[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy d Arcis i brat Bernard zasiadali do kolacji był jasny, łagodny, wiosen-ny wieczór, ale teraz wiatr zaczął łopotać połami namiotów i przygaszać obozo-we ogniska.Kiedy brat Bernard spojrzał w niebo, dostrzegł, że gwiazdy szybkonikną pod ciemnymi chmurami. Nadchodzi powiedział zakonnik budzącym przerażenie głosem.Ostateczna bitwa.D Arcis poczuł, jak włosy podnoszą mu się na karku i odkrył, że to brataBernarda się boi, a nie katarów siedzących na swojej skale.Bridget siedziała na murach z twarzą zwróconą na wschód, a pełne siwychpasm włosy okrywały jej nagie plecy.Jej ciało, osłabione postem i wyrzeczenia-mi, straciło całą swoją giętkość i siłę, ale wewnętrzny blask pozostał, migoczącwokół niej bardziej ożywiony niż ciało, które go zawierało.To był dzień zrów-nania nocy z dniem, dzień w którym moce natury otwierały się, a nigdy wcze-śniej bardziej ich nie potrzebowała.Bridget zamknęła oczy i skoncentrowała się.Była kanałem, przez który ży-ciowa moc popłynie ku swojemu przeznaczeniu.Jej ciało drżało od sił krążącychwewnątrz i na zewnątrz niej.Nawet za młodu miałaby trudności z kontrolowa-niem takiej potęgi, a teraz, kiedy zaczęła rosnąć, wiedziała, że wezwanie jej jązabije.Przez całe życie miała wizje pozwalające na ułamek sekundy dostrzec tęnoc.Było to poświęcenie, na które była gotowa: dla Magdy, dla wszystkich ko-biet, które były przed nią i które będą po niej, niosąc dziedzictwo linii krwi.ByłLRTw niej smutek, ale nie było żalu.Pożegnała się spokojnie, bez łez, a Magda do-stosowała się do życzeń matki.Poza tym, było to tylko rozejście się ich dróg, nieostateczne rozdzielenie.Za murami Montsegur pierwsza błyskawica rozdarła niebo, niczym przejściedo innego świata, a zbierające się chmury przypominały parę nad gigantycznymkotłem.Katapulta na wschodnim murze, niczym starożytna bogini, była zarównoniszczycielką jak dawczynią życia, kluczem do wolności.Dominic spojrzał nagroteskową machinę oblężniczą z nienawiścią i błyskiem satysfakcji na myśl otym, co miał zrobić.Od wczesnego dzieciństwa jeden z tych potworów go prze-śladował.Nie mógł sobie przypomnieć czasów, kiedy tąpnięcie przeciwwagi iskrzypienie kołowrotu nie pojawiały się w jego snach i na jawie.Jego ojcieczmiażdżony na krwawą miazgę, krzyk kobiet i mężczyzn.Wierzbowa witka brataBernarda.Przez dwa tygodnie katapulta stała jak cichy strażnik na mu rach, zakne-blowana przez dni zawieszenia broni przyznane katarom, żeby mogli przeżućwarunki poddania się i przemyśleć swoje życie.Tej nocy machina zostanie uci-szona na zawsze, ale najpierw odda mu ostatnią przysługę.Zwolnił ludzi na służbie, żeby mogli zjeść posiłek w wartowni.W czasiezawieszenia broni nie pilnowali katapulty tak mocno jak wcześniej i nikt nie po-skarżył się ani nawet nie pomyślał, że zachowuje się dziwnie.To samo robiłprzez cztery ostatnie wieczory.Rozejrzawszy się wokół po raz ostatni, Dominic postawił stopę na kołowro-cie, ręką chwycił się belki i podciągnął się w górę.Sięgnął pod płaszcz, odpiął odpasa kilkanaście małych, glinianych jajek i umieścił je starannie w miejscu, gdziełączyły się dwie belki.Jajka mieściły w sobie greckie ognie ciemny płyn oznakomitych właściwościach palnych, prawie niemożliwy do zgaszenia.Meto-dycznie wspinał się w górę katapulty, odpinając kolejne pojemniki od pasa iumieszczając je w wybranych miejscach jedną na kołowrocie, dwie na wspor-nikach, pozostałe w górnej części.Cała jego uwaga skupiona była na małych, de-likatnych naczyniach z gliny, które wybuchłyby w kuli ognia przy jednym nie-ostrożnym ruchu.LRTKiedy Dominic zakończył zadanie, zeskoczył z katapulty, westchnął z ulgą iwytarł ręce o płaszcz.Wiatr wzburzył mu włosy i spojrzał w górę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]