[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podkreślony czerwonym atramentem tytuł gło-sił: Czym jest doskonały transformator? Josphine się uśmiechnęła.Przeczytała: Czym jest doskonały mężczyzna?Jej związek z Lucą powoli gasł.Nie sypiała już u niego w domu:przyjął pod swój dach brata.Vittorio był coraz bardziej pobudzony.Lu-ca martwił się o jego stan umysłowy: Boję się zostawiać go samego, anie chcę oddawać go do zamkniętego ośrodka.Ma prawdziwą obsesjęna pani punkcie".Poza tym wydawca przyspieszył datę publikacji książ-ki Luki o łzach, więc miał poprawiać szczotki.Dzwonił do niej, mówił ofilmach i wystawach, które razem obejrzą, ale się z nią nie umawiał.Ucieka przede mną.Dręczyło ją jedno pytanie: Co chciał mi powiedziećtego wieczoru, gdy nie przyszedł na spotkanie? Muszę koniecznie zpanią porozmawiać, to ważne.".Czy miał na myśli agresywnego brata?Czy Vittorio zagroził, że się za nią zabierze? Albo zaatakował jego, Lu-cę?Odczuwali pewne skrępowanie, odkąd opowiedziała mu o napadzie.Czasem myślała wręcz, iż nie powinna była mu o tym wspominać.Nienarzucać się ze swoimi problemami.Potem opanowywała się i ganiłasamą siebie, ależ co za pomysł! Jo, przestań wreszcie uważać się za nie-istotny drobiazg! Jesteś wspaniałą osobą! Muszę poćwiczyć, aby zacząćtak myśleć.Jestem wspaniałą osobą, wartą tego, aby istnieć.Nie jestemosełką masła.Luca był taką tajemnicą jak wykład na temat prądu trójfazowego,który czytał sąsiad.Potrzebna by mi była trasa z wymalowanymi strzał-kami, żebym go zrozumiała i trafiła w samo serce.Naprzeciwko niej dwaj studenci przeglądali drobne ogłoszenia wposzukiwaniu mieszkania i oburzali się wysokością czynszów.Wyglądali na miłych.Josphine miała ochotę zaprosić ich, aby za-mieszkali u niej, miała służbówkę na szóstym piętrze, ale się powstrzy-mała.Ostatnio, gdy w przypływie wspaniałomyślności przyjęła podswój dach panią Barthillet i jej syna Maksa, musiała znosić przez dłuż-LRTszy czas ich obecność u siebie w domu: nie sposób było ich wyrzucić.Nie miała wieści od Barthilletów.Na stacji Passy metro wyjeżdżało zpodziemi.To była jej ulubiona część trasy, gdy wagoniki wysuwały sięz brzucha ziemi i ruszały ku niebu.Odwróciła się do okna, wypatruj ącświatła.Naraz pojawiły się skąpane w słońcu brzegi Sekwany.Zmrużyłaoczy.Zawsze ją to zaskakiwało.Metro jadące w przeciwnym kierunku zatrzymało się na wysokościjej wagonu.Obserwowała ludzi siedzących w środku.Patrzyła na nich,wymyślała historie ich życia, miłości, żalów.Próbowała odgadnąć, któ-rzy stanowią pary, odczytać z ruchu warg fragmenty dialogu.Jej wzrokpadł na pierwszą, grubą, okrytą płaszczem w dużą kratę panią, któramarszczyła brwi.Niezbyt szczęśliwy pomysł z tą kratą, gdy jest się gru-bym, i do tego jeszcze te brwi! Uznaję, że to zgorzkniała stara panna.Jejnarzeczony uciekł pewnego dnia, a ona czeka na niego, by mu powie-dzieć, co o nim myśli, z wałkiem do ciasta ukrytym za plecami.Potemkolejna kobieta, chudziutka, z pistacjową kreską na powiekach.Chybarozwiązuje krzyżówkę, bo ssie ołówek pochylona nad gazetą.Nie nosiobrączki, ma czerwone paznokcie.Josphine postanowiła, że będzie tosamotna informatyczka, która nie ma dzieci i nigdy nie myje naczyń.Wsobotnie wieczory chodzi na dyskotekę, tańczy do trzeciej w nocy i wra-ca sama do domu.Obok niej, odwrócony do niej plecami, siedział męż-czyzna z opuszczonymi ramionami, w czerwonym golfie i za dużej, nie-co wytartej szarej marynarce.Jakaś kobieta chciała usiąść, więc sięprzesunął, aby ją przepuścić.Zobaczyła jego twarz i zastygła.Antoine!To był Antoine.Nie spojrzał w jej stronę, jego oczy błądziły wpatrzonew pustkę, ale to był on.Zaczęła uderzać ze wszystkich sił w szybę ikrzyczeć: Antoine! Antoine! Wstała, waliła w szybę, mężczyzna odwró-cił głowę, popatrzył na nią zdziwiony i pomachał do niej lekko ręką.Jakby czuł zakłopotanie i prosił, żeby się uspokoiła.Antoine!Miał szeroką szramę na prawym policzku i zamknięte prawe oko.Antoine?Nie była już tego wcale taka pewna.LRTAntoine?Nie wyglądało na to, żeby ją znał.Drzwi się zamknęły.Metro ruszyło.Josphine opadła na siedzenie,z głową odwróconą do tyłu, aby spróbować raz jeszcze dojrzeć mężczy-znę, który przypominał Antoine'a.To niemożliwe.Jeżeliby żył, przyszedłby nas odwiedzić.Nie manaszego adresu wyszeptał cienki głosik Zo.Ale adres można zna-lezć! Ja dostałam jego paczkę! Pójdzie po adres do Henriette.Ale ona go nie znosiła odpowiedział cienki głosik Zo.Chłopiec przewrócił stronę notatek o prądzie trójfazowym.Studencizakreślali czerwonym flamastrem mieszkanie przy rue de la Glaciere.Dwa pokoje, siedemset pięćdziesiąt euro.Pewien mężczyzna, którywsiadł na stacji Passy, przeglądał czasopismo na temat domów letni-skowych.Finansowanie i podatki.Nosił białą koszulę, szary garnitur wbłękitne prążki i krawat w niebieskie groszki.Mężczyzna, którego wzię-ła za Antoine'a, miał na sobie czerwony golf.Antoine nie znosił golfów.Antoine nie znosił koloru czerwonego.To kolor dla tirowców twier-dził.Spędziła popołudnie w bibliotece, ale pracowała z wielkim trudem.Nie mogła się skupić.Widziała wagon z pasażerami, grubą kobietę wkratce, drobną kobietę z dwoma zielonymi kreskami i.Antoine'a wczerwonym golfie.Potrząsnęła głową i wróciła do analizy tekstów.Zwięta Hildegardo z Bin gen, miej mnie w opiece, powiedz mi, że niezwariowałam.Dlaczego on wraca mnie torturować?Za piętnaście szósta złożyła papiery, książki i wsiadła do metra ja-dącego w przeciwną stronę.Na stacji Passy szukała wzrokiem mężczy-zny w czerwonym golfie.Może został kloszardem.%7łyje w metrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]