[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Popatrzyła mu prosto w twarz,przechyliła lekko głowę, żeby mógł się jej lepiej przyjrzeć, i przewiercała, przeszywała go na wylotswoją wiedzą.Wiedziała, że Chilton nie wykrztusi z siebie ani słowa więcej.Wysłał z nią pielęgniarza o imieniu Alonzo.Rozdział 22Przechodząc z Alonzem przez kolejne bloki szpitala, Clarice zdołała odgrodzić się od hukuzatrzaskiwanych drzwi i przerazliwych krzyków, chociaż przez skórę czuła, jak drży od nichpowietrze.Presja psychiczna, której podlegała, obudowała ją ciszą, miała wrażenie, że zapada sięw coraz głębszą topiel.Otoczona szaleńcami, pomyślała o zdanej na łaskę jednego z nich, skrępowanej i bezbronnejCatherine Martin.Ta myśl moBillzowała ją do działania.Ale potrzebna jej była nie tylkodeterminacja.Musiała być spokojna i uważna, musiała reagować jak najczulszy instrument.65Musiała być cierpliwa w momencie, gdy potrzebny był najwyższy pośpiech.Jeśli doktor Lecterzna właściwą odpowiedz, musiała wydobyć ją z zakamarków jego umysłu.Odkryła, że wyobraża sobie Catherine jako małe dziecko, które widziała na filmie w telewizji,małą dziewczynkę w żaglówce.Alonzo nacisnął brzęczyk ostatnich, masywnych drzwi. Naucz nas dbać i nie dbać, naucz nas milczeć. Słucham? spytał Alonzo i Clarice zdała sobie sprawę, że ostatnią myśl wypowiedziała nagłos.Odszedł, zostawiając ją z potężnym pielęgniarzem, który otworzył drzwi.Zanim się odwrócił,zobaczyła, że się przeżegnał. Witamy z powrotem powiedział pielęgniarz i zamknął za nią zasuwy. Cześć, Barney!W ręku trzymał książkę w miękkich okładkach, zaznaczając wskazującym palcem miejsce, wktórym przerwał lekturę.To była powieść Rozważna i romantyczna Jane Austen; umysłdziewczyny rejestrował wszystko. Jakie chce pani mieć oświetlenie? spytał.Korytarz między celami był ciemny.U jegokońca, przy ostatniej celi, widać było na podłodze jasną smugę. Doktor Lecter nie śpi. W nocy nigdy.nawet, jeśli ma zgaszone światło. Proszę nie zmieniać oświetlenia. Niech pani idzie środkiem i nie dotyka prętów, dobrze? Chciałabym wyłączyć telewizor. Telewizor był teraz przeniesiony, stał na samym końcukorytarza.Niektórzy więzniowie mogli oglądać program przyciskając głowy do krat. Jeśli nie zrobi to pani różnicy, proszę zostawić wizję.Niektórzy z nich lubią sobie popatrzeć.Krzesło już tam stoi, na wypadek, gdyby było potrzebne.Clarice ruszyła ciemnym korytarzem.Nie rozglądała się na boki.Wydawało jej się, że stąpa bardzogłośno.Poza odgłosem jej kroków słychać było tylko donośne chrapanie z jednej i cichy chichot zinnej celi.Cela nieboszczyka Miggsa miała nowego lokatora.Idąc dostrzegła długie, wyciągnięte na podłodzenogi i opartą o kraty głowę.Minęła celę i jeszcze raz spojrzała do środka.Na podłodze, wśród stertypodartej tektury, siedział mężczyzna.Miał bezmyślną twarz.W oczach odbijało się światło kineskopu,z kącika ust sączyła się aż do ramienia cienka strużka śliny.Nie chciała spoglądać w głąb celi doktora Lectera, zanim nie upewniła się, że ją zauważył.Czującmrowienie w plecach, minęła celę, podeszła do telewizora i wyłączyła fonię.Doktor Lecter miał na sobie białą szpitalną piżamę.W pomalowanym na biało pomieszczeniujedynymi kolorami były jego włosy, oczy i czerwone usta.Tkwiły w twarzy tak długo pozbawionejsłońca, że zlała się z otaczającą bielą; jej rysy zdawały się wyrastać z kołnierzyka koszuli.Siedziałprzy stole za nylonową, oddzielającą go od krat siatką i rysował na papierze pakowym.Za modelsłużyła mu własna ręka.Podczas gdy go obserwowała, obrócił dłoń i zginając mocno palce zacząłszkicować wnętrze przedramienia.Małym palcem poprawiał i cieniował nakreślony węglem kontur.Podeszła trochę bliżej krat i wtedy podniósł wzrok.Clarice miała wrażenie, że w jego oczach i wewłosach nad czołem zbiegły się wszystkie, rozproszone po zakamarkach celi cienie. Dobry wieczór, doktorze Lecter.Wysunął czubek języka, tego samego dokładnie koloru co usta, i dotknął nim górnej wargi. Clarice.Usłyszała w jego głosie lekki metaliczny zgrzyt i zastanawiała się, ile czasu minęło od chwili, gdysię ostatnio odezwał. Pózno masz dzisiaj zajęcia w tej twojej szkole powiedział. To szkoła wieczorowa odparła żałując, że jej głos nie brzmi trochę mocniej. Byłamwczoraj w Wirginii Zachodniej. Czy gdzieś się skaleczyłaś? Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]