[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sali jadalnej nie było wolnych miejsc, ani na parterze, ani w loży,a przy barze na podwyższeniu klienci tłoczyli się w trzech rzędach.182Wielu paliło papierosy albo cygara.Niezbyt postawny kierownik zwystrzyżonym wąsikiem usiłował nakłonić grupę samych palaczy, bysiedli bliżej kontuaru.Jego emocjonalne, poirytowane, piskliweokrzyki tylko śmieszyły tamtych.Telewizor zainstalowany ponadstelażem na zamówienia wyświetlał raport z giełdy i niektórzy zklientów baru zadzierali głowy znad drinków, obserwując skrótowesymbole nazw papierów wartościowych oraz ceny, przewijające sięprzez ekran od prawej do lewej.Strange grzecznie wepchnął się pomiędzy zgromadzonych, przysamych kijach od piwa.W tego typu lokalach biali z reguły pozwalaliczarnym na wszystko.Poczekał chwilę, ale w końcu ściągnął uwagę barmana.Był toszczupły, gładko ogolony mężczyzna średniego wzrostu.Swoimnieszczerym uśmiechem uraczył także Strange'a, pochylając się kuniemu nad barem i kładąc jedną dłoń na mahoniowym blacie. Czym mogę służyć, przyjacielu? zapytał. Ricky Kane odparł Strange, odwzajemniając jakościowouśmiech. A to co, jakiś drink?Strange nakrył dłonią rękę barmana.Wbił kciuk w nerw ukryty wtrójkącie ciała między kciukiem a palcem wskazującym tamtego.Barman stopniowo zbladł jak ściana. Wczoraj widziałem, jak z nim rozmawiałeś Strange wciąż sięuśmiechał, mówił spokojnie i bez nacisku. Jestem detektywem,przyjacielu.Jeśli chcesz, mogę wyciągnąć licencję i pokazać ci ją.Twojemu kierownikowi też.Grdyka barmana podskoczyła do góry.Facet szybko skinął głową. Nie o ciebie mi chodzi ciągnął Strange i gówno mnieobchodzi twój los, jasne? Chcę wiedzieć tylko jedno.Czy Ricky Kanekręcił z Sondrą Wilson? Sondrą? Tak, Sondrą Wilson.Pracowała tutaj.Zapomniałeś? Bo ja wiem.możliwe.Raz przyjechał tu po nią po zamknięciulokalu, kiedy tu jeszcze pracowała, ale nie była u nas zbyt długo.Wytrzymała, bo ja wiem, może tydzień. Wylali ją? Miała problemy z frekwencją barman zaczął zezować na kijod piwa. Moja dłoń.! Barman! wydarł się facet w szelkach na drugim końcu baru. Kane i Sondra Wilson cisnął Strange.183 Poznali się U Kinnisona, w tej restauracji z frutti di mare kołoGeorge Washington Avenue.Sondra pracowała tam, zanim przeszła donas.On był tam kelnerem, nim znalazł posadę w Purple Cactus. Barman!Strange pochylił się nad barem. Jeśli wspomnisz o tym Kane'owiczy komukolwiek innemu, przyślę tu moich ludzi i zamkniemy tę budęw pizdu.Wylądujesz w pierdlu, wyszykują cię w taki pomarańczowykombinezon, jakie mają tu w Dystrykcie, i wsadzą do celi zprawdziwymi facetami.Kumasz, co do ciebie mówię, przyjacielu?Barman przytaknął.Strange pozwolił mu odejść.Kiedy sięodwracał, potrącił jakąś kobietę, więc rzucił: Przepraszam.Starł uśmiech z twarzy i poruszył kilka razy ramionami, po czymwyszedł z restauracji.Udał się do baru U Stana przy Vermont Avenue i zamówiłczerwonego Johnnie Walkera, a do tego wodę sodową.Barman puściłna głośniki Disco Lady Johnniego Taylora, tę wersję, gdzie wśródmuzyków sesyjnych był Bootsy Collins na basie.Strange lubił tęmelodię.Ktoś usiadł na stołku obok. Jak leci, Strange? Niezgorzej, Junie, a co u ciebie, chłopie? W porządalu.Wyglądasz mi na z deka wypompowanego, facet,bez urazy.Na pewno wszystko gra?Strange spojrzał na swoje odbicie w lustrze za kontuarem.Wziąłserwetkę ze stosika i otarł pot z twarzy. Wszystko w porządku powiedział. Po prostu trochę tugorąco.Strange siedział potem przy barze w dolnej sali Purple Cactus.Nasali jadalnej zwolniło się już kilka stolików, a on był jedynym klientemprzy kontuarze.Uśmiechy i odprężone miny kelnerów wskazywały, żewieczorna nawała gości już minęła.Strange zamówił sobie butelkę piwa i sączył powoli.Dziś wieczorempracowała brunetka o imieniu Lenna, przytomna dziewczyna obystrych oczach, którą zauważył w czasie poprzedniej wizyty.Wiedział,że ją tu zastanie tego właśnie chciał się dowiedzieć, kiedy tu dzwonił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]