[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Daj spokój.Do końca mieliśmy policyjną eskortę.- Podrapałsię po brodzie.- Szlag by trafił, jak ci aktorzy to wytrzymują? Swędzimnie tak, że zwariuję.- Mam ci ją zdjąć?- Lepiej nie.Zaczekaj, aż dojedziemy do Palo Alto.Jeszczegodzina, pomyślała.Oparła się wygodniej i spojrzała na autostradęprzesuwającą się za oknem.- A co potem? - zapytała cicho.- Postukam do paru drzwi.Może znajdę jakichś starych kumpli.Minęło sporo czasu, ale jeszcze kilku zostało.- Mieszkałeś tam kiedyś?- Wieki temu.Kiedy jeszcze byłem w college'u.- Absolwent Stanfordu.- Dlaczego zabrzmiało to trochę pogardliwie?- Bo ja kibicowałam Bearsom z Berkeley.- Czyli że zadaję się ze swoim śmiertelnym wrogiem?Chichocząc, przytuliła się do niego i wciągnęła w płuca ciepły,znajomy zapach jego ciała. - To było inne życie.Uniwersytet w Berkeley i dżinsy.- Piłka nożna.Wariackie balangi.- Wariackie balangi? - zdziwiła się.- Ty?- No nie, znam je tylko z opowiadań.- Gra we frisbee.Seminaria na trawniku.- Wiek niewinności - powiedział cicho.Oboje umilkli.- Victorze? - zapytała.- A jeżeli twoich przyjaciół już tam niema? Albo jeżeli nas nie przyjmą?- Powoli.Podejdziemy do sprawy z marszu.Inaczej to wszystkonas przytłoczy.- Tak już się chyba stało.Przytulił ją do siebie mocno.- Hej, wszystko jest dobrze.Wyjechaliśmy z miasta.Pod samymnosem policji.Myślę, że to duży sukces.Nie mogła się powstrzymać, aby nie uśmiechnąć się pod nosemna wspomnienie młodego gorliwego policjanta.- Wszyscy gliniarze powinni być tacy uczynni.- Lub ślepi - parsknął Victor.- Nie mogę uwierzyć, że nazwałmnie dziadkiem.- Kiedy zabieram się do charakteryzacji, robię to przyzwoicie.- Jak widać.Włożyła mu rękę pod ramię i pocałowała w siwe bokobrody.- Zdradzić ci pewną tajemnicę?- No pewnie.- Szaleję na punkcie starszych panów.Rozpogodził się iuśmiechnął dwuznacznie.- Mówimy o dużo starszych? Pocałowała go znowu, tym razemw usta.- Dużo, dużo starszych.Sędziwych.- No tak.Może ta broda ma jakieś dobre strony.Ujął jej twarz wdłonie.Tym razem to on ją całował,długo i namiętnie, nie myśląc wcale o tym, gdzie są i dokąd jadą.Cathy poczuła, że zapada się w fotelu, w jakąś przestrzeń, z której niema ucieczki, ale jest bezpieczna.- Tak trzymaj, dziadku! - zawołał ktoś z głębi autobusu.W migającym oświetleniu autobusu Cathy zobaczyła błysk w okuVictora i cień kpiącego uśmieszku.Odwzajemniła go i szepnęła:- Tak trzymaj, dziadku. Cały dworzec autobusowy oblepiony był listami gończymi ztwarzą Victora Hollanda.Polowski żachnął się z irytacji na widokzdjęcia człowieka, co do którego niewinności miał nieodparteprzekonanie.To wszystko przeobraziło się w jakieś cholernepolowanie z nagonką.Jeżeli Holland nie jest dotąd wystarczającoprzerażony, to ukryje się jeszcze lepiej i znajdzie się poza zasięgiemosób, które mogłyby mu pomóc.Polowski miał nadzieję, że takżepoza zasięgiem tych, którzy mają mniej niewinne zamiary.Holland byłby idiotą, gdyby spacerował po dworcu wśród tychwszystkich listów gończych.Ale Polowski miał instynkt w takichsprawach, wiedział, jak zachowują się desperaci.Gdyby był namiejscu Hollanda, miał na karku zabójcę, a u boku kobietę, którą musisię opiekować, to wiedziałby, co zrobić - przede wszystkim zniknąć zSan Francisco.Samolot nie wchodził w rachubę, Holland miał małokasy.Karta kredytowa - wykluczona.To przekreśla równieżwypożyczenie samochodu.Co pozostaje? Jazda stopem lub autobus.Polowski postawił na autobus.Ostatnie informacje potwierdzały jego przeczucie.Podsłuchzałożony na telefonie Zuckermana zasygnalizował rozmowę z CathyWeaver.Ustaliła miejsce spotkania, którego w pierwszej chwiliPolowski nie potrafił zidentyfikować.Stracił w biurze całą godzinę nato, by znalezć kogoś, kto nie tylko widział film Zuckermana Kretynoid", ale mógł do tego zidentyfikować miejsce sfilmowaniaostatniej sceny.W okolicach Mission, oznajmiła w końcu jakaśmaniaczka kina pracująca w archiwum.Tak, była tego pewna.Potwórwydostał się przez studzienkę kanalizacyjną na samym rogu Piątej iMission i pożarł jednego czy dwóch meneli, zanim główny bohater nierozwalił go fortepianem zapakowanym w skrzynię.Polowski nieczekał, by się dowiedzieć, jak to się skończyło, bo pobiegł dosamochodu.Ale było już za pózno.Holland, kobieta i Zuckerman zniknęli.Polowski krążył po Mission z zamkniętymi oknami i zablokowanymidrzwiami, zastanawiając się, kiedy lokalna policja oczyści wreszcie teulice.Wtedy przypomniał sobie, że dworzec autobusowy znajduje siętylko kilka przecznic dalej. Stał teraz w hali pomiędzy zmęczonymi i przymulonymipodróżnymi i zaczynał myśleć, że tylko traci czas.Przy automacie dokawy zobaczył gliniarza popijającego kawę ze styropianowego kubka.Polowski podszedł do niego.- FBI - powiedział, mignąwszy odznaką.Policjant wyprostował się jak struna.- Szeregowy O'Hanley, szefie.- Coś się dzieje?- Znaczy.dzisiaj?- Tak.Tutaj.- Nie, szefie - westchnął O'Hanley.- Kompletna klapa.Toznaczy, mógłbym pójść na patrol.A kazali mi tu sterczeć i przyglądaćsię ludziom.- Obserwacja?- Tak, szefie.- Kiwnął głową w stronę plakatu z listem gończym.- Chodzi o tego faceta.Strasznie są na niego napaleni.Mówią, że toszpieg.- Taka jest teraz wersja? - Polowski rozejrzał się leniwie.-Widziałeś tu kogoś, kto by go przypominał?- Nikogo.A pilnuję przez cały czas.Najwidoczniej Hollanda tunie było.Sam odwróciłsię, by odejść, ale coś jeszcze wpadło mu do głowy.- Podejrzany może podróżować z kobietą - dodał i wyciągnąłzdjęcie Cathy, to, które za jego namową Jack Zuckermanwspaniałomyślnie ofiarował FBI.- Nie widziałeś jej?O'Hanley zmarszczył czoło.- O holender! Podobna do.Nieee.To nie mogła być ona.- Kto?- No, była tu kobieta, z godzinę temu.Bezdomna.Jakiś szczeniakna nią wpadł.Pomogłem jej się pozbierać.Była podobna do tej, alewyglądała znacznie gorzej.- Podróżowała sama?- Był z nią taki starszy gościu.Chyba ojciec.Polowski nadstawił uszu.- Jak ten stary wyglądał?- Był bardzo stary.Mógł mieć z siedemdziesiąt lat.Krzaczastabroda, dużo siwych włosów.- Wysoki? - Dosyć.Z metr dziewięćdziesiąt.- Głos policjanta zamarł, kiedyjego spojrzenie utkwiło w zdjęciu na plakacie.Victor Holland miałmetr dziewięćdziesiąt wzrostu.O'Hanley zbladł.- O Boże.- To był on?- Nie wiem, nie jestem pewien.- Zastanów się!- Nie wiem.Niech pan zaczeka, szefie.Ta kobieta upuściławalizeczkę! Zostawiłem ją w tamtym okienku.Wystarczyło mignięcie odznaką FBI i urzędnik w Dziale RzeczyZnalezionych podał mu walizeczkę.Gdy Polowski zobaczył jejzawartość, wiedział, że trafił w dziesiątkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •