[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tradycyjnie każda maszyna Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych ma numer wymalowany na usterzeniu pionowym, ale bombowiec B-2 nie miał ogona i dlatego cyfra została namalowana na pokrywie przedniego podwozia.Niczym samolot rejsowy latał przeważnie na dużych wysokościach (chociaż kontrakt przeredagowano w połowie prac konstrukcyjnych tak, by możliwy był również niski profil lotu) dla ekonomicznego zużycia paliwa.Ten jeden z najdroższych samolotów na świecie łączył w sobie rozpiętość skrzydeł DC-10 z prawie zerową wykrywalnością przez radar.Pomalowany w szare łaty, by zlewać się z nocnym niebem, był teraz iskrą nadziei na zakończenie wojny.Choć misję wykonywały bombowce, każdy żywił nadzieję, że przebiegnie ona możliwie najciszej.Dopinając uprząż pasów, Zacharias uświadomił sobie, że zaczyna myśleć o zadaniu jako o misji bombowej.Cztery silniki General Electric ruszały po kolei, a wskazania mierników przesunęły się na pozycję PEŁEN CIĄG.Silniki, choć pracowały na biegu jałowym, ciągnęły już teraz paliwo w takim tempie, jak gdyby szły na pełnej mocy na wysokości przelotowej.Drugi pilot i oficer walki radioelektronicznej przeprowadzili sprawdzian systemów pokładowych i otrzymali pozytywne wyniki.Następnie, pojedynczo, trzy bombowce, ruszyły sprzed hangaru i pokołowały na pas.* * *–Spoczęli na laurach – powiedział Jackson, siedząc w Bojowym Centrum Informacyjnym, pod pokładem lotniczym.Najgroźniejszym przeciwnikiem były cztery niszczyciele uzbrojone w system Aegis, które Japończycy odesłali, by strzegły Marianów.Marynarka nie wynalazła jeszcze sposobu na skuteczne przeciwdziałanie kombinacji radar-rakieta i Jackson wiedział, że ceną jaką zapłaci za wykonanie zadania będą samoloty i ludzie.Niemniej jedno jest pewne: Ameryka przejęła inicjatywę.Tamci gotowali się, by odpowiedzieć na działania drugiej strony, a to zawsze kończyło się porażką.Robby wyczuwał to.„John Stennis” szedł pełną parą północno-zachodnim kursem, robiąc jakieś trzydzieści węzłów.Jackson sprawdził godzinę i zaczął zastanawiać się, jak przebiega reszta operacji, które zaplanował w Pentagonie.* * *Tym razem miało być trochę inaczej.Richter zapuścił silniki Comanche’a tak, jak to zrobił uprzedniej nocy, zastanawiając się, ile razy ujdzie mu to jeszcze płazem.Przypomniał sobie aksjomat operacji wojskowych, który mówi, że jedna i ta sama rzecz rzadko udaje się więcej niż raz.Szkoda, że facet, który wpadł na pomysł tej operacji, o tym nie wiedział.Pozwalając sobie na ostatnią dekoncentrującą myśl, zastanowił się, czy wszystko to opracował ten pilot myśliwski Marynarki, którego poznał w Nellis dobre kilka miesięcy temu.Pewnie nie, odpowiedział sobie.Tamten gość był zawodowcem pełną gębą.Rangersi ponownie czuwali z rozkosznie malutkimi gaśnicami i ponownie okazały się one niepotrzebne.Richter oderwał się od ziemi bez przykrych niespodzianek, po czym bezzwłocznie jął wspinać się nad stokami góry, wschodnim kursem w kierunku Tokio, ale tym razem po piętach deptały mu dwa inne śmigłowce.* * *–Chce zobaczyć się z Durlingiem osobiście – oznajmił Adler.– Najlepiej po porannej sesji.–Masz coś jeszcze? – spytał Ryan.Typowo dla siebie, dyplomata zaczął od omówienia spraw urzędowych.–To na pewno Cook.Powiedział mi, że jego kontakt pracuje z Kogą.–Czy…–Tak, powiedziałem mu to, co chciałeś.No więc, co z ambasadorem?Ryan rzucił okiem na zegarek.Zgranie w czasie musiało być bardzo dokładne.Nie miał ochoty zgadzać się na to komplikujące sprawy spotkanie, ale też nie przewidział, że druga strona wyrazi ochotę współpracy.– Daj mi półtorej godziny.Omówię to z Szefem.* * *Oficer walki radioelektronicznej, w skrócie zwany WRE, miał za zadanie sprawdzić systemy broni.Komory bombowe zdolne do przenoszenia osiemdziesięciu ćwierć-tonowych bomb, mogły pomieści tylko osiem tysiąckilogramowych bomb penetrujących, a osiem razy trzy równa się dwadzieścia cztery.To właśnie wyniki działań arytmetycznych sprawiły, że ostatnia część misji stała się koniecznością.Gdyby przenosili broń nuklearną, nic podobnego nie byłoby potrzebne, ale rozkazy nie przewidywały takiej ewentualności, a pułkownik Zacharias nie miał nic przeciwko temu.Musiał żyć ze swoim sumieniem.–Wszystko gra, panie pułkowniku – zameldował WRE.Nic dziwnego, jako że każdą sztukę sprawdzili osobiście: starszy oficer uzbrojenia, starszy sierżant mechanik i inżynier przysłany przez producenta.Każdą z osobna poddano tuzinowi symulacji, a potem przeniesiono jak świeże owoce do komory bombowej.Taka procedura była konieczna, jeśli chciano utrzymać gwarantowane przez producenta prawdopodobieństwo trafienia, na poziomie 96?, ale nawet to nie wystarczało dla otrzymania zupełnej pewności.Do tej misji potrzeba było więcej samolotów, lecz nie było ich już więcej, a prowadzenie trzech Duchów naraz i tak nie było łatwym zadaniem.–Mam jakieś szumy, kurs dwa-dwa-pięć.Wygląda na E-2 – zameldował WRE.W dziesięć minut później wiedzieli już, że każda naziemna stacja radiolokacyjna w kraju działała pełną mocą.No, po to właśnie zostały zbudowane, pomyślała trzyosobowa załoga.–Okay, podaj mi kurs – rozkazał Zacharias, sprawdzając na własnym ekranie.–Jeden-dziewięć-zero zdaje się na razie bezpieczny.– Przyrządy rozpoznawały radary według typów i najlepszym wyjściem było wystawianie się na te najstarsze, szczęśliwym trafem amerykańskiej konstrukcji, których charakterystykę mogli wyrecytować z zamkniętymi oczami.W pewnej odległości od B-2, nieco przed nimi, znów pracowały Lightningi, tym razem samotnie i skrycie podchodząc do Hokkaido od wschodu, podczas gdy bombowce z tyłu wzięły bardziej południowy kurs.Zadanie polegało teraz bardziej na myśleniu, niż na sile.Jeden E-767 znajdował się na patrolu, tym razem głęboko nad lądem i prawdopodobnie aż roiło się wokół niego od myśliwców.Słabsze E-2C patrolowały strefy przybrzeżne.Polegają teraz głównie na pilotach myśliwskich – pomyślał pilot Lightninga.I rzeczywiście odbiornik ostrzegawczy pokazywał, że niektóre Eagle szperały po niebie swoimi radarami APG-70.Cóż, pora za to zapłacić.Para myśliwców skręciła lekko i skierowała się w stronę dwóch najbliższych F-15J.* * *Dwa tkwiły nadal na ziemi, jeden z rusztowaniem wokół osłony anteny radiolokatora.Może to ten, który przechodzi remont, pomyślał Richter, zbliżając się ostrożnie od zachodu.Przed nim wznosiły się wzgórza, za którymi mógł się ukryć, ale na szczycie jednego z nich znajdował się duży, silny radar obrony przeciwlotniczej.Pokładowy komputer wyliczył martwe pole i Richter zniżył lot, by się w nim zmieścić.Znalazł się pięć kilometrów od stacji radiolokacyjnej, nieco poniżej.Wówczas nadszedł czas, by wykonać zadanie, do którego Comanche został skonstruowany.Richter wyskoczył zza ostatniego wierzchołka i omiótł przedpole radarem Long-bow.Skomputeryzowana pamięć radiolokatora wyszukała dwa E-767 w katalogu sylwetek wrogich obiektów i wyświetliła je na ekranie sterowania uzbrojeniem.Na ekranie dotykowym obok lewego kolana Richtera samoloty ukazały się jako ikony numer l i numer 2.Komputer przeprowadził identyfikację celów.Pilot wybrał rakietę Hellfire z krótkiej listy opcji uzbrojenia.Pokrywy komór uzbrojenia otworzyły się i Richter nacisnął spust dwa razy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]