[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powóz zajechał do celu i Blackmore spojrzał na zegarek.Przyjechali o czasie, dziewczynaprawdopodobnie jeszcze nie wyszła.Da sobie godzinę.Przez ten czas łan powinien przekonać lordaNesfielda co do szczerości swoich zamiarów.Potem Jordan wymknie się do klubu i zapomni o całejsprawie.Mężczyzni wysiedli z powozu i w milczeniu weszli do budynku.Hol był przystrojony wiosennymikwiatami i wstążkami.Kiedy dotarli do sali balowej, zatrzymali się na progu, by dokonać krótkichoględzin.Wydawało się, że całe pomieszczenie jest pełne gołębi i kruków.Młodekobiety w białych sukniach wirowaiy na parkiecie w towarzystwie młodzieńców w czarnych frakach.Jordan rozejrzał się w poszukiwaniu lana lub lady Sophie.Choć w kandelabrach i żyrandolach płonęłytysiące świec, nie był w stanie zauważyć żadnego z nich.Chwilę pózniej otoczyła ich grupa przyjaciół Pollocka.Wszyscy byli kawalerami przybyłymi na bal wposzukiwaniu żon.Po powitaniach i wymianie zwyczajowych grzeczności młodzieńcy odeszli.Jordanmiał ochotę wybuchnąć śmiechem.Marzyły im się romantyczne uniesienia serca, ale jeśli naprawdęmyśleli o ożenku, powinni dobrze zastanowić się nad wyborem obiektów westchnień.On na pewnotak zrobi, kiedy poczuje palącą potrzebę posiadania dziedzica.Znajdzie doświadczoną kobietę,najlepiej owdowiałą markizę odznaczającą się dobrym smakiem i obdarzoną zdrowym rozsądkiem,która będzie potrafiła prowadzić mu dom i dać syna.Małżeństwo z rozsądku.%7ładnych porywów ser-ca.Na pewno nie poślubi rozkapryszonej panny, która jeszcze niedawno bawiła się w dziecinnympokoju i oczekuje, że mąż spełni każdą jej zachciankę.Odwrócił się do Pollocka.- Zauważyłeś lana?- W tym momencie.Jest na parkiecie - padła odpowiedz.- łan tańczy? Chyba żartujesz? Przecież tego nienawidzi.Pewnie uznał, że to będzie najlepszy sposób,by zbliżyć się do lady Sophie.- Nie słyszałeś najnowszych wieści? - odezwał się jeden z nielicznych przyjaciół Pollocka, którzy niewybrali damskiego towarzystwa.- Lady Sophie jest ciężko chora i nie wiadomo, kiedy wstanie z łożaboleści.- Chyba się mylisz - odparł zdziwiony Jordan.- Słyszałem, że w zeszłym tygodniu opuściła Londyn,ale według St.Claira miała wczoraj wrócić.Dziś zamierzał przedstawić się jej rodzinie.- Być może, ale na balu jej nie ma.St.Clair tańczy z iei kuzynką.I to już po raz drugi.A niech to' - pomyślał Jordan.Skoro Sophie me przyjechała, jego pojawienie się na balu nie ma sensuPostanowił, że zostanie jeszcze chwilę, by podokuczac łanowi, a potem wymknie się do klubu.Bardzo szybko zlokalizował przyjaciela pomiędzy tancerzami W przeciwieństwie do jasnowłosego,niewysokiego Pollocka St.Clair przewyższał innych mężczyzn przynajmniej o głowę, miał śniadąskórę i ciemne włosy.Prawdziwy czarny koń wśród bladych, płowowłosych angielskichmłodzieńców.Zaś jego partnerka.łan zawsze potrafił wyłowić najładniejsze panny.Ze swojegomiejsca Jordan nie widział jej twarzy okolonej gęstwiną loków w kolorze złota, ale jej sylwetka wbiałej satynowej sukni była spełnieniem marzeń każdego młodego mężczyzny.Oczywiście, nie jego.On wolał kobiety w czerwieni lub.w czarnej krynolinie.Skąd mu to przyszło do głowy?! Już po raz drugi dzisiejszego wieczoru pomyślał o Emily.To napewno wszechobecna atmosfera zalotów panująca na balu.Jordan ruszył przez tłum w kierunku lana.Po drodze rzucił ostrzegawcze spojrzenie postawnejmatronie, która zmierzała w jego kierunku, ciągnąc za sobą córkę z przyklejonym uśmiechem.Kobiety zatrzymały się.Dzięki Bogu, nie zabrakło im zdrowego rozsądku.Nie powinien był w ogóle tu przychodzić.Te wszystkie harpie gotowe pomyśleć, że zaczyna szukaćzony.Jeszcze chwila i się na niego rzucą.Wymknie się stąd, jak tylko porozmawia z łanem.Im bliżej podchodził do tańczącej pary, tym był bardziej zaintrygowany.Jak na dziewczynędebiutującą w towarzystwie, partnerka lana poruszała się ze zbyt wielką gracją.Nie sprawiaławrażenia onieśmielonej sytuacją Wciąż była do niego odwrócona tyłem, nie wi-dział więc jej twarzy, mógł jednak bez przeszkód podziwiać figurę.Burza blond loków ozdobionychperłami spływała na jej elegancką, smukłą szyję.Mógłby przysiąc, że widział ją już wcześniej.Oczywiście to niemożliwe.Nigdy nie słyszał o żadnej kuzynce lady Sophie i na pewno jej nie spotkał.Para dotarła do skraju parkietu i kobieta obróciła się do swojego partnera, odsłaniając przedBlackmore'em profil.Do diabła! Znają! Ta twarz była mu aż nazbyt znajoma.Wprawdzie ostatnimrazem widział ją przy świetle księżyca, ukrytą za czarną maseczką, ale dałby się zabić, że jest to tosamo oblicze.Niemożliwe! Jakim sposobem miałaby znalezć się w Londynie, na takim balu, ubrana w białą sukniędebiu-tantki? Chyba ponosi go wyobraznia.Ta kobieta jest po prostu podobna do Emily.W końcuświatło księżyca bywa złudne.A jednak.Partnerka lana była tego samego wzrostu i identycznejbudowy.Pochylała głowę takim samym łabędzim ruchem jak córka pastora.Nawet jej włosy miałyidentyczny kolor.Serce Jordana waliło jak młotem.Zaczął energiczniej przedzierać się przez tłum.Tonie może być ona! Z drugiej jednak strony miał pewność, że się nie myli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]