[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemniej jednak.Westchnęła i zawróciła przez salę wystawową, starając sięnie patrzeć na wyschnięte brunatne twarze mumii.Szeroki korytarz na piętrze był słabo oświetlony.Ruszyła ku drzwiom głównego gabinetu.Nagle poczuła, że serce podchodzi jej do gardła.Na podłodze przed drzwiami coś leżało.Coś.Albo ktoś.Nieruchomo.Podbiegła.Przecież tam ktoś leży, skurczony,przed drzwiami zamkniętymi na klucz.Dopadła do nieruchomego ciała, przykucnęłai spojrzała w twarz.Kiedy zobaczyła, kto to jest, zaczęła krzyczeć.ROZDZIAA DZIEWITYHunter wychodził z muzeum, był już na progu,kiedy przerazliwy krzyk kazał mu natychmiastzawrócić.W rekordowym tempie pokonał schody i pomknął korytarzem.Pod drzwiami głównego gabinetu ujrzał klęczącą na podłodze Kat.Najej kolanach trzymał głowę David Turnberry.Katprzykładała mu do rany na czole białą szmatkę,przypuszczalnie urwany pospiesznie rąbek halki.- Proszę się odsunąć - rzucił szorstko Hunter.Kat posłusznie przesunęła się na bok, a Hunter, wyjąwszy jej z rąk szmatkę, przykląkł kołoDavida, który otworzył oczy.Ich spojrzenie,w pierwszej chwili nieprzytomne, rozbiegane,skupiło się na twarzy Huntera.- Sir.- Nie ruszaj się -polecił Hunter, przykładającszmatkę do rany.Rana była powierzchowna,zdążył to zauważyć, ale rany na głowie zawszebardzo krwawią.Dlatego dopiero po pewnymczasie udało mu się zatamować krew.189- W porządku.Możesz się podnieść, ale bardzo powoli i ostrożnie.Podsunął mu rękę pod plecy i David, pojękująccicho, zdołał usiąść, opierając się plecami o ścianę.- Jak to się stało? - spytał Hunter.- Jak pan się czuje, Davidzie? - odezwała sięKat.- Sir Hunterze, jak pan sądzi, czy z nim.- Będzie dobrze, bez obaw - odrzekł oschlei ponowił pytanie: - Jak to się stało, Davidzie?- Dokładnie.nie wiem - odparł.- Przyszedłem, żeby się z panem spotkać.Zatelefonowałemdo muzeum i lady Carlyle powiedziała mi, żepakuje pan rzeczy na wyjazd razem z jej mężem.Przyjechałem do muzeum tuż przed zamknięciem, ale strażnik mnie wpuścił.On mnie zna,poinformował też, że pan jeszcze jest.Pomyślałem, że na górze, w gabinecie.Wszedłem nagórę, podszedłem do tych drzwi.- Chwileczkę! - przerwał mu Hunter.- Jak tosię stało, że się rozminęliśmy? Przecież ja odprowadzałem Camille.- Davidzie, ale co potem? - zapytała niecierpliwie Kat.- Zaraz, niech się zastanowię.Chyba.byłotak, że jak podszedłem do drzwi, potknąłem sięi huknąłem głową w mosiężną tabliczkę z nazwiskami.Przed drzwiami na podłodze leżała wycieraczka.Ktoś bardzo nieuważny rzeczywiście mógłsię o nią potknąć, ale i tak wydawało się tonieprawdopodobne.190- Jakoś trudno mi w to uwierzyć - oświadczyłHunter.- Myślę, że tak było.Co innego mogło mi sięprzydarzyć? Przecież poza nami i strażnikamiw muzeum już nikogo nie ma.Chyba że.Spojrzał na Kat, po jego ustach przemknąłnikły uśmiech.- Chyba że pani, panno Adair, uznała, żenależy mnie porządnie stuknąć w głowę?- Oczywiście, że nie - odparła, nie będącw nastroju do żartów.- Sir Plunterze, czy rzeczywiście oprócz nas i strażników nikogo tu nie ma?- Może tak, może nie.Muszę się upewnić.Hunter podniósł się z kolan.- Dokąd pan idzie? - spytał David, nie kryjącniepokoju.- Do strażników.Każę im przeszukać dokładnie muzeum.- Przecież nic takiego się nie stało.- Ale sprawdzić trzeba.Może kogoś trzymająsię głupie żarty.Zanim wyjdę z muzeum, muszęmieć pewność, że wszystko jest w porządku.Hunter nie był zachwycony, że zostawia Katsamą z Davidem Turnberrym, jednak wypadekDavida dawał do myślenia.Szybko zszedł poschodach, wzywając głośno strażników.Głosniósł się po wielkich salach i wkrótce nadbiegliwszyscy, którzy byli obecni.Hunter wyjaśnił imsytuację i mężczyzni się rozeszli.Hunter był pewien, że nie znajdą nikogo.Muzeum było rozległe.Jeśli ktoś znał je dobrze,191mógł ukryć się wjakimś zakamarku.Swoją drogą,rozmyślał Hunter, bardzo ciekawe, czy DavidTurnberry sam się potknął, czy ktoś mu w tympomógł? Głupi dowcip? A może wcale nie?Wrócił po schodach na górę.- Strażnicy przeszukują muzeum.Idziemy napolicję czy wezwać doktora?- Policję? - powtórzył David.- A co tuopowiadać policji? Jestem przekonany, że potknąłem się o tę przeklętą wycieraczkę.Niesądzę, żebym potrzebował doktora.Jeśli nawetstraciłem przytomność, to na sekundę.- Jak sobie życzysz.W takim razie sprowadzęcię na dół.- Ja pomogę - zaofiarowała się natychmiastKat.- Nie trzeba - rzucił niecierpliwie Hunter.-Tak się składa, że mam trochę więcej siły niżpani, panno Adair
[ Pobierz całość w formacie PDF ]