[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaruha weszła, a Piastun poruszył się jakby przelękły, gdy ją zobaczył.Stanęła naprzeciw niego spierając się na kiju.- Tom was przecie znalazła - rzekła - a pora! Tam się ludzie rozbijają czekając, amały Ziemko płacze, bo go jakby w niewoli trzymają! Zlitujcie się naddzieckiem waszym a wracajcie.Piastun, nie odpowiadając, ręką jej wskazał, ażeby zamilkła, gdy tuż i posłaniBolko z Sobiesławem weszli na hradyszcze, kłaniając się kneziowi.Ujrzawszy ich, ręce załamał stary.Jesteśmy po was posłani - rzekli - wszystek zbór czeka na was, ludzie proszą,wracajcie, gdy taka bogów wola.My bez was stąd nie pójdziemy.Zbliżywszysię tedy prosić go zaczęli usilnie, aby woli gromady zadośćuczynił.Nie rzekł jużnic, tylko:- Pójdę z wami.Jaruha siedząca na ziemi śmiała się z radości.- A tom ja was, miłościwy panie, zdradziła - rzekła.- Niechaj ludzie znają, żebaba coś może.Chodziliby miesiąc i nie znalezli was, gdyby nie ja.Gdy Bolko, Sobiesław i Piastun szli razem nazad, bo się już im ani opierał, anisprzeciwiał, starucha siadła na hradyszczu, porozwiązywała nogi i sama jednazostała tu spoczywać.Nie lękała się tak samo zwierza dzikiego, jak wężów i wszelkiego stworzenia.Wygodnie umieściwszy się zaraz w opuszczonym szałasie, przygotowywała donoclegu.Piastun sam poprowadził swoich towarzyszów ku zagrodzie przez łąkę, naktórej stado z pastuszkiem znalazłszy, konie z niego dla pośpiechu wzięli.Leczdla gąszczy w lesie pośpieszyć nie mogąc, ku nocy dopiero w zagrodziePiastuna stanęli, skąd Sobek sam przodem na grodzisko ruszył oznajmując, iżknezia znalezli i jutro go przywiodą.Milcząc przesiedział cały wieczór gospodarz na ławie.O dniu Bolko, wstawszywcześnie, już był na straży.Piastun też, nie przeciwiąc się, na konia siadł ijechali.Na pół drogi do grodu starszyzna była wyszła na spotkanie.- Miłościwy panie - zawołał, ręce ku niemu wyciągając, Krak - przecz nasopuściłeś? Wszak ci to wolą było bogów, abyś nam panował i rozkazywał.Nawas jednego zgodziły się gromady.- Nie czułem się na siłach i nie czuję - mówił Piastun - trwoga mnie ogarnia.Ulitujcie się nade mną.Wiem w ubóstwie, co czynię i jak idę; gdy mi mocdacie, azali ja sam znam, na co ją obrócę?Wołanie wielkie go zagłuszyło: - Piastun! Piastun!Wtem tłum się rozstąpił i dwaj owi goście nieznani, których przyjmował wzagrodzie, stanęli przed nim.Zbliżali się z uśmiechem i pokłonem.226- Przychodzimy jeszcze raz, aby mężowi sprawiedliwemu w imię Bogajedynego przynieść błogosławieństwo.Krzyki znowu i im mówić nie dały, wesele stało się w tłumach.Myszkowie,którzy znać przygotowany mieli kołpak kneziowski z piórem, przecisnąwszy sięprzez ciżbę przynieśli go Piastunowi - młodszy z gości, uczyniwszy nad nimznak, na siwe włosy starca go nałożył.I znowu wrzawa powstała, radość, głosy, wołania.Starzec stał zamyślony,niemal smutny.A gdy się doń cisnęli wszyscy - rzekł:- Widzieliście sami, że władzy nie pragnąłem anim się jej dobijał.Kazaliście miją wziąć, biorę, dzierżyć będę tak, aby ład krzewiła, aby sprawiedliwość niosła,a jeśli surowym być zmusicie mnie, będę nim; pomnijcie, żeście mnie zmusilido tego.- Rozkazuj i rządz! - zaczęto wołać ze wszech stron - niech będzie -jakorzekniesz - niech będzie.Jeszcze raz okrzyknięto kneziem Piastuna, Zcibor mu rzekł kłaniając się dokolan:- Czuwaj nad nami, jakeś nad pszczołami swymi miał pieczę.Gwar wielki wrzałdokoła.Ujrzano, że obrany miecza nie miał, Zcibor wnet swój odpasał i na znak władzywłasnymi rękami go Piastunowi na biodrach zawiesił.Drugi laskę białą dał wdłonie.Proszono znowu gości obcych, aby miecz i laskę błogosławili, i uczynili,jak żądano, oczy podnosząc ku niebu, składając ręce i szepcząc coś po cichu.Tłum miał ich za jakichś wróżbitów z daleka.Piastun wciąż jeszcze, jakby przelękły tym, co się stało, nie wierząc uszomwłasnym i oczom, długo w niepewności milczał.Szepnął wreszcie dootaczających: - Wola bogów i wasza niech się stanie.Jakoście mnie wybrali, takpomoc mi winniście.Jak do ojca cisnęli się doń wszyscy wyrzucając mu, iż zbiegł od nich i opierałsię woli losu.Po raz pierwszy w jednym kole Leszkowie i Myszki, ocierając sięo siebie, w zgodzie, razem okrzykiwali nowego pana.Tymczasem oswobodzony syn Piastunów przybiegł, ojcu do nóg przypadając iręce jego całując, i uczuwszy się oswobodzonym chwycił konia, aby do matki zwieścią dobrą pośpieszyć.Stara Rzepica właśnie po wyjezdzie męża u dzieży stanęła, gdy Ziemek wpadłdo zagrody wesoły zwiastując jej, że ojcu kneziowską czapkę na głowęwłożono, że mu przypasano miecz i dano laskę białą i że mu się wszyscy do nógkłaniali.Rozpłakała się niewiasta ręce łamiąc a czując, że się ich swobodne, ciche życiekończyło, a pełna trosk i niewoli służba ciągła rozpoczynała.Azy jej z oczupociekły, dziecię przytuliła do siebie, nie mówiła nic, a poznać łacno było, żenie pociechę, ale smutek i troskę widziała przed sobą.227Otarłszy łzy fartuchem, pocałowała Ziemka w czoło i na powrót do dzieży swejszła, boć w domu chleba teraz więcej niż kiedy było potrzeba.Godzina jedna i druga zeszły na oznakach radości - szli potem na gród znowu iradzić chcieli, a raczej o rozkazy pytać, co poczynać.- Dziś jedno jest do czynienia - odparł Piastun - kto żyw i silem na koń niechsiada.Dopóki wojna w domu, nic nie ma pilniejszego nad nią.Na koń więc, ktomoże.Starszyzna ludzi niech zbiera pod stanice i przywodzi.Za czym wołać zaczęto z okrzykami wielkimi:Na koń!To było pierwsze słowo i rozkaz nowo obranego pana.Wnet powołał do siebieosobno starszyznę, naznaczając radę do boku swego, postanowił wojewodów pomirach i okolicach.Wtem, gdy tak na gruzach grodu Pepełków rozrządzał knez - zawołał ktoś,ażeby grodzisko, teraz do zgliszcza tylko podobne, opasać na nowo tynem,odbudować je i w nim panu obranemu uczynić dwór, jaki dla knezia przystał.- Nie - rzekł Piastun - miejsce to jest nieszczęśliwe i splugawione, nie chcęsiedzieć tam, gdzie wspomnienia Chwostka i zgliszcza stałyby między mną awami.Tam będzie gród mój i stolica nowa, gdzie pierwsze odniesiemyzwycięstwo.Niechaj tu stołb pusty na wieki zostanie świadcząc, jak niecnota ginie marnie.niech chwastem zarasta plugawe śmietnisko.Wieczorem nie sam już, ale liczną otoczony drużyną, która go opuszczać niechciała, powrócił Piastun do chaty swej, żegnany znowu przeciągłymiokrzykami.Obcy goście, którzy mu błogosławili, wśród zamieszaniapowszechnego znikli i nie postrzeżeni.Kazano ich szukać wszędzie, lecz niktsię nie postrzegł ani się opatrzył, kiedy i jak się wysunęli i znikli.Gdy orszak prowadzący obranego knezia stanął u wrót zagrody, zapłakanajeszcze wyszła przeciwko panu swojemu Rzepica.Los dawnych kneziów sercejej trwożył, schyliła się ku ziemi i ściskając nogi zachodziła się od płaczu.- Knezno miłościwa - podnosząc ją rzekł stary - gotuj co masz najlepszego, stawstoły i kadzie, aby ci, co mnie wynieśli, z głodem nie odeszli od progu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]