[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pitekantropus! Pitecantrope, ubi es? ach, inteligencja twoja jaka!a pani co nie używa brzydkich słów gdzie?i do spotkania tęskniąc, wzdragając się tylko, by po imieniu wszystkich nie obwoływać; bylejak w powszedni dzień móc być wpatrzonym wyobraznią wielką, w zjawyktórą zapewne i Tamten był, wszak postać jawną posiadł,jak ją na sto, a może i paręset miliardów lat przed naszym zjawieniem się posiadła jutrzenka!o, dawno minione już dla nas, jakie mogłybyście być, wszelkie siły nieprzewidywalnychzdarzeń! więc powiedz, skąd brałeś wzór, niedościgniony Pitekantropie, na jaką przyszłość dlasiebie i kuzynów swoich, naszych szykowałeś się?czy zanurzoną w większym coraz Nieznanym i Niewyobrażalnym?czy minimalizując się w konkret? ty, tajemniczy Zarodku, z pewnością i Wyrodku wśródbliskich skąd wziąłeś sił i własnej uwagi aż tyle, by niebywałe podjąć możliwości?O, przybądz dziś, z gorliwością cię proszę,jakimkolwiek okażesz się, powitam cię zawsze chętnie, do swoich przychodz,Kuzynie nasz bliski!bo z najdalszymi włącznie widzę twe zamiary,Bracie starszy Najstarszy, pozbyliśmy się jużniejednego z braci Starszych, fałszywych!to przez ciebie TU JESTEZMY!tysiącami lat do nas szedłeś,a my, wciąż rozproszeni jeszcze, z tęsknotą zwrócić się ku tobie pragniemy!czasu nie ma, istnieje Droga,i ona się skróciła, lecz jest!którąśmy tu szli, pośród nienawiścizanadto nam się dłużyła!wszystko, co zostało, ulotne jak kurz,29biernie w trzewiach naszych drzemie.Ludzkość jak w serii, się powtarza.Nie ma się przyczym innym zatrzymać na razie.Ty do końca doniosłeś zamiar swój; zdaje się, że idostrzegłem z przestworzy kiwnięcie palcem, twoim Paluchem owłosionym, gdy odległościjuż dawno zacichły, i dziś mam uznanie dla ciebie, za tamten gest, Poprzedniku!A wy, przypatrzcie się, Dookolni, sile woli u Nieznajomego! Jego słowa, giętki język, choć zdaleka, odczytujemy i niemo, a to melodia fletu go stwarza, i on, nasz przeszły obraz - -17Już byłem zdolny prawie być każdym!Już nie będę odtąd daremnie poszukiwał partnera! poznałem jego prawzór! znam Piteka!I jadę autobusem sobie; sam, ale tak się cieszę! jakbym na rozmówców miał na zawołaniekażdego, kogo zapragnę; i jadąc tak się cieszę! i aż się dziwię sobie: kogo rzeczywiście byś tumiał, gdybyś zapragnął? spróbuj zagadnąć kogo, odezwać się, a zobaczysz!aż tu spotykam Hyzia; człowieka, który rzeczywiście kiedyś na mnie się poznał; więc jest,wśród obecnych, ten jedyny świadek mój! posiwiały mocno już, ale żwawo wskoczył doautobusu. I co ty myślisz o tym?! swoim zwyczajem zaczął ad rem, nie tracąc czasu; o czym niby, Hyziu, ach jak się zmieniłeś! no o tym, co każdy mówi.To przecież wszystko, co się tu dzieje, ty osiem lat wcześniejprzewidziałeś! co porabiasz, powiedz?! nic dalej, jeżdżę autobusem dla rozrywki; i nie jesteś tam, wskazał głową hasła na murach, wśród zwycięzców?! Co się dopierozastanawiają, czy wziąć władzę, kiedy ich ludzie wybrali.Czy to aby nie za dobre dla nich,raptem tak niepewnych?.jak się ośmielić? najważniejsze marzenie, już nie cudze, ale własne poddać próbie?! otóż to! A ty jezdzisz autobusem wciąż, ha ha! gdy niewolnicy stracili prześladowcę inie wiedzą co robić! Stracili siebie, TAK NIEWINNYCH dotąd! kto im teraz powie cojutro, pojutrze mają zrobić?!Hyz jak wskoczył nagle, tak i na pierwszym przystanku zniknął, zostałem sam z jegoprzerażeniem; bo przecież przerażenie mi wylał swoje, wobec tego, co się z wszystkimi miało albo przynajmniej powinno się stać, a nie staje.I ja, wierny przedłużacz jego woli, niepokoiłem się.Nic, przecież nic nie mogłem zrobić!Za słaby i wobec choroby.Od paru dni Hyzia już nie ma; nie żyje.Tam wróciłem, do autobusu i w Aleje, by nie mogło i ze mnie wyjść to POWIKSZENIEROLI! Chciałem choćby tylko o tym pomyśleć!A oddziaływanie na innych, moje? śmiechu warte!Ale Hyz mówił: dobrze gdy chociaż ktoś jest inny! dzięki takiemu nie upadnie świat!To i przez Hyzia już pewnie nie upadnie.Nie ubezpieczał się przeciw nikomu i niczemu.To i go nie ma.Ale przynajmniej trudny los zostawia do wypełnienia.Chociaż tam wszystko miało być inne, inaczej już od momentu jak tylko zaczynałemistnieć - -to jednak teraz należy wreszcie zacząć, jakby było od początku, tak, zacząć od konkretów!jeszcze by i Pitek tu się nadał, ale czy się zjawi?!30III.CZAOWIEK Z BADEM18Te strzępy dzwięku, jaki wydawał samolot, w niczym niepodobne do dzisiejszych, ledwomogę sobie wyobrazić; minęły dawno, a samolot, maleńki jak naparstek, leciał i prawie że nasnie mijał.Nie zostawiał też na niebie smugi, jak dzisiejsze; jedynie dzwięk, tak nierealny już,zwiastował burzę.A niżej wszystko po ziemsku było: ułani strzelają w niebo z przyklęku, inni poją konie, wdrogę wyruszą w porządku należytym, na bój.Niejeden raz usiłowałem wejść w to, lecz było zamknięte; pomrukiwanie samolotu trwałowe mnie jednak, także i długa, rosnąca cisza, potężniejąca jak przed wybuchem;mam silną potrzebę i dzisiaj ciszy stamtąd, z wszystkiego okazała się najważniejsza! poniej wyobrazić usiłuję, co zaraz nastąpić powinno, jej obecność zawsze pożądana, trwagdzieś, dla czegoś nie uwzględnionego jeszcze, na co powodu chwilowo brak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]