[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WNadrah znajdowały się teraz jedne z najlepszych na świecie urzą-dzeń przechwytujących.Byli na trzecim miejscu zaraz za Amery-kanami i Chińczykami, ale wiedziało o tym bardzo niewielu.Ha-roun uważał, że robotę zawsze można zlecić jakiemuś agentowi,ale najważniejsze było to, by wiedzieć, gdzie go wysłać.Komendant tego centrum spojrzał na sułtana z uznaniem.Choćksiążę nie był szpiegiem, to miał wrodzony zmysł skupiania się natym, co w chwilach kryzysu najistotniejsze.Ten mężczyzna, tenangloamerykański bankowiec, ten dekadencki syn Zachodu, który189zadawał się z dziwkami i żył niczym kalif to on był teraz dlasułtana bardzo ważny.Ważniejszy nawet niż obecnie główni po-szukiwani na jego terenie.Komendant widział to wyraznie.Nakaz ścigania został wydanytak nielicznym i z takim udawanym spokojem, że można byłodomyślić się, iż działanie po cichu było tu sprawą najważniejszą.Zazwyczaj polowali jak wataha szakali.Inne agencje też były w to wciągnięte, a to już naprawdę rzad-kość.Co miał ten człowiek? Co zrobił? Komendant nigdy o nimnie słyszał, a znał każdą ważną personę z ostatnich pięciu lat.Wil-liam Hyde był absolutnie poza zasięgiem.Co jakiś przypadkowyamerykański biznesmen obchodził nadrahijski Mukhabarat? Jedz-cie sobie na Mauritius, a dopadniecie sobie takich dziesięciu.A jednak sułtan przybył tu osobiście.Zależało mu ogromnie.Komendant zdał sobie sprawę, że to najważniejszy cel, jaki trafiłmu się od czasu awansu.Za tym człowiekiem uganiać się będą teżinni komendanci, inni szefowie służb.Był zdeterminowany, że towłaśnie on musi okryć się chwałą namierzenia tego człowieka.Z przegranymi sułtan Haroun rozprawiał się bezwzględnie, aleci, którzy zyskują jego uznanie, wiodą żywot obfitujący wewszystko.Komendant pragnął śmierci Willa Hyde'a, desperackochciał zaimponować swemu władcy.Obserwowali lotniska i stacje.Nawet terminale promowe.Tobyło polowanie na wielką skalę.Dziewczyna i jej bogaty ochro-niarz nie mieli szans.Teoretycznie.Ale on, Abdul al-Ishmael, niekierował się teoriami i właśnie dlatego, już w wieku trzydziestupięciu lat, był komendantem.190 Hotele, panie? Każ ludziom przepytać dyskretnie wszystkie hotele w.sułtan zastanowił się.Udali się do Belgii.Spojrzał na mapę każ-dym obiekcie w promieniu trzech godzin jazdy od Brukseli.Niepoprzestańcie na głównych sieciach.Wyciągnijcie co się da zmniejszych miejsc, pensjonatów, pośredników wypożyczającychnieruchomości, nawet z hoteli.Komendant Abdul przytaknął. Tak, panie.Będziemy oczywiście potrzebować wielu go-dzin i wielu ludzi. Załatw to nie przyjmował wymówek.Komendant zwrócił się do jednego ze swoich ludzi. Rashid, zbierz dziesięcioosobowy zespół, żeby dostał się dokomputerów biur podróży.Wszystkie rezerwacje do większychhoteli, wszystkie pokoje zarezerwowane na mężczyznę i kobietę. Tak jest starszy mężczyzna odwrócił się, by wykonać roz-kaz.Zniżył głowę do grupy maniaków komputerowych młodychpasjonatów z tęgimi mózgami i zaawansowanymi umiejętnościamikomputerowo-programowymi.Był wśród nich nawet jeden prze-kabacony Amerykanin, który wyhodował długą, rozwichrzonąbrodę, a którego umiejętności hakerskie nie miały sobie równychw całej organizacji.Komendant sam też zasiadł na pustym krześle przed kompute-rem i zaczął szaleńczo stukać w klawiaturę.Dawanie przykładupodczas bitwy było bardzo ważne, nawet jeśli ta bitwa toczyła się191jedynie w głowie.Sam był programistą, włamał się do bazy da-nych hotels.com i dokładnie studiował każdą rezerwację w Bruk-seli. Zadzwoń, jak coś znajdziecie powiedział sułtan, wycho-dząc.Nie minęła godzina, gdy przez klimatyzowane pomieszczenieprzebiegł Jamal bin Khaled, jeden z najmłodszych pracownikówkomendanta i stukając go w ramię, powiedział: Szefie, mamy ich!Komendant zamrugał ze zdziwienia. Macie ich? Tak, jeśli Bóg da.Jeden z naszych w Holandii wypytywałwśród swoich kontaktów.Byli w hotelu w Rotterdamie.Komendant pokręcił głową. Ja już sprawdziłem dane we wszystkich miejscach w tymmieście.Ale dzieciak nie dał się łatwo zbyć. Nie ma ich w komputerach.Ten kontakt to hotelowa poko-jówka.Zameldowali się na fałszywe nazwisko i poprosili, by re-zerwacja w ogóle nie została wprowadzona do systemu.Kobietatwierdzi, że hotel się na to zgadza, bo gość ma kasę, jest dobrymklientem i daje solidne napiwki.Komendant skoczył na równe nogi. Doskonała, naprawdę doskonała robota, Jamal.Rotterdam. To był węzeł komunikacyjny, port. Natychmiast wyślij ludzido portu, na każdą stację kolejową, do metra, do wypożyczalnisamochodów.192 Tak, Sidi. Na lotniskach mamy już ludzi? Tak. Wyślij więcej.Wszyscy muszą być uzbrojeni.Jeśli ich zo-baczą, mają strzelać, do niej też. Na lotniskach jest uzbrojona policja. Niezbędne ryzyko.Ten, który zginie, zdejmując tego czło-wieka, zginie jako męczennik nie był pewien słuszności wła-snych słów, ale w takiej sytuacji była to dość pomocna fraza, bo woczach Jamala dostrzegł fanatyczny błysk. Tak, Sidi. Skontaktuj się z ludzmi tam, na miejscu.Są na dobrym ob-szarze.Muszą być gotowi.Jamal pobiegł wykonywać polecenia.Pager Carlosa zabrzęczał mu na biodrze, zaskakując go.Pod-szedł niezwłocznie do stoiska z gazetami i wyciągnął urządzenie.Był to kod dla jego holenderskiego zwierzchnika.Podszedł ener-gicznie do telefonu i wystukał serię numerów, a potem kolejny,jako kod. Opuścili Rotterdam czterdzieści minut temu CISEN niebawił się w żadne hasła, to dobre do filmów, a gdy trzeba szybkoprzekazać informacje, to nie ryzykuje się żadnych pomyłek.Zwiększcie swoje wysiłki.Inni agenci są już w drodze.Strzelajcietak, by zabić, zrozumiano?Serce zabiło mu mocniej.Nienawidził Holandii było tamzimno i paskudnie.Jeśli załatwi tę pieprzoną dwójkę, to możeprzeniosą go z powrotem do Caracas albo chociaż do Madrytu.193 Tak, zrozumiano. Niech wam się nie wydaje, że nie pojawią się na regional-nym lotnisku.Gość jest dobry.Używajcie pomocy wizualnych on zmienia tożsamość. Zrozumiano.Rozłączył się, odwrócił i szybkim, ale celowo powłóczystymkrokiem przeszedł lotniskowymi korytarzami.Nie było ich.Carlos doszedł do wniosku, że jeśli ten gość fak-tycznie był tak piekielnie dobry, to nie stawi się nigdzie do od-prawy.Niech inni pilnują bagażowych i kolejek do kontroli pasz-portowej.On rusza do samolotów.Tuż za nim, przy pomieszczeniu sanitarnym, były uchylonedrzwi.Carlos wślizgnął się do środka.Schiphol i to lotnisko znałdoskonale.W obskurnym, zielonym pokoju trzymano stosy uni-formów.Wybrał strój bagażowego i ubrał się w ciągu dwudziestusekund.W kieszeni miał przygotowaną podróbkę plakietki, którąprzypiął do ubrania i wyszedł w kierunku taśmociągu z bagażami.Teraz już pójdzie łatwo.ROZDZIAA SIEDEMNASTYWill poczuł, jak Melissa przysuwa się bliżej niego Położyłuspokajająco jedną rękę na jej ramieniu.Biedna dziewczyna, miałapełne prawo się bać.Cokolwiek zrobiła, nie zasłużyła na towszystko.Serce jej waliło, była przerażona.Zdusił w sobie pragnienieprzytulenia jej.Nie spodobałoby się to Olivii.Musi tam odchodzićod zmysłów.Wcale nie spieszyło mu się do tej rozmowy, którą zpewnością przeprowadzą po jego powrocie. Olivia nie jest typem kobiety, która będzie mu się sprzeciwia-ła czy prowokowała.Nie to, co Melissa pomyślał zaskoczony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]