[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedział na schodachbezwładnie, sparaliżowany strachem, mając przed oczami podróż przezTunel Tajemnic i uświadamiając sobie, że tym razem nie będzie to trwałotylko kilka minut, ale wiele nieznośnie długich godzin.Cóż, Teremon wyciągnął go jakoś z tego stanu i kiedy wrócili pod kopułęobserwatorium, Szirin zdołał nieco odzyskać panowanie nad sobą.Wtedyprzyszło całkowite zaćmienie i.gwiazdy.Chociaż Szirin odwrócił głowę wmomencie, gdy pierwsze błyski niepojętego światła wdarły się przez otwór wdachu obserwatorium, nie potrafił w pełni uwolnić się od tegoprzerażającego widoku.Natychmiast poczuł, jak znika całe jegoopanowanie, a delikatna struktura jego umysłu zaczyna się chwiać.Wtedy zjawił się motłoch i Szirin wiedział, iż gra nie toczy się już o to, czypozostanie przy zdrowych zmysłach - stawką było życie.Jeśli chciałprzetrwać tę noc cało, nie miał wyboru, musiał zebrać się w sobie i znalezćbezpieczną kryjówkę.Gdzieś ulotnił się jego naiwny plan, aby obserwowaćnastanie Ciemności chłodnym okiem pozbawionego emocji naukowca, zajakiego się uważał.Niech kto inny bada to zjawisko, on, Szirin, zamierzał sięukryć.247Jakoś udało mu się przebyć drogę do piwnicy, do tego przytulnego składziku,z przytulnym malutkim bożym światełkiem, rzucającym słaby, ale krzepiącyblask.Zaryglował drzwi i mógł to wszystko przeczekać.Nawet zdrzemnął się nieco.Teraz był ranek.A może popołudnie.Jedno było pewne - ta koszmarna nocdobiegła końca i wszystko się uspokoiło, przynajmniej w pobliżuobserwatorium.Na palcach wyszedł na korytarz, zatrzymał się nasłuchując,po czym zaczął mozolnie piąć się po schodach.Wszędzie cisza.Kałuże brudnej wody ze spryskiwaczy.Cuchnące oparyzastałego dymu.Przystanął i po namyśle zdjął toporek strażacki z uchwytówna ścianie.Wątpił, czy kiedykolwiek zdołałby użyć tego narzędzia przeciwkożywej istocie, ale noszenie siekiery mogło przynieść korzyści, jeśli jegoprzewidywania były słuszne i świat ogarnął chaos.Teraz w górę, na parter.Odemknął drzwi piwnicy - te same, które w nocy pooszalałej ucieczce na dół z hukiem zatrzasnął za sobą - i wyjrzał na zewnątrz.Jego oczom ukazał się potworny widok.Wielki hol obserwatorium był pełen ludzi.Leżeli rozrzuceni po podłodze, wprzypadkowych miejscach, jak gdyby przez całą noc trwała tu monstrualnapijacka orgia.Ci ludzie jednak nie byli pijani.Tylko martwi mogli spoczywaćw tak upiornych, nienaturalnych pozach.Niektórzy leżeli płasko, ułożeni jakzwoje dywanów w stosy wysokości dwóch, trzech ludzi.Ci też wyglądali namartwych lub konających.Inni, choć najwyrazniej żywi, siedzieli popiskującStrona 181Isaac Asimov - Nastanie nocyi skomląc jak zbite zwierzęta.Wszystko, co niegdyś ozdabiało hol - instrumenty badawcze, portretywielkich astronomów, szczegółowe mapy nieba z wykresami ruchów słońc -zostało ściągnięte i spalone lub po prostu przewrócone i podeptane.Szirinmógł dostrzec zwęglone i sponiewierane szczątki sterczące gdzieniegdziespośród stłoczonych ciał.Główne drzwi były otwarte.Do wnętrza wpadały ciepłe i niosące nadziejępromienie słońca.Szirin ostrożnie torował sobie drogę do wyjścia.Wtem usłyszał czyjś głos.248- Profesor Szirin?Odwrócił się wymachując toporkiem tak gwałtownie, że sam niemal zaśmiałsię ze swej udawanej wojowniczości.- Kto mnie wołał?- To ja, Imot.- Kto?- Imot.Nie pamięta mnie pan?Ach, tak.Imot.Chudy, niezdarny dyplomant z Wydziału Astronomii,pochodzący z jakiejś zapadłej wioski.Szirin dostrzegł go, na pół schowanegow jednej z wnęk.Miał twarz ubrudzoną sadzą i popiołem, potargane ubraniei wyglądał na oszołomionego i wstrząśniętego, ale poza tym chyba nic mu niedolegało.Podszedł kilka kroków i Szirin zauważył, że poruszał się znaczniemniej komicznie niż zwykle, nie wymachiwał rękoma, nie przekrzywiałdziwacznie głowy."Strach robi z ludzmi dziwne rzeczy" - pomyślał Szirin i zapytał:- Czy ukrywałeś się tu przez całą noc?- Kiedy pojawiły się gwiazdy, próbowałem wydostać się z budynku, aleutknąłem tutaj.Czy widział pan Farona, panie profesorze?- Twego przyjaciela? Nie, nie widziałem nikogo.- Trzymaliśmy się razem, ale w tym ścisku i przepychaniu.Nikt niepanował nad tłumem.- Imot zdobył się na gorzki uśmiech.- Myślałem, żespalą cały gmach, ale włączyły się spryskiwacze.- Wskazał na ludzi leżącychwokół.- Czy sądzi pan, że oni wszyscy nie żyją?- Część z nich tylko doznała pomieszania zmysłów.Ujrzeli gwiazdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]