała energię z pola siłowego, odprowadzając ją do ziemi.W miejscu, gdzie nazwiązanym enzymatycznie betonie rozwinęła się jej dolna połowa, w górę popłynęły strużkidymu.Z ulokowanego za kabiną kierowcy generatora pola siłowego popłynął ocierający się ogranicę słyszalności pisk.Urządzenie pochłaniało coraz więcej mocy, starając sięzrekompensować jej niepowstrzymany wypływ w dwóch różnych miejscach.Kierowca przyglądał się bezradnie, jak światła na tablicy rozdzielczej zmieniają kolejno kolor z żółtegona czerwony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl