[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z szelmowskim uśmiechem popatrzył na Cassie. A więc to na ten temat szeptałyście z Alice!Dziękuję. A tu coś ode mnie. Julia podała mu niewiel-kie zawiniątko. Julio, doprawdy, nie trzeba było bąknął,zaskoczony. Przygotowałam cztery.Jedno dla mamy i taty,jedno dla Cassie.Zostały mi dwa.Pomyślałam, żemoże ci się spodoba odparła. Zrobiłam to zdjęciezaraz po przyjezdzie i szybko dałam do wywołania.314Nick wydobył z papieru fotografię roześmianychEmily i Alice w cienkiej srebrnej ramce. Urocze, Julio powiedział cicho. Dziękuję. Wierzyłam, że ci się spodoba. Julia uśmiech-nęła się do niego. Dziękuję za bukiet.Idealnietrafiłeś w mój gust. Zajrzała pod drzewko. To jużchyba wszystko. Niezupełnie. Charlotte wyjęła spod najniż-szej gałęzi niewielkie pudełko. To dla ciebie,Cassie. Rozpieszczacie mnie w tym roku. To nie od nas powiedział ojciec ponadramieniem żony.Cassie zerknęła na Nicka.Ten był jednak zajętyustawianiem wraz z Emily plastikowego pociągu.Otworzyła pudełko.Wewnątrz była srebrna bran-soleta, która przykuła jej uwagę u Harrodsa.W cent-ralnym polu wygrawerowana była litera ,,C oto-czona girlandami z kwiatów. Boże, Cassie! zawołała Julia. Jakie topiękne.Zaciekawiona Alice podbiegła bliżej.Bill Lovelldołączył się do zachwytów.Cassie ponad ich gło-wami odszukała wzrokiem Nicka. Dziękuję.Jest śliczna.Ale to doprawdy zbyt-nia rozrzutność. I jeszcze ta grawerowana litera!pomyślała. Znikomy dowód wdzięczności za twoją po-moc powiedział. No, dobrze. Pani Lovell uważnie przyjrzała315się córce. Pora coś zjeść.Szukam ochotników.Trzeba wyprowadzić psy, nakryć stół i pomóc miprzy w kuchni.Mężczyzni wyszli do ogrodu z psami i opatulonąEmily.Alice pomagała Julii przy szykowaniu stołu.A Cassie pod bacznym spojrzeniem matki kompo-nowała sos do indyka.Potem wszyscy poszli prze-brać się w odświętne ubrania.Nawet Emily, mimogwałtownych protestów, została ubrana w zielonąaksamitną sukienkę z białym kołnierzykiem.Alice,w nowej, granatowej sukience, zakręciła się napięcie. Jak wyglądam, wujku Nicku? spytała. Bardzo dorośle i pięknie odparł z powagą.Wesoła kompania zasiadła w jadalni do indyka.Alice promieniała dumą i radością, siedząc międzyEmily na wysokim krzesełku i Julią.Przy deserzewszyscy bawili się już na całego.%7łartom i śmie-chom nie było końca.Cassie siedziała obok Nicka. Nie podoba ci się? spytał półgłosem, spog-lądając na bransoletkę na jej ręce. Nie oczekiwałam czegoś tak kosztownego.Nie mogli dalej prowadzić tej rozmowy.OjciecCassie napełnił kieliszki winem, które trzymał spec-jalnie na tę okazję.Nick wstał. Chciałbym zaproponować toast powiedział. Za całą gościnną rodzinę Lovellów, za zaprosze-nie Alice i mnie do wspólnego świętowania BożegoNarodzenia.316Zewsząd rozległy się pomruki podziękowań.Ju-lia podniosła kieliszek. Za nieobecnych przyjaciół.Wszyscy wypili z ochotą.Przy puddingu Juliakrążyła wokół stołu z aparatem fotograficznym.Potem starszy pan napełnił kieliszki brandy.W pe-wnym momencie Emily zaklaskała radośnie.Alicepochyliła się i pocałowała ją w policzek. Ona jest urocza, prawda? zwróciła się doCassie. Bardzo.I ty także, kochanie!Gdy obiad był zjedzony, a stół posprzątany,zrobiło się już pózne popołudnie.Julia położyłaprotestującą Emily do łóżka.Oświadczyła przy tym,że sama także się położy.Alice poszła na spacerz panem Lovellem, Nickiem i psami.A Cassienamówiła matkę, by udała się do swojego pokojui odpoczęła. Idz powiedziała stanowczo. Tata utniesobie drzemkę w gabinecie, kiedy wróci.A inniposiedzą sobie przy ogniu.Obiad był wspaniały,mamo.Charlotte Lovell pocałowała córkę.Poklepała jąpo nadgarstku, na którym lśniła srebrna bransoletka. Bardzo ładna pochwaliła.I poszła do siebie. I co teraz? spytał Nick, kiedy wrócił zespaceru. Możemy pograć w coś, spać, rozmawiać albopo prostu nie robić nic. Cassie ziewnęła. Na raziemożesz dołożyć do ognia.317Grali w scrabble wraz z Alice.Niebo pociem-niało za oknem, kiedy Julia zeszła na dółz Emily.Dziewczynki natychmiast oddały się za-bawie. Może napijemy się herbaty? spytała Julia.Gestem dłoni powstrzymała Cassie. Nie.Ty siedz,kochanie.Napracowałaś się już dzisiaj dosyć.Ja jąpodam.Nick i Cassie siedzieli na kanapie w milczeniu.Przyglądali się dziewczynkom pochylonym nadukładanką. Całkiem inaczej spodziewałem się spędzić teświęta powiedział cicho. Mam nadzieję, że mojaobecność nie zepsuła ci humoru.Kiedy zobaczyłem,jak zareagowałaś na bransoletkę, opadły mnie wątp-liwości. Przepraszam, że byłam nieuprzejma mruk-nęła. Ale doskonale pamiętam, ile ona kosztowała. Uśmiechnęła się z przymusem.Nagle zmarsz-czyła brwi. Słyszałeś coś? Owszem, tak. Wstał prędko i podszedł dookna. Spodziewasz się gości?Cassie pokręciła głową. W drugi dzień świąt wpadają znajomi.Dzisiajjest czas dla rodziny.Ale masz rację.To dzwoneku drzwi.Tata otworzy.To na pewno ktoś do niegoalbo do mamy.Słysząc głosy z korytarza, Alice podniosła gło-wę.Nagle buzia jej pojaśniała. Tatuś! krzyknęła i wypadła z pokoju.318 Psiakrew, ona ma rację! Nick podał Cassierękę. Chodz!Wielkimi jak spodki oczami Emily patrzyła, jakpociągnął Cassie pod wiszącą wśród świątecznychgirland jemiołę i pocałował.Cóż to był za pocału-nek! Trzymał ją w żelaznym uścisku aż do utratytchu.Kiedy uwolnił ją wreszcie, zaczerwieniła sięaż po korzonki włosów.Bowiem od drzwi przy-glądał się im wysoki, wychudzony mężczyzna,trzymający za rękę paplającą radośnie Alice. Czarna owca we własnej osobie wysapałNick. Witaj, Max.Co zatrzymało cię tak długo? Ruszył ku niemu z wyciągniętą ręką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]