[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo nawet atrakcyjna.Nienaganną doskonałośćlinii twarzy zaburzał jedynie ledwie zauważalny śladstarego oparzenia na lewej kości policzkowej.A oczyzielone.Kurnaż mać!Ledwie tylko zacząłem robić krok w tył i zdejmować zramienia broń, kobieta już była przy mnie, uderzyła mnielekko dłonią w czoło.Ziemia i niebo momentalniezamieniły się miejscami, przetoczyłem się przez głowę irozłożyłem na trawie.Nie mogłem poruszyć nogami ani rękami, a serce i płuca pracowały w szalonym tempie.Przez pewien czas nie mogłem dojść do siebie,zgadywałem tylko po wstrząsach, że jestem dokądśwleczony.Co zresztą znaczy  dokądś ? Zwyczajnie  dolasu.Też znalazł mi Opiekun Wiedzy towarzysza.Albo toona znalazła mnie dla mieszkańca Północy?Wszelkie usiłowania, żeby zrzucić odrętwienie zdałysię na nic.Członki wciąż pozostawały nieruchome.Przedoczami miałem mgłę, nie mogłem niczego dostrzec.Nakoniec zostałem oparty jak wór o pień sosny i zostawionyw spokoju.Szkoda, że nie na długo.Praktycznie od razu ból odezwał się w lewym policzku.Otworzyłem oczy i zobaczyłem jak istota, którą wziąłemza kobietę, zlizuje z paznokci krople krwi.Suka. Jak mogłeś mieć nadzieję, że unikniesz kary,człowieku?  yrenice królowej wampirów wyciągnęły sięw pionowe szczeliny. Ty, przynoszący śmierć izabijający nadzieję? Z kimś mnie pomyliliście, cioteczko. Nie mającinnego wyjścia, zacząłem pokazywać zęby.Nieznajdziecie na moim koncie nadziei.Podobnie jak i Wia. Krew dzieci Zawiei została przelana. Długiepaznokcie  nie, nie paznokcie, ale pazury  przebiłyrękaw kurtki, zmuszając mnie do milczenia. KrewZawiei żąda pomsty, dzieci Zawiei pożrą twoją duszę.Aha, a moje serce wypełni popiół Belzebuba.Po co tencały bałagan? Czyżby Opiekun Wiedzy nie wiedział, kogopodsunął mi na wspólnika? Idiota. Po nadgarstku pociekła cieniutka strużka krwi, zaczęłomi się wydawać, że razem z nią spływa także czarodrętwienia.Odzyskiwałem już czucie w prawej dłoni.Jeszcze trochę, a stanę o własnych siłach.Tylko, co mi toda? Jak niby mam się rozprawić z wampirem? Czywstanę, czy będę leżał jak skóra z diabła, wszystko jedno:szans na przeżycie żadnych.Gdzie Opiekun? Gdzie ta swołocz? Krew za krew, śmierć za śmierć. Wymawianeśpiewnie syczącym głosem słowa przebiegły lodowatymimrówkami wzdłuż kręgosłupa.A przecież niewypowiedziała tego po rosyjsku! Dlaczego wszystkorozumiałem?  Książę Zawiei, Panie SzafirowychPałaców, przyjmij tę ofiarę, która swoją krwią zmyje zdzieci twych przekleństwo przedwczesnej śmierci.Ja,jedyna z rodu, wzywam cię! Bardzo chwalebna wierność tradycji. Cichy głoszimną falą zmył gorączkowe wzburzenie wampirzycy.Jednak, Iloro, złożyłaś przecież inną przysięgę Przysięgękrwi i życia. Nasze porozumienie. syczenie królowej wampirówuderzyło w uszy..uległo drobnej zmianie  oświadczył Opiekunbeznamiętnym głosem. Nie wolno ci go tknąć.Wampirzyca bez słowa odwróciła się i zniknęła wśróddrzew.A to niespodzianka! To naprawdę ma być mójtowarzysz? Dożyję w takim razie końca poszukiwań?Bardzo wątpię.A jeśli nawet dożyję, co potem?  Nie obawiaj się, człowieku.Dzieci Zawiei mająswoiste pojęcie o honorze, ale słowa dotrzymują.Znieżnobiała dłoń dotknęła mojego policzka i zadrapanienatychmiast przestało dolegać. Kim są te dzieci Zawiei?  Już zrozumiałem, żechodzi o wampiry, ale chciałem się o nich czegoś więcejdowiedzieć. To nasi słudzy.Nadzorują bezrozumne stworzenia,których zdziczałych pobratymców nazywacie ZnieżnymiLudzmi. Nie boją się słońca? Przecież nie możemy iść nocami! Wasze słońce jest dla nich rzeczywiścieniebezpieczne, ale Ilora.Ilora to ktoś o specjalnymstatusie.Od Opiekuna Wiedzy powiało takim zimnem, żepodniosłem się, zebrałem porozrzucane dookoła rzeczy iodszedłem od niego na parę metrów.Cholera, policzekmiałem zamrożony zupełnie jak po znieczuleniu. Idz. Biały człowiek nic więcej nie powiedział, aleteż i nie musiał: pragnienie odejścia stąd jak najdalej nieopuszczało mnie ani na chwilę.Wyszedłem z lasu i mrużąc oczy od jasnegosłonecznego światła, zacząłem wypatrywać wampirzycy.Ależ daleko już odeszła.Dobrze chociaż, że zatrzymałasię, aby poczekać.Dobrze? O czym ja gadam? Lepiej,żeby w ogóle zniknęła!Uf, strasznie gorąco.Z miejsca cały się spociłem.Idąc, włożyłem palec w dziurę, którą w kurtce wypalił mi mrozem Opiekun, podrapałem swędzącą skórę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl