[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraznależało przewrócić spodnie na drugą stronę, żeby sprawdzić następną kieszeń.Czyuda się zrobić to tak, żeby kluczyki nie zadzwięczały? Manewrowanie spodniami nienależało do łatwych zadań, bo w szlufkach tkwił ciężki, skórzany pas.Mimowszystko, jeśli kluczyki od samochodu były w kieszeni i jeśli zdołałaby je odzyskać,jej szansa na wydostanie się stąd stałaby się całkiem realna.Wtedy będzie mogłapojechać prosto na posterunek policji, zapobiec horrorowi, który miał wydarzyć sięjutro.W jakiś sposób odwróciła dżinsy.Przez cały czas uważała, żeby metalowaklamra nie uderzyła o drewnianą ramę krzesła, a następnie wsunęła rękę do drugiejkieszeni.Nie było tam ani kluczyków, ani składanego noża.Spróbowała z tylnąkieszenią, choć z góry przeczuwała, że rezultat będzie ten sam.Cholera, pomyślała,odkładając dżinsy na miejsce.Przygryzła dolną wargę, żeby nie zacząć wrzeszczeć.Cholera, cholera, cholera!I właśnie wtedy poczuła, że coś się zmieniło.Może był to subtelny powiewpowietrza, a może odblask światła zza okien.Cokolwiek.Nie musiała się odwracać,- 324 -SRby wiedzieć, że Brad patrzy na nią szeroko otwartymi oczyma, a na jego ustach błąkasię dobrze jej znany, okrutny uśmiech.- Czy jesteś gotowa na śmierć, Jamie? - zapytał, a w ciszy rozległ sięprzerażający trzask wysuwanego z pochwy noża.Nie traciła czasu na oglądanie się.Rzuciła się ku drzwiom, rozerwała łańcuch iszarpnęła je do siebie, wrzeszcząc jak oszalała w ciemność nocy.Potem drzwi zostałyzatrzaśnięte, a ona porwana za kark i ciśnięta przez pokój niczym jakimś łachman.Walczyła z całych sił, żeby utrzymać się na nogach, ale on znów doskoczył do niej, ajego pięść wylądowała na brzuchu Jamie w chwili, gdy prawie zdążyła sięwyprostować.W jednej chwili uszło z niej całe powietrze i zwinęła się na podłodze,krztusząc się i próbując złapać oddech.Jego ręce porwały ją za włosy i pociągnęły dogóry głowę, odsłaniając kontrastującą z czernią jego koszuli biel jej szyi.Ujrzałaostrze noża, które zmierzało w stronę jej gardła.A potem nie widziała już niczego.27Emma zauważyła ten samochód zaraz, jak tylko otworzyła drzwi.Stałzaparkowany mniej więcej w połowie ulicy, przed domem pani Discala, i z nudów za-częła się zastanawiać, czy przypadkiem syn pani Discala - lekarz, którym bez przerwysię przechwalała - nie kupił sobie nowego auta.Chociaż akurat to auto wyglądało tak,jakby najlepsze dni miało już za sobą.No cóż, pomyślała, i co z tego? Zawsze lubiłathunderbirdy za ich stylową linię nadwozia.W dodatku ten był błękitny, co dodawałomu pewnej tajemniczości, choć sama nie wiedziała dlaczego.Sama nigdy nie miałasamochodu, nawet nie zrobiła prawa jazdy, ale zdecydowała, że jeśli kiedyś sprawisobie wóz, to z pewnością będzie to thunderbird w jasnoniebieskim kolorze, dokładnietaki jak ten.- W porządku, Dylan.Pośpiesz się, bo musimy już wychodzić.- Idę! - zawołał z góry, ale minutę pózniej nadal go nie było.Emma cofnęła się do frontowego korytarzyka.- Dylan, chodzże wreszcie.Spóznisz się do szkoły.Wciąż nic.- 325 -SR- Dylan, proszę, nie każ mi wchodzić tam z powrotem.Nagle jej synek pojawił się na ostatnim schodku.W dłoniach trzymał jakiślśniący, okrągły przedmiot z brązu.- Co to jest? - wyciągnął nad głową trofeum Jan, jakby właśnie wygrał drugąnagrodę na Kulturystycznym Konkursie dla Kobiet w Cincinnati, Ohio, w dwa tysiącedrugim roku.- Skąd to wziąłeś? - Emma była już w połowie drogi na górę, zanim Dylanzdążył zejść o jeden stopień.W jednej chwili schował puchar z tyłu, za plecami, żeby nie mogła po niegosięgnąć.- Zabieram go do szkoły na lekcję.Na taką, na którą dzieci przynoszą różnerzeczy i o nich opowiadają.- Kto ci pozwolił grzebać w moich rzeczach?!W oczach Dylana natychmiast pojawiły się wszechobecne łzy.- Wcale nie grzebałem - odparł drżącym głosikiem.- To było w łazience.Znalazłem, jak szukałem moich mydełek zwierzątek.- Ostatnie zużyłeś w zeszłym tygodniu, nie pamiętasz?- A dlaczego nie mogę tego zabrać na lekcję pokazową?- Bo to nie jest twoje.Moje też nie, miała chęć powiedzieć na głos, ale się powstrzymała.Ostatecznienie mogła być pewna, co Dylan zacznie paplać, kiedy stanie przed całą klasą.- Ale jest ładne.- Owszem.Jednak nie możesz tego zabrać do szkoły.Przykro mi, Dylan.Ateraz mi to oddaj.Niechętnie wyciągnął zza siebie puchar z brązu, a Emma wysupłała gospomiędzy jego paluszków.- Nigdy nie przyniosłem na pokaz niczego ciekawego - chlipnął i z urazą wydąłwargi.- No cóż, gdybyś zechciał powiedzieć mi o tym nieco wcześniej i nie czekał doostatniej chwili, może udałoby mi się znalezć coś interesującego - odparła z roz-drażnieniem.- 326 -SR- Na przykład?- Na przykład nie mam pojęcia.- Wzięła go za rękę i zaczęła sprowadzać zeschodów, słuchając żałosnego pochlipywania.- No dobrze.Zaczekaj, znajdziemy coś.Weszła do salonu, rzuciła puchar na kanapę i bezradnie rozejrzała się dookoła.Musi zwrócić Jan to paskudztwo.Ale kiedy? I jak? Co ma powiedzieć tej kobiecie i naile szczerości może sobie pozwolić?- Tutaj niczego nie ma - załkał Dylan.- Owszem, jest! - Emma przypomniała sobie o czymś i pędem wbiegła dokuchni.- Mam dla ciebie coś, co na pewno ci się spodoba.Dylan deptał jej po piętach, kiedy w pośpiechu przeszukiwała kuchenne szafki.Cholera, gdzie to wetknęła?- Co to jest?- Kubek - oznajmiła, zaciskając palce na niewygodnym uchu.Odwróciła się iwręczyła synkowi wielki, paskudny kubek.- Dostałam go na siłowni Scully
[ Pobierz całość w formacie PDF ]