[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia wiedziała, że Zuzanna jest czasem gdzieś pomiędzy nimi, co bynajmniej nieoznaczało, że je rozdziela.To Julia zachęciła Danutę, by, wbrew przeszkodom, odnalezćkoleżankę ze studiów.Przecież Zuzanna to nie igła w stogu siana, mawiała, a gdyby nawet, toprzy dzisiejszych cudach techniki i własnej chęci, nawet uwzględniwszy ochronę danychosobowych, ustalenie miejsca pobytu nie będzie żadnym problemem.Danuta lubiła stanowczość swojej partnerki.Spróbuj, nalegała Julia, dopóki tego niezrobisz, nie będziesz wiedziała, czy Zuzanna naprawdę nie chce spotykać się z nikim z dawnejpaczki, czy też oczekuje prawdziwego zainteresowania.Nic nie tracisz, przekonywała Danutę,najwyżej czas i złudzenia.Dopóki jej nie znajdziesz, nie uwierzę, że Zuzanna istnieje,podsumowywała, uśmiechając się diabelsko, kusząco.Danuta wpijała się w usta Julii,przypieczętowując jej racje, co nieraz kończyło się, jak w komediach, odwróceniem wizytówkina drzwiach galerii i zamknięciem ich na dwa spusty co najmniej na piętnaście minut.Julia miała rację, jak nieraz.Trafność jej spostrzeżeń, bogate doświadczenia, refleksyjność i pogoda ducha utwierdzałyDanutę w przekonaniu, że ma dużo szczęścia, bo spotkała kobietę, na którą czekała.Wprawdziewówczas, kiedy dotykały się po raz pierwszy, nie wiedziała tego wszystkiego, ale przeczuwałapo sile drżenia, łomocie serca, wilgotności przypływającej błyskawicznie, sprawiającej, żeskłonna była składać najbardziej romantyczne przysięgi i dotrzymywać ich bez wyrzeczeń.Kochała Julię uważnie.Zapragnęła w podobny sposób polubić Zuzannę.Otoczyć ją uwagą, wyłuskać z niejnajmniejszą choćby drzazgę, oswoić i cieszyć się z budowania przyjaznej więzi, dojrzalszej niżtamta sabatowa, pełna rozbrykanych kozic z marzeniami o zdobywaniu szczytów, któryminiekoniecznie były męskie serca, poddawane wymyślnym próbom.Zuzanna zeskoczyła z sofy na drewnianą podłogę i podparłszy się pod boki, jakkwiaciarka na krakowskim Rynku, wrzasnęła z niedowierzaniem: Naprawdę poddałyście mojego męża próbie ognia?! Mojego męża?! Niestety, prawda bywa okrutna, skarbie. Nie mów do mnie, skarbie, ty zdziro! Słusznie się oburzasz, skarbie, i właściwe rzeczy dajesz słowo.Wprawdzie to nie jamiałam złożyć swoje boskie ciało na ołtarzu poświęcenia, co, jak wiesz, byłoby ogromnympoświęceniem, ale tak samo czuję się winna. I po to mnie szukałaś, by mi teraz bluzgnąć prawdą w oczy, zdziro?! Pokrzycz jeszcze, pokrzycz, im więcej wrzasku, tym więcej ozonu. W dupie mam twój ozon! Zgadzam się z tobą, Zuza, bo tu nie o ozon chodzi, ale o prawdę, która jest budująca, i onasze zdzirstwo, będące jej przeciwieństwem. Nie chcę wiedzieć, która zdzira była większą zdzirą i która wiodła mojego męża napokuszenie, nic nie chcę wiedzieć! Nawet tego, że Tadeusz się nie dał skusić? Bo nie dał, skarbie.Gdybyś wiedziała, jaksię nie dał, z jakim taktem i poczuciem humoru się nie dał.Wyobraz sobie, stanęła ta dzidzia,której imienia nie powiem, ale je znasz doskonale, stanęła w drzwiach jego pokoju hotelowego,owinięta wstążeczką, jak prezent na święta, a on popatrzył, owszem, popatrzył i powiedział: Apetyczna jesteś, mała, do schrupania na deser, ale ja cię uszanuję. Powiedział uszanuję?Zuzanna na powrót wskoczyła na sofę i przybliżając się do Danuty, szepnęła to słowokilka razy, jakby chciała trafić w brzmienie, które nadał mu wtedy Tadeusz. O, tak, Tadeusz tak właśnie mógł powiedzieć, wierzę ci, ale bardziej wierzę sobie.Bogdybyś mi nawet powiedziała, że Tadeusz nie przeszedł próby ognia, tobym i tak nie uwierzyła.Powiem więcej: gdybym na własne oczy widziała, jak Tadeusz rozwiązuje wstążeczkę tejapetycznej dzidzi, to prędzej bym pomyślała, że mam starcze omamy, niż że Tadeusz miałby natę dzidzię ochotę. A wiesz, że dzidzia do dziś z dumą się obnosi, że Tadeusz był jedyny, który jąuszanował? I nawet na pogrzebie to powiedziała, nad grobem się pochyliła, a minę miała takąnabożną, jaka jej się nigdy w życiu nie zdarzyła.Musiałyśmy ją podtrzymać, bo o mało co by siędo grobu omsknęła, wrzucając tam tę wstążeczkę zamiast kwiatu i tylko powaga chwili iszacunek dla wdowy nie pozwoliły nam wybuchnąć śmiechem. Szacunek dla wdowy? Przecież to ja byłam wdową! Jasne, Zuzka, ty byłaś wdową i dlatego poskromiłyśmy śmiech.Dla ciebie właśnie, zszacunku, kochana, i z przyjazni. O matko, zdziry i gady, nie wiem, czego więcej w was siedzi. Zwietna diagnoza i ja ją uszanuję, Zuza, dlatego nie będę się na ciebie boczyć.W jednej chwili wybuchnęły śmiechem, który szybko zamienił się w łzy.Danutapierwsza znalazła w torbie chusteczki i podała koleżance. Poczęstuj się, rumiankowe, nieużywane.Zuzanna machnęła ręką, co znaczyć miało, że wszystko jedno, czy używane.Obiewysiąkały nos, przetarły ręką łzy w kącikach oczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]