[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co się stało?- Nie jesteś jedna - odparł na tokarcąco.- Być może po drodze miałem cośdo załatwienia.Z tego co mówił dalej nie usłyszałam anijednego słowa.Zga dzało się, nie byłamjedna i w tym leżało sedno rzeczy.Pretensje powinnam mieć do siebie.Przyglądałam mu się, kiedy coś tam mówił inagle zaćma spadła mi z oczu, przestałwydawać mi się piękny, może i był nadal,ale już nie dla mnie.Zawartość jest wkońcu ważniejsza niż opakowanie.Całyten nasz, pożal się Boże, związek, to byłojedno gigantyczne nieporozumienie,popełniłam kretyńską pomyłkę, z której ondoskonale zdawał sobie sprawę, utwierdzałmnie w niej, diabli wiedzą w jakim celu,może mu było przyjemnie.Przerwałam mu to gadanie.Napęczniałeuczucia eksplodowały.Przejechałam mu siępo charakterze dokładnie, rzetelnie i bezżadnych zahamowań, bo już nie miałam nicdo stracenia.Bezlitośnie i niemiłosierniezwaliłam na niego całą wiedzę o nim, tę111przydeptywaną i duszoną przez wszystkiepoprzednie lata.Zepchnęłam bóstwo zpostumentu.Bóstwo na gołej ziemi egzystować niemogło.Teraz dopiero w całej pełniujrzałam, jak bardzo mu było potrzebne todoskonałe mniemanie o sobie i prawie sięprzestraszyłam.Konwulsji może nie dostał,ale niewiele brakowało, kontakt ze mną, wkażdym razie, został zarąbany siekierą.Ostatnie zródło konfliktu, klucze odmojego mieszkania, z wielką godnościąpołożył na stole i poszedł precz nazawsze, porzucając mnie niegodną.Wróciłam na początku września po wielumiesiącach nieobecności.Bezpośrednią przyczyną moich wojaży było,rzecz jasna, zerwanie z Bożydarem.Jednaawantura, cóż to jest, nie ukoiła moichdoznań w najmniejszym stopniu, na dalszenie było szans, łup wymknął mi się zeszponów.Nie uzyskałam odpowiedzi napytanie jak mnie oszukiwał: świadomie czybezwiednie.Moja niedożywiona furiaprzeistoczyła się w trwały stres, umysłprzestał mi działać, świat stanowił ciałoobce, niezrozumiałe i obrzydliwe.Nieznalazłam na te dolegliwości nic lepszego,jak tylko siną dal.Na uczuciowe przypadłości doskonale robiąturbulencje atmosferyczne na wysokościdziesięciu tysięcy metrów.Przydarzyły sięnad Montrealem i zastały mnie w toalecie,gdzie cud boski, że sobie zębów niewybiłam.Udało mi się w całości wrócić nafotel i resztę tych czarownych dwudziestuminut przesiedziałam przypięta pasem.Niezle podziałał także Trójkąt Bermudzki,a ostatecznie załatwił sprawę sztorm naBałtyku, jakiego ludzkie oko nie widziałood czasu, kiedy z promu urwał się i utopiłw morzu cały pociąg.Z Kopenhagi wracałamautobusem i już na lądzie widać było, żebędzie śmiesznie, bo wielką kobyłęturystyczną nosiło po całej szosie.Naszczęście uczucia sztormów do mnie i mojedo sztormów są wzajemne, kołysanie mi nieprzeszkadza, a przy okazji112bufet nie miał powodzenia i mogłam spożyćkolację bez żadnej kolejki.W czasie mojej nieobecności w krajunastąpiły wydarzenia dziejowe, które zradością oglądałam w zagranicznejtelewizji, nie wierząc niemal własnymoczom i uszom.Upadek systemu, niesłusznieokreślanego szlachetnym mianem ustroju,zachwycił mnie tak, że resztę zmartwieńdiabli wzięli.Autobus w byłym NRD natknął się na kraksę,dość długo przeczekiwał, potem pojechałobjazdem, potem zgłodniali pasażerowiewymogli postój na kiełbaski i w rezultacieprzyjechaliśmy mocno spóznieni.Dowłasnego domu dotarłam dopiero przedwieczorem i od razu okazało się, że nie maświatła.Pocieszyłam się przypomnieniem,że lodówkę zostawiłam kompletnie pustą,postawiłam torby w przedpokoju ipopędziłam do sąsiadów, ze zgrzytem zębówwspominając, jak poprzednim razem wróciłamw środku lata i okazało się, że nie mawody.Suchy jak pieprz czajnik na kuchninie stanowił żadnej pociechy.Dokładnie w chwili, kiedy otworzył midrzwi jakiś obcy facet, uświadomiłamsobie, że sąsiadów już nie ma.Dostaliwiększe mieszkanie, mieli sięprzeprowadzić jeszcze przed moim wyjazdem,przeciągało się to trochę, ale bezwątpienia do tej pory musiało nastąpić.Mieszka tu już nowy lokator, obcyczłowiek.Co tam, obcy, nie obcy, grunt,że płci męskiej, może co poradzi.- Bardzo pana przepraszam -powiedziałam, nie kryjąc zatroskania.- Wtej chwili właśnie przypomniałam sobie, żemoi sąsiedzi mieli się wyprowadzić.Niebyło mnie, właśnie wróciłam i widzę, że umnie w mieszkaniu nie ma światła.Przyleciałam tu w odruchu rozpaczy.Głupiobyło uciec na pański widok, wolałamwyjaśnić.- A, to pani? - ucieszył się facet.Natychmiast przypomniała mi się rozmowatelefoniczna sprzed lat, jakąprzeprowadziłam z moim profesorem zestudiów.Przyszłam z wizytą do mojegoszwagra, również architekta, zadzwoniłtelefon i podniosłam słuchawkę.- To pani? - spytał głos z tamtej strony.113Rozpoznałam profesora i zgadłam, że ma namyśli moją szwa-gierkę.- Nie, to nie ja - odparłam uprzejmie.- A, to pani? - ucieszył się profesor,który również rozpoznał mój głos.Teraz wyglądało to tak samo, z tą różnicą,że chyba jednak chodziło o mnie.Przyświadczyłam, że owszem, ja to ja.- Mam list do pani, ci państwo zostawilii prosili, żeby pani doręczyć - powiedziałfacet.- Przepraszam, że nie zrobiłem tegowcześniej, ale nie wiedziałem, że pani jużjest.- Wcale mnie nie ma.To znaczy jestem,ale od pięciu minut, bagaże jeszcze stojąpod drzwiami.Nie ma pan za coprzepraszać.Facet cofnął się dwa kroki, sięgnął napółeczkę w przedpokoju i podał mi kopertę.Zajęta głównie światłem, przyjrzałam musię z lekkim roztargnieniem.Wysoki, wmoim wieku, ciemnowłosy, dośćprzystojny.Przystojny, nie przystojny,ważne, że chyba sympatyczny.Uśmiechnął się.Uśmiech miał urzekający.- A jeżeli chodzi o światło, to może jabym coś poradził?- A zna się pan.?- Myślę, że w zakresie instalacjidomowych mam tę dziedzinę opanowaną.- A, to bardzo proszę.Ale ostrzegampana, że ode mnie na żadne pytanie nieusłyszy pan sensownej odpowiedzi.Niewiem, które to są moje bezpieczniki i niewiem, czy mam coś zapasowego.Jedyne, czympanu mogę służyć, to drabinka.Wlazł na drabinkę, latarkę miał własną,pogmerał w szafce, coś tam zmienił, poczym u mnie w mieszkaniu zrobiło sięjasno.- Służę uprzejmie " " powiedział,odstawiając drabinkę na miejsce.Szczęście i wdzięczność ujawniłam wręczżywiołowo.Wyznałam, że już zdążyłamstracić wszelkie nadzieje, bo takie rzeczyzawsze załatwiał mi sąsiad.Była toprawda, Bożydara dawno przestałam w tychcelach używać, ukrywając nawet przed nimawarie, remonty w jego wykonaniu miewałybowiem skutki ka-114tastrofalne.Robił to niby doskonale, alepo pierwsze przerazliwie długo, a podrugie naprawione urządzenie zaczynałowykazywać zwiększone tendencje dofanaberii i żadna siła nie potrafiła temuzaradzić.Bez sąsiada poczułam sięzagubiona.- Niepotrzebnie - powiedziałzachwycający osobnik.- Zawsze chętnie gozastąpię.W końcu to ja teraz jestem panisąsiadem.Resztki przyzwoitości wydarły mi z ustuczciwe ostrzeżenie.- Niech pan się tak nie deklaruje.Sąsiad na dobrą sprawę robił u mniewszystko, to jest tak zwana złota rączka wnieograniczonym zakresie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]