[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbliżało się powoli, z ramionami sztywno opuszczonymi wzdłużboków.Ale zbliżało się.Melantha sięgnęła do rezerw swego organizmu i zaczęła pełznąć przed siebie, niespuszczając oczu z upiornego prześladowcy.Myśli wirowały jej w głowie, szukając jakiegoś nie pasującego do całości elementu,rozwiązania szachowej zagadki, i nic nie znajdując.Trup poruszał się szybciej niż ona.Wyraznie i nieustannie zbliżał się.Spróbowała wstać.Z walącym sercem, stękając, uniosła się na kolana.Potem klęknęła najedno kolano.Próbowała wypchnąć się w górę, podnieść ogromny ciężar, spoczywający na jejramionach, jakby była zawodnikiem podnoszącym sztangę.Powtarzała sobie, że jest silna, żejest ulepszonym modelem.Gdy jednak oparła się na jednej tylko nodze, mięśnie nie wytrzymały.Zwaliła sięniezdarnie.Uderzenie o podłogę było jak upadek z wysokiego budynku.Usłyszała głośnytrzask i poczuła eksplozję bólu w ramieniu, tym dotąd całym, ramieniu, którego chciała użyćdo złagodzenia upadku.Ból był straszny, paraliżujący.Zamrugała, walcząc ze łzami i niemalsię krztusząc rosnącym w gardle krzykiem.Ciało Lasamera było już w połowie korytarza.Melantha zauważyła, że miało złamaneobie nogi.Było mu wszystko jedno.Podtrzymywała je siła większa niż zawarta w ścięgnach,kościach i muskułach..Melantha.słyszałem.czy.wszystko.Melantha? Cicho bądz warknęła na Royda.Nie mogła sobie pozwolić na tracenie oddechu narozmowy.Użyła wszystkich rodzajów samokontroli, jakich kiedykolwiek się uczyła, żebyzignorować ból.Kopała bezsilnie nogami, buty drapały podłogę, szukając oparcia.Podciągnęła się, używając ręki, która nie była złamana, i ignorując ogień w ramieniu.Ciało wciąż posuwało się naprzód.Przeciągnęła się przez próg mesy, przepełzając pod rozbitym skuterem.Miała nadzieję,że wrak chociaż na chwilę zatrzyma upiorny pościg.Coś, nazywające się kiedyś Thale Lasamer, było już niewiele ponad metr za nią.W ciemności, w mesie, w której to wszystko się zaczęło, siły ostatecznie ją opuściły.Dygocząc, przylgnęła do wilgotnego dywanu.Wiedziała, że nie zdoła przesunąć się nawetcentymetr dalej.Po drugiej stronie drzwi ciało zamarło w bezruchu.Skuter zadrżał, a potem, ze zgrzytemmetalu zaczął przesuwać się do tyłu krótkimi, nagłymi szarpnięciami, uwalniając się iusuwając z przejścia.Psi.Melantha chciała przeklinać je i płakać.Bezsilnie zapragnęła posiadać tę moc, broń,która pozwoliłaby jej rozsadzić ożywionego telekinezą trupa, uwolnić się od grozby.Byłaulepszona, myślała z desperacją, ale nie w dostatecznym stopniu.Rodzice podarowali jejwszelkie genetyczne dary, jakie były im dostępne, ale psi leżało poza ich zasięgiem.Geny,które tym rządziły, były astronomicznie rzadkie, recesywne i.nagle doznała olśnienia. Royd powiedziała, wkładając w słowa resztki kołaczącej się jeszcze w niej woli.Byłazapłakana, mokra, przestraszona. Dzwignia.użyj.telekinezy.Royd.przesuń ją.telekinezą!Jego odpowiedz była niemal niesłyszalna..nie.mogę.nie ja.matka.tylko.ona.ja.nie. Nie matka. powiedziała z rozpaczą. Ty zawsze.mówisz.matka.Zapomnij otym.zapomnij.Słuchaj.to nie jest matka.jesteś klonem.te same geny.ty też ją masz.moc. Nie odpowiedział. Nigdy.musi być.ta sama.płeć. Nieprawda! Nie musi.Ja wiem.jestem.z Prometeusza, Royd.nie mów.Prometejczykowi.o genach.przesuń ją!Skuter skoczył niemal pół metra i przechylił się na bok.Droga do mesy była wolna.Ciało Lasamera znów ruszyło naprzód..próbuję. powiedział Royd. Nie.nie mogę! Ona cię.wyleczyła powiedziała Melantha z goryczą. Skuteczniej.niż ją.leczyli.przed urodzeniem.ale.to jest tylko.stłumione.możesz! Ja.nie.wiem.jak.Trup stanął nad nią.Zatrzymał się.Bladoskóre ręce zadrżały, podskoczyły w górę.Długie, pomalowane paznokcie.Zakrzywione w szpony.Zaczęły się unosić.Melanthazaklęła. Royd!.przep.raszam.Akała i dygotała, i bezsilnie zaciskała pięści.Nagle, w jednej chwili, grawitacja zniknęła.Daleko, daleko rozległ się krzyk Royda, potem zapadła cisza.* * * Błyski światła są teraz częstsze dyktował Karoly d Branin a może to tylko wrażenie,które bierze się stąd, że jestem bliżej, że mogę je lepiej widzieć.Wybuchy indygo igłębokiego fioletu, krótkie i szybko gasnące.Pomiędzy nićmi pajęczyny.Myślę, że jest onarodzajem pola siłowego.Błyski są cząsteczkami wodoru, rozrzedzoną ulotną materiąmiędzygwiezdnych przestrzeni.Dotykają pola i na chwilę rozbłyskują widzialnym światłem.Przemiana materii w energię.Tak, przypuszczam, że to jest właśnie to.Mój wolkrynodżywia się.Wypełnia już połowę wszechświata i ciągle się zbliża.Nie uda nam się uciec, och, takniedobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]