[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To onabyła oczywiście, Edyta! Słuchajcie, oni tu gdzieś są, trzeba uważać na Teresę!Lucyna proponowała natychmiastowe rozpoczęcie kopania pod gruszą, a ściśle biorąc podpozostałościami po jej ściętym pniu.Hamowałam ją wszelkimi siłami.W pocie czołaprzetłumaczyłam całej rodzinie, że mamy się zachowywać jakby nigdy nic, postępowaćzwyczajnie, a już w żadnym razie nie ujawniać, że cokolwiek mogłoby tu być schowane.Wiadomo było przecież, że na taką wieść zleci się nie tylko cała wieś, ale także wszyscyspadkobiercy wujka Witolda, bijący się między sobą i z nami o znalezisko.Lilka popierałamnie z nadzwyczajną gwałtownością.Spadkobiercy przeważyli i rodzina zgodziła sięzachować umiar i rozsądek.Ojciec okazywał lekkie niezadowolenie, bo moja mamusiakategorycznie zabroniła mu oddalać się gdziekolwiek samotnie, co wykluczyło wszelkiewyprawy na ryby.Marek pojawił się znów zupełnie niespodziewanie drugiego dnia pod wieczór.Wydawał siętrochę zły.Nie chciał z nami rozmawiać inaczej, jak tylko w szczerym polu na tyłach ogrodu,twierdząc, że gdzie indziej mogliby nas podsłuchać.Mimo rzucanych dookoła nieufnychspojrzeń nikt nie wykrył żadnej ludzkiej obecności. Pod tą gruszą kompletnie nic nie ma oznajmił. Sprawdziłem całe korzenie iwszystko obok, ani śladu niczego.Może niech panie przypomną sobie dokładnie, jak towszystko wyglądało przed wojną i gdzie tu jeszcze ona mogła coś schować. Jakim sposobem on sprawdził korzenie pod gruszą? spytała mnie Teresa podejrzliwie. Wpuścił tam tresowanego kreta czy co? Nic tu przecież nie robił.Marek dosłyszał jej podejrzliwy szept. Kopałem w nocy wyjaśnił krótko. Mogę ręczyć, że tam nic nie ma.Proszę sobieprzypominać.Przypominanie doprowadziło do strasznych rzeczy.Przy tej ławeczce, która się właśnierozpada, moją mamusię koń ciągnął zębami za włosy, bo się zagapiła i nie dawała mu pić.Przezto zabite deskami okno wyskoczył Antoś, który uprzednio nadleciał z pola jak szaleniec,machając rękami, wpadł do domu przez drzwi i natychmiast wyskoczył przez okno, udając się zpowrotem w pole jeszcze większym pędem.Wszyscy myśleli, że zwariował, ale potem okazałosię, że goniła go wyjątkowo zajadła pszczoła.W polu go wreszcie ugryzła.Tutaj rosła innagrusza, specjalnie wyhodowana przez moją prababcię, zapewne jedyna w świecie, o którejszczep na klęczkach błagał ogrodnik księcia Radziwiłła.Miejsce, w którym książęcy ogrodnikklęczał, nie zostało sprecyzowane, ale za to nieco dalej stał pień do rąbania drzewa, na którymmoja mamusia w wieku lat pięciu omal nie odrąbała sobie ręki.Na tym parkanie wisiałazaczepiona kiecką Teresa, rycząc straszliwie, bo nie mogła się odczepić, a tam był ten śmietnik,na który wyrzucono wiśnie ze spirytusu, po czym urżnął się w zimnego trupa cały drób& Nic trwałego zauważyła Lilka z troską. Wszystko ruchome, szczególnie tenAntoś& Najgorsze jest to, że Edyta doskonale wie, gdzie co chowała powiedziała z irytacjąTeresa. To tylko my tacy ciemni jak tabaka w rogu. Może by ją w takim razie podpatrzeć? zaproponowała Lucyna. Udać, że sięwynosimy, zostawić jej plac boju i zobaczyć, co zrobi& Babcia się spłakała, że to jakaś zaraza i oskubała wszystkie gęsi i kaczki, żeby chociażpierze ocalić powiedziała moja mamusia w rozpędzie. Potem to wszystko wytrzezwiało itakie łyse chodziło.Nie I wiem, co ci przyjdzie z podpatrywania, zabierze to J i ucieknie.Będziesz ją ganiać po polach i lasach? Ja tam w ogóle nie rozumiem, dlaczego wy nie zawiadomicie milicji odezwał sięnagle ojciec, wyraznie zdegustowany. Chociaż znów z drugiej strony, to chyba jest jużprzedawnione? Co jest przedawnione? spytała Lucyna. To przestępstwo.Już minęło przeszło dwadzieścia lat& Jakie przestępstwo? zdziwiła się ciocia Jadzia. O czym ty mówisz? No przecież wyraznie słyszałem, że ta osoba, ta panna Edyta, utopiła w studni swojenieślubne dziecko.Tutaj, w Tończy.Słyszałem, jak o tym mówiliście, mnie się to nie podoba inie życzę sobie mieć z nią do czynienia.Milicja powinna się tym zająć, a ja bym mógłspokojnie iść na ryby&Nie mogłam wrzasnąć do.ojca sprostowania, bo rozległoby się po całej wsi, arozmawialiśmy wszak na tym pustym polu, z dala od krzewów i zarośli, specjalnie po to, żebynas nikt nie usłyszał.Korekty wybuchły zatem wszystkie razem po krótkiej chwili milczenia,wywołanego zaskoczeniem, bo jak zwykle ojciec powiedział coś, czemu nie sposób byłozaprzeczyć w jednym zdaniu.I jak zwykle, któraś część tej uwagi zawierała w sobie genialnesedno rzeczy& Działalność panny Edyty, opinie o pomysłach ojca, przypominanie sobieTończy sprzed lat, propozycje aktualnych poczynań, wszystko zmieszało się w jeden rejwach.Okrzyki przeczyły sobie wzajemnie.Kiedy ona tu była i czy ta druga grusza rosła, byli Niemcy,nie było Niemców, wujek żył, wujek umarł, Teresa widziała Tończę ostatnia, jakie znowudziecko w studni, wcale nie w studni, studnia& zaraz.Co się stałe ze studnią?) Właśnie powiedziałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]