[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karzę go za własne rozczarowanie.Czym jestem rozczarowany? Tym, żekłamał, że miał tajemnicę? Wszyscy kłamią.Wszyscy mają tajemnice.Nie maprostolinijnego życia bez wstydu, bez skaz i wad.Nie karzę go za niemoralność, bona to zbyt wiele już widziałem i dostatecznie dużo rozumiem.Jestem rozczarowany, bo zostałem oszukany.Wyjątkowo postanowiłem komuśuwierzyć.Pracuję wśród cudzych kłamstw, oszustw, malwersacji i zdrad.A jednak wtym młodym chłopaku, w tym niedojrzałym mężczyznie zobaczyłem jakąś naiwność,szczerość.Ale się pomyliłem i za to go teraz chcę ukarać.Powąchał cygaro.Rozkręcił etui i zaciągnął się zapachem.Trond powoli podniósł się z krzesła.Oczy miał pełne łez.Z kącika ust spływaładelikatna strużka śliny.Ze szlochem wciągnął powietrze.* Ja nigdy nie płaciłem.* Zakrył twarz dłońmi.* Nie wiedziałem, że brał pieniądzeod innych.Nie wiedziałem, że miał innych.oprócz mnie.Nie zdołał dłużej panować nad płaczem.Nie dawał się pocieszyć ani Yngvarowi,który z wahaniem położył mu dłoń na ramieniu, ani wzburzonej i śmiertelniewystraszonej matce, którą wezwano pół godziny pózniej, ani niezdarnym chłopięcymuściskom brata, który pomógł mu wyjść do samochodu.* On jest od dawna pełnoletni * odparł Yngvar na pytania, którymi zasypała gomatka.* To jego musi pani spytać, o co chodzi.* Ale.Niech mi pan powie.Czy to on.* Trond nie zabił Vibeke.O to może pani być spokojna.Ale nie jest mu teraz dobrze.Proszę się nim zaopiekować.Stał na parkingu jeszcze długo po tym, jak zniknęły czerwone tylne światłasamochodu Barda Arnesena.W czasie gdy stał tam bez kurtki, temperatura spadła ostopień albo dwa.Zaczął padać śnieg.Yngvar nie ruszał się z miejsca, nieodpowiadał na pozdrowienia ludzi wychodzących z budynku, tylko kiwał im głową,gdy trzęsąc się z zimna, wsiadali do samochodów, żeby pojechać do swoich rodzin,do własnego nieszczerego życia.W chwilach takich jak ta przypominał sobie, dlaczego namiętność, którą kiedyśodczuwał do tej pracy, została zredukowana do stłumionego i pojawiającego się tylkood czasu do czasu poczucia zadowolenia.Wciąż uważał to, co robi, za ważne.Wciążznajdował w pracy codzienne wyzwania.Odcinał kupony od wielkiegodoświadczenia i wiedział, że jest ono cenne.Również jego intuicja z upływem lat sięwzmacniała.Był staroświeckim wojownikiem o słuszną sprawę i wiedział, że nigdynie mógłby być nikim innym niż policjantem.A jednak po rozwiązaniu sprawy nieczuł już triumfu czy oszałamiającej radości, jak działo się kiedyś, gdy był młodszy.Z wiekiem coraz trudniej przychodziło mu znosić świadomość zniszczeńdokonujących się podczas każdego śledztwa.Grzebał w ludzkim życiu, stawiałludzkie losy na głowie.Odkrywał tajemnice, wyciągał z szuflad i zapomnianych szafmroczne strony ich istnienia.Latem przyszłego roku miał skończyć pięćdziesiąt lat.Dwadzieścia osiem z nichprzepracował jako policjant.Wiedział, że Trond Arnesen jest niewinny w sprawiezabójstwa narzeczonej.W ciągu tych lat spotkał wielu takich Trondów Arnesenów,słabych, zakłamanych zwykłych ludzi, na których nieszczęśliwy przypadeknakierował reflektory i rozświetlił mroczne kąty ich życia.Trond Arnesen kłamał, gdy się poczuł zagrożony, i unikał odpowiedzi, kiedy sądził,że to mu się opłaci.Zachowywał się jak większość ludzi.Znieg padał coraz gęściej, temperatura stale się obniżała.Yngvar dalej stał, czując, jak przyjemnie być bez czapki, w cienkim ubraniu naotwartym placu w niepogodę.Jak dobrze jest marznąć.Kari Mundal, była pierwsza dama partii, jak zwykle przez chwilę przyglądała sięfasadzie, zanim weszła na górę po kamiennych schodach.Była dumna z siedzibypartii.W przeciwieństwie do męża, który uważał, że stanie się znienawidzonym przezwszystkich dziadkiem, jeśli nie będzie trzymać się z daleka, pani Mundal zaglądała tukilka razy w tygodniu.Z reguły przychodziła bez konkretnejsprawy, czasami wręcz wyłącznie po to, by odstawić torby podczas częstych i bardzodługich wypadów na zakupy do centrum Oslo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]