[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzucić się w to? Co to da? W najlepszym razie połamanie żeber przy zderzeniu z przeciwległąskałą.Gdyby miał światło i zdołał wdrapać się na jakąś wysoką półkę skalną, mógłby skoczyć inurkując na samo dno odnalezć podwodne wyjście.Szansa jedna na sto.Zresztą - i tak nie maświatła.Chociaż powietrze w jaskini nie było najlepsze, Ransom podejrzewał, że jego więzienie musibyć jakoś zasilane powietrzem z zewnątrz.Inna sprawa, czy do takiej domniemanej szczelinymożna się dostać.Trzeba jednak spróbować.Odwrócił się i zaczął badać ścianę poza sobą.Zpoczątku rezultat nie dawał żadnej podstawy do nadziei, ale przekonanie, iż wszystkie jaskiniedokądś prowadzą, było w nim - jak w każdym z nas - zbyt głęboko zakorzenione, aby zaniechaćposzukiwań.Wreszcie wymacał rękami niezbyt wysoką półkę skalną.Sądził, że będzie miałaledwie kilka cali szerokości, ale kiedy się na nią wspiął, nie wyczuł przed sobą ściany.Bardzoostrożnie postąpił kilka kroków naprzód, aż prawą nogą stanął na czymś ostrym.Syknął z bólu iruszył dalej, starając się stąpać jeszcze ostrożniej.Po chwili wymacał pionową ścianę, zupełniegładką, w każdym razie do takiej wysokości, do jakiej mógł dosięgnąć ręką.Przesunął się w prawo i wkrótce natrafił na próżnię, ale niemal w tej samej chwili potknął się boleśnie.Rozmasował stopę iruszył dalej na czworakach.Miał wrażenie, że pełznie po stromym osypisku.Czasem ś lizgał się posypkim piargu, czasem mozolnie pokonywał wielkie głazy, ale przez co najmniej dziesięć minutzdołał wspiąć się dość wysoko.Potem znów napotkał pionową ścianę.Obmacał ją i znalazł półkęna wysokości swoich piersi, ale tym razem naprawdę bardzo wąską.Wlazł na nią i, przywarłszycałym ciałem do skały, począł szukać palcami następnego punktu oparcia.Kiedy go znalazł, zawahał się, zdając sobie sprawę, że teraz czeka go prawdziwa wspinaczka.Nie miał pojęcia, jak wysoka i stroma jest skał a, do której przywarł drżąc z zimna; może nieodważyłby się jej atakować nawet w świetle dziennym i w odpowiednim ubraniu.Nadzieja szeptałamu jednak, że równie dobrze skała może mieć zaledwie dwa, trzy metry.Jeśli tylko przez kilkaminut zachowa zimną krew, dotrze do wygodnych, krętych korytarzy w sercu tej góry, wiodącychw końcu na zewnątrz.Ta wizja rozpaliła jego wyobraznię.Zdecydował się wspinać wyżej.Prawdęmówiąc, nie tyle lękał się upadku, co oddalenia od wody.Był przekonany, że głód może znosićdługo, natomiast drżał na myśl o mękach pragnienia.Przez kilka następnych minut dokonywał czynów, na jakie nigdy nie zdobył by się na Ziemi.Niewątpliwie pomagały mu w tym ciemnoś ci: nie miał przynajmniej lęku wysokości i zawrotówgłowy.Ale z drugiej strony poleganie wyłą cznie na zmyśle dotyku czyniło ze wspinaczki czysteszaleństwo.Gdyby go ktoś obserwował, byłby z pewnością zdumiony, widząc, jak raznieprzytomnie ryzykuje, a innym razem pozwala sobie na zupełnie niepotrzebną ostrożność.Przezcały czas próbował zagłuszyć w sobie myśl, że być może wspina się daremnie ku skalnemusklepieniu jakiejś gigantycznej jaskini.Mniej więcej po kwadransie wspinaczki znalazł się na szerokiej, płaskiej powierzchni.Mogłato być kolejna, o wiele głębsza półka, ale podsycał w sobie nadzieję, że osiągnął już szczyt urwiska.Odpoczął przez chwilę, obmacując rany.Wreszcie wstał i ruszył ostrożnie naprzód, wyciągnąwszyprzed siebie ręce, aby nie zderzyć się z nową ścianą.Ale nic takiego nie nastąpiło.Po trzydziestukrokach krzyknął kilka razy i z tonu dzwięków wywnioskował, że znajduje się na obszernej,otwartej przestrzeni.Pokryte drobnymi otoczakami zbocze podnosiło się dość stromo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •