[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogę się widzieć z paniąJanową?Zębowska nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ja tam nie wiem przebąknęła. Kobieta chora, zmęczona.Tylko co tych słów domawiała, gdy dziwnym zrządzeniemSerebrnicki, za którym wysłał Andrzej tylko co, zajechał przeddworek i impetycznie wpadł do pokoju.Z widzenia pono znał panaAndrzeja; zobaczywszy go tutaj, zmieszał się.Zębowska sama, pono nie wiedząc, co robi, zawołała głośno: A otóż chwała Bogu i pan Serebrnicki. Bardzo szczęśliwie, żeśmy się spotkali odezwał się, postępującku niemu, Andrzej właśnie ja Ozorowicza do pana posłałem.Co tojest za tradycja na Rozwadów?Sczerwieniał prawnik, schwycony niespodzianie, i począł bełkotać: Cóż to ja się mam z tego tłumaczyć.Tradycja, tradycja za długi -po wszystkim.To mówiąc, spojrzał jakoś w oczy stojącemu naprzeciw Zniehocie ispotkawszy jego wzrok śmiało wymierzony ku sobie, spokojneoblicze, na którym widać było jakąś pewność czystej sprawy,mimowolnie zmieszał się, zmalał, skulił, spłonął a sędzia byłby goz jednej fizjonomii winowajcą uznał. Co się dzieje z panem Janem? zapytał poważnie gość.Ten rodzaj inkwizycji zburzył prawnika; ruszył ramionami. Albo ja wiem? Co to do mnie należy? Chory.Leży może wszpitalu czy u doktora.Zmieszna rzecz! Gdyby i zdrów był, nic by tonie pomogło, bo długów więcej niż majątku.Po tym zbyt gwałtownym i zdradzającym niepokój wystąpieniuSerebrnickiego, nastąpiło milczenie.Andrzej stał ciągle spokojny. Przecież mi pan za złe nie możesz wziąć, że się o brata dopytuję? rzekł cicho.Popłoch, jaki rzuciło na wszystkich stawienie się niespodzianieZniehoty, był widoczny i mówił wiele; on sam mógł z niegownioskować, iż sprawa nie musiała być czystą.Milczeli jeszcze, gdy z bokówki wyszła z palącą się twarzą,rozjątrzona Domka i ledwie głową kiwnąwszy gościowi, odezwała sięgrubiańsko: Czegóż tu pan od nas chcesz? Rad bym się dowiedzieć o panu Janie rzekł spokojnie Andrzej. To dopiero czułość w porę! zawołała młoda pani. Przeciepanowie z sobą nie żyliście, on pana nienawidził.Skądże taka o losjego troskliwość! Był mi zawsze bratem odparł tym spokojniejszy Andrzej, że wtych, co go otaczali, widział jakiś przestrach i rozgorączkowanie.Chory jest i pani go opuściłaś chorego. Cóż komu do tego, pytam się! Co komu do tego! odpowiedziałaDomka.Po tych słowach, już urwawszy rozmowę z nią, pan Andrzej z zimnąkrwią zwrócił się do Serebrnickiego: Mówiono mi, że pan ponabywałeś długi i tradujesz Rozwadów,mam sobie za obowiązek uprzedzić pana, iż to jest nasz majątekdziedziczny, rodowy i że ja mu w ręce obce przejść nie dam.Ażebyśpan na próżno nie rachował, wcześnie mu to oznajmuję.To mówiąc, skłonił się dokoła i widząc, że tu już ani robić, ani mówićnie ma co, wyszedł powoli.Adwokat stał zmieszany równie jakDomka.Ani on, ani ona nie mogli przewidywać żadnej interwencji zestrony tego brata, którego za obcego prawie uważali.Była to rzecz dlanich nowa, niespodziana i grozna.Samą postawą, mową, energią, a wreszcie zamożnością swą, panAndrzej był strasznym.Serebrnicki zmiarkował, że stawiając mu sięw pierwszej chwili za ostro i narażając go sobie, popełnił błąd niedarowany.Domka stała nadąsana, Zębowska mruczała coś niezrozumiałego. Tego jeszcze brakło mówiła żeby się ujął za brata, to dopierobędzie śliczna kasza.Ale kto ją nawarzył, niechaj je, ja ręce umywam,ja umywam. Niech z lichem wykupi sobie Rozwadów odezwał się adwokat jak mu wszystko policzę, dobrze go zapłaci.Przecie niejedna towieś na świecie, znajdzie się za te pieniądze druga.Ano zobaczymy,czy ze mną do ładu dojdzie.Domka dała mu znak, wskazując matkę, i oboje wyszli do bokówki.Zębowska, nagniewawszy się, płakała, powtarzając ciągle: Skaranie boże!Dotąd o wpakowanym tak zręcznie do bonifratrów panu Janie nicjeszcze słychać nie było, jednakże Domkę i jej wspólnikaopanowywała trwoga.Mógł się uwolnić z tego więzienia, któż wie,mógł znalezć obrońców, mógł napaść na dworek w Myzie. Ja tu nie pozostanę! wołała młoda jejmość. Jeżeli, uchowajBoże, wyzdrowieje to człowiek mściwy, on mi nie daruje.Możebyć nieszczęście.Matka też rada się była pozbyć córki, nagląc, aby jechała doRozwadowa, dokąd ona nie śmiała się udać.Nastąpiły z prawnikiemnarady i postanowienie przebycia czas jakiś w miasteczku.Wyszła zoświadczeniem tym do matki pani Zniehotowa. Ja widzę, że tu nie mam co robić odezwała się. Matka sięmnie pozbyć rada, więc jutro rano się wybiorę; pan Serebrnicki konieprzyśle. A, jedz sobie, jedz! odparła Zębowska.Kwaśno rozstała się z prawnikiem, który odjeżdżał zaraz, i Domkazamknęła się w bokówce, a Zębowska, związawszy głowę, w swoimpokoju.Wyjechała więc nazajutrz, prawie nie żegnając się, Domka domiasteczka, w którym już od dawna gościł Piętka, dotąd się wybraćnie mogąc do Warszawy.Serebrnicki zajął się sprawą.Oboje ciągle wyczekiwali jakiejś wieścio Zniehocie, lecz żadna nie nadchodziła.To ich nieco uspokajało.Mógł chory i stary zemrzeć, albo w istocie oszaleć z rozpaczy.Tygodnie i miesiące upływały bez żadnej o nim wiadomości.Tradycją rozciągnięto na Rozwadów, a do sądów podał protest panAndrzej, zawarowujący prawo wykupna majątku.Ozorowicz rwał sięniezmiernie do opiekowania tą sprawą, lecz Zniehota dodał mudrugiego prawnika, niezupełnie dowierzając jego zdolnościom.XIIIAaron siedział w pierwszej izbie karczemnej, w śmiertelnej koszuli icałym urzędowym przyborze do modlitwy, nad wielką księgą szerokootwartą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]