[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ju\ się pewnie zorientowała, \e on wie obrudne interesy.Wczoraj po południu zobaczyłam go nakradzie\y.wrzosowisku.Jest podobny do kreta i dłubie w zębach, kiedyZmusił konia do szybszego biegu i zablokował jej drogę.myśli, \e nikt go nie widzi.- Oskar\asz mnie o rabunek - powiedział ostrym tonem -Typowo kobiece, pomyślał, oceniać ludzi po ich wyglądzie.a sama jesteś złodziejką.101100BARBARA DAWSON SMITHCYGANKA-Vivien zmarszczyła brwi.- Jak mo\esz powtarzać- Cholerna głupota - mruknął, nie wiedząc dobrze, czy myślite głupie oskar\enia, kiedy twoi ludzie głodują.o niej, czy te\ o sobie.Czy ta dziewucha nie zdawała sobie sprawy,Na niebie ukazała się błyskawica, ale nie zwrócił na to uwagi.jak niebezpieczna jest jazda galopem po tym nierównym terenie?Obserwował ją uwa\nie, szukając dowodów winy - rumieńca,Jej bezpieczeństwo niezbyt go obchodziło.Jeśli noga klaczyspuszczonego wzroku.wpadnie w króliczą norę i Vivien skręci kark, to będzie jej sprawa,- Nie mówię o liście, który sfałszowałaś, aby oszukać mojąa nie jego.babkę.Ani o stu gwineach miesięcznie, które z niej wyciskasz.Nagle ogarnęła go jakaś dzika radość, pulsowało w nim \ycie.Mówię o rzeczach, które ukradłaś z mojego domu.Nigdy jeszcze nie zaznał takiego uczucia.Radował się bijącym wOczy Cyganki rozszerzyły się w obłudnym zdumieniu.twarz wiatrem, zimnymi kroplami deszczu, światłem błyskawicy.- Nic od ciebie nie wzięłam - powiedziała z oburzeniem.-Chciał złapać Vivien, poskromić.Oddałam wszystkie ksią\ki, które po\yczyłam z biblioteki.Pogoń była emocjonująca.Przez te wszystkie dni musiał znosićRoześmiał się tylko.jej drwiny.Miał tego dość.- W zeszłym tygodniu pani Barnsworth robiła przegląd rzeczy,Zostawili za sobą wrzosowiska i wjechali na ściernisko; zbo\eznajdujących się w Abbey.Brakuje kilku cennych przedmiotów.zebrano ju\ z pól.Widział ją przed sobą, nisko pochyloną nadZredniowiecznej rosyjskiej ikony.Kilku par złotych świeczników.końską szyją.Michael zbli\ał się do niej, ale tylko dzięki temu, \eNiektórych srebrnych naczyń, które były w mojej rodzinie odjego gniadosz był szybszy.Nie mógł powiedzieć, \e był lepszympokoleń.jezdzcem.Vivien siedziała na koniu tak, jakby spędziła na nimVivien zebrała wodze i potrząsnęła głową.całe \ycie.Nie potrzebowała lekcji jazdy, tylko jezdzieckiej- Szukaj złodzieja we własnym domu, milordzie.Mnie nie sąetykiety.potrzebne rzeczy gorgios.Której nie przestrzegała.- Mo\na je sprzedać i dostać za nie du\o złota.Pojedziemy doBłyskawica rozświetliła niebo, rozległ się grzmot.Czuł w powie-Dower House i poka\esz mi, gdzie to wszystko schowałaś.trzu wyładowania elektryczne.Poczucie niebezpieczeństwa wzmo-Cyganka siedziała dumnie w siodle, patrząc na niego z pogardągło tylko jego determinację.Przypomniał sobie burzliwą noc ii ani nie chwilę nie odwracając wzroku.Nic nie mówiła w swojejszaleńczy pościg, swoją wściekłość i ból, kiedy zyskał pewność,obronie, tylko wpatrywała się w niego tak, \e sam miał ochotę\e Grace go zdradziła.spuścić oczy.Zmusił konia do szybszego biegu i dogonił Vivien.GalopowaliPoderwała klacz do kłusa.teraz obok siebie.Padał rzęsisty deszcz.Z daleka majaczyły- Chętnie pojadę z tobą do domu! - zawołała przez ramię.kominy Dower House.Ale nie miał zamiaru tam jechać.Chciał jąW jej oczach widział wyzwanie.Pochyliła się nisko i klaczmieć wyłącznie dla siebie.ruszyła galopem przez wrzosowiska.- Musimy się gdzieś schronić! - krzyknął.- Na litość boską, Vivien!Rzuciła mu zuchwałe, niechętne spojrzenie.Mimo tej szaleńczejNie wiedział, czy go słyszała.Pędziła przed siebie, a wiatrjazdy w deszczu i burzy ogarnęła go gorączka - musiał ją zdobyć.rozwiewał jej włosy.Pojechał za nią.Chwycił cugle klaczy Vivien i skierował ją w stronę małego,białego budynku.Na niebie ukazał się zygzak błyskawicy i klacz102103BARBARA DA WSON SMITHzaczęła się gwałtownie cofać.Poczuł ucisk w sercu na myśl, \egdyby Vivien spadła, nie zdołałby jej uratować.Ona jednak przylgnęła do szyi swojego wierzchowca, poruszaławargami, chcąc uspokoić konia, ale wiatr porywał jej słowa iMichael nie mógł ich uchwycić.9Klacz uspokoiła się, a Vivien posłusznie pojechała w ślad zagniadoszem Michaela.Na polance, wśród drzew, odsłoniła się przed ich oczami mała,grecka świątynia.Jej białe kolumny oplatał bluszcz, a wysuniętyPAOMIEC W SERCUdach osłaniał szerokie schody.Chocia\ nie miała ścian, stanowiławystarczające schronienie przed burzą.Dotarli tam w samą porę.Błyskawica goniła błyskawicę, grzmotynie ustawały ani na chwilę, a z nieba lały się strumienie wody.Michael zsiadł z konia pod wysuniętym dachem i zobaczył, \ePrzebrała miarę - zachowywała się zbyt zalotnie i prowoko-Vivien ześlizguje się z siodła bez \adnej pomocy.Luzne pasmawacjnie.włosów opadały jej na plecy, a mokra amazonka ściśle przylegałaRęcznik wypadł jej z dłoni.Oparła rękę na szyi klaczy.Sercedo ciała.Wyjęła ręcznik z worka przy siodle i zaczęła wycieraćjej waliło z trwogi, a jednocześnie ulegała jakiejś tajemnej,swoją klacz, czule do niej przemawiając.pierwotnej sile.Przywiązał konia do kolumny.Jeszcze \adna kobieta nie wy-Kiedy Michael Kenyon zbli\ał się do niej, światło błyskawicywołała w nim takiego burzliwego niepokoju, nawet Grace.oświetliło jego twarz.Wygląd jak grecki bóg z ksią\ki, którąCyganka spojrzała na niego z prowokacyjnym uśmiechem, wVivien po\yczyła z jego biblioteki.którym było poczucie wy\szości, ale równie\ zmysłowość.Bóg zemsty, który ją przera\ał.- Nie bądz taki wściekły, milordzie.Trochę wilgoci jeszczePiękny, potę\ny bóg, który ją fascynował.nikomu nie zaszkodziło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]