[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale cieszyłasię, że nie wiedział o kaprysie wodza, w przeciwnym bowiemwypadku wzajemna wrogość między mężczyznami jeszcze by siępogłębiła, a i tak tolerowali się z najwyższym trudem.Jeśli taniec miałsprzyjać pokojowej atmosferze, to ona zatańczy.Toteż dużą część popołudnia spędziła, ucząc się zawiłychkroków tańca, który, jak niebawem odkryła, nie miał służyć jedynierozrywce.Niósł w sobie potężny ładunek zmysłowości, intencja341RSbowiem była taka, by Bóg pobłogosławił kobietom, obdarzając jepłodnością.Kiedy się o tym dowiedziała, w jej sercu nieoczekiwanieodezwała się dziwna tęsknota.Dziecko.Jak to jest, mieć dziecko?Małe, kwilące zawiniątko słodkich zapachów, gładziutkiej skóry,pulchnych rączek i nóżek? Kogoś, kogo kochałaby bezwarunkowo ikto odwzajemniałby jej tym samym?Dziecko, pomyślała, podnosząc wzrok i zatrzymując go naskrytej w cieniu sylwetce Graya; patrzył na nią z taką uwagą, żezaparło jej dech w piersi.Dziecko, w którym byłaby cząstka niego ijej samej.Mimo że prawdziwego związku, jak uświadomiła sobienagle z bolesną pewnością, nie stworzą nigdy.Z przymusemodwróciła wzrok.Kiedy ponownie zerknęła w tym samym kierunku,Graya już nie było.Myśli Bonnie pobiegły innym torem.Podniosła się z łóżka iprzeszła powoli na drugi koniec pokoju.Zatrzymała się przykwiatach, które zerwała rankiem, i zaczęła gładzić ich miękkie płatki.Przez chwilę zastanawiała się naiwnie, czy nie podarować ichGrayowi.Może dzięki temu znowu zobaczyłaby uśmiech na jegotwarzy.- Gray ma rację - odezwała się głucho.Nie chciała przyczyniaćsię do powstania jakichkolwiek niesnasek między dwoma starymiprzyjaciółmi.- To był zły pomysł.Zapomnij, że cokolwiek mówiłam.- Zapomnieć?! - wykrzyknął Prorok tonem, który dowodził, żeani mu w głowie pójść za tą sugestią.- Przebyliśmy taki szmat drogi,342RScoby ten kamień odnalezć, a teraz miałbym o wszystkim ot, tak,zapomnieć?- Nie słyszałeś, co mówi dama? - dołączył się niespodzianieburkliwy głos Graya.- Zapomnij.- Słuchaj no, ty samolubny, bujający głową w chmurach,arogancki, zaślepiony ośle, mam serdecznie dość tych twoichwiecznych fochów.Niedobrze mi się od nich robi.Bonnie odwróciła się błyskawicznie i wbiła w Proroka oczyokrągłe jak talerze.Pierwszy raz podniósł głos w jej obecności.Zawsze robił na niej wrażenie najłagodniejszego z ludzi.Teraz jednakwyglądał jak człowiek ogarnięty furią.- Kochałem twojego ojca - perorował gniewnie stary marynarz -i ani mi się śni tak łatwo rezygnować z czegoś, co było marzeniemjego życia.Sądziłem, że tym razem zdołasz przezwyciężyć lęk ipoczucie klęski, bez których nigdzie się nie ruszasz, gotów w każdejchwili wyciągnąć z rękawa jakiś wykręt, ledwie coś przestaje iść potwej myśli.- Zejdz ze mnie, psiakrew! - warknął Gray ostrzegawczo.Grozny grymas znowu zmienił się w wyraz rozdrażnienia i rezygnacji,który od wielu dni niemal nie znikał z twarzy Graya.Zamiast dać sobie spokój, Prorok wzniósł oczy do nieba.Z jegominy Bonnie wyczytywała, że najchętniej złapałby Graya za ramiona imocno nim potrząsnął.- Może myliłem się co do ciebie przez wszystkie te lata.Może tymimo wszystko jesteś zwykłym.- Milcz.343RS-.tchórzem.Gray oderwał się od okna i szybko jak pocisk doskoczył doProroka, składając się do ciosu.Prorok uchylił się zaskakującozręcznie jak na jego lata.- No, śmiało! - krzyknął Gray i kiwnął ręką.- Uderz mnie.Wiem, że o tym marzysz.Prorok zacisnął pięści, ale nie uniósł rąk opuszczonych wzdłużboków ani też do Graya nie podszedł.- Gdyby porządne rąbnięcie w szczękę gwarantowało, że trochęoleju trafi do tej twojej pustej łepetyny, złamałbym ślub nieużywaniaprzemocy i zlałbym cię tak, że padłbyś nieprzytomny.Bo niewiele jestrzeczy, do których bym się nie posunął, gdybym wierzył, że to uleczyból, jaki w sobie nosisz, chłopcze.Ja nie mam dzieci, ale ciebiekocham jak własnego syna, równie mocno, jak kochał cię twój ojciec,i nie mogę patrzeć na to, co ze sobą wyprawiasz.Bonnie patrzyła, jak gniew uchodzi z Graya, a wzbiera w niminne uczucie, uczucie, którego nie potrafił wyrazić, bo nie wiedziałjak.%7ładen chyba człowiek nie płacił za brak tej umiejętności takąudręką, jak Gray w tej chwili.Gray odwrócił się i zwiesił głowę.- Przepraszam.Ja.- Wyciągnął ręce, jakby ten gest mógłwyrazić wszystko, co nie chciało mu przejść przez usta, ale nieodezwał się więcej.Nie znajdował właściwych słów.- Wiem, chłopcze - powiedział Prorok bardzo cicho.Podszedł doGraya i oparł mu dłoń na ramieniu.- Wiem.344RSGray przegarnął palcami zwichrzone włosy, które sięgałykońcami dużo poniżej jego łopatek i coraz bardziej upodabniały się dolwiej grzywy.Policzki i podbródek miał ciemne od zarostu.- Rozumiesz powagę twojej propozycji? - upewnił się Gray,spoglądając na Bonnie spod oka.- Nie możemy ot, tak, jakbyśmy szlina ryby, zacząć szukać w świętej studni brylantu, który - jeśli w ogóletam był - pewnie dawno już trafił gdzie indziej.- A jeśli dalej tam jest? - odpowiedziała pytaniem.Zależałojej na tym, by Gray podjął próbę odnalezienia brylantu, ale nie zpowodów, które sama mu podsuwała.Wiedziała, że jeśli Gray terazzrezygnuje z marzeń, nigdy sobie tego nie wybaczy.Dla ojca poszedłby i w ogień.Tyle już wycierpiał.Bonnie niemogła pozwolić, by to wszystko zostało zaprzepaszczone.I, jakprzypuszczała, to samo powodowało Prorokiem, kiedy próbowałzmobilizować Graya do działania.- Gdybyśmy jakimś cudem kamień znalezli, co wtedy?- Moglibyśmy go zwrócić mieszkańcom wioski.- Dziewczynanie zdążyła jeszcze wypowiedzieć tych słów, a już tę możliwośćodrzuciła, bo przypomniała sobie, jaki los spotkał tych, którzy ostatniopróbowali zwrócić święte serce" tubylcom.Zadrżała.- No właśnie - sarknął Gray, widząc jej minę.- A ja mówię, cobyśmy spróbowali ucieczki - odezwał sięProrok.Gray rzucił mu przeciągłe spojrzenie.- A, tak.Bułka z masłem.Wskoczymy do studni umarlaków,rozejrzymy się za kamieniem, wyłowimy go, a potem wymkniemy się345RSpo angielsku.Wreszcie konkretny plan.Spodziewam się, że zaraz mipowiesz, że tupniesz nogą, a morze rozstąpi się jak przed Mojżeszem itych tysiąc czy więcej mil do domu pokonamy spacerkiem?- Myślałem raczej o zabraniu któregoś z czółen, które, jakmówiłeś, wypatrzyłeś po drugiej stronie wyspy.- Rozumiem.a co potem?- No, potem możemy spróbować się dostać na Mary Celeste".Nie powinna być zbyt daleko.Bonnie kompletnie zapomniała o brygantynie, którą widzieli nakrótko przed tym, jak rozpętał się sztorm, który pochłonął Revenge".Biorąc pod uwagę obecny nastrój Graya, spodziewała się, że z miejscaten pomysł odrzuci.- Już się nad tym zastanawiałem.Nic z tego.- Gray pokręciłgłową.- A czemu to?- A temu, że to niemożliwe, żeby to był prawdziwy statek.- Dla mnie wyglądał piekielnie realnie.- Musieliśmy doświadczyć czegoś w rodzaju halucynacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]