[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wasi ludzie przyjechali po jakichś dziesięciu czy piętnastuminutach.Mam stąd dobry widok na zakręt przy jeziorze.Lennox skinął głową.Widział w dole szosę, biegnącą przez ponad dwiemile wzdłuż jeziora. Zauważył pan wczoraj coś dziwnego czy niezwykłe-go?Gaskell zastanawiał się przez chwilę. W wiosce był straszny ruch. Ale oprócz tego.Włóczyli się tu jacyś nieznajomi, ktoś chodził pogórach? Nie o tej porze roku.W dolinie zawsze jest spokojnie. Możemy się rozejrzeć po podwórku i przybudówkach?  spytałLennox. Jeśli mi powiecie, czego szukacie. Sami nie bardzo wiemy  odparł Lennox, gdy umundurowany po-licjant otworzył bramę, a Gaskell usunął się, by go przepuścić. Spraw-dzamy wszystkie farmy w okolicy. Tylko wy dwaj?  spytał nieco zdziwiony gospodarz. I jeszcze paru.Gaskell odwrócił się i przez chwilę obserwował umundurowanego poli-cjanta.Lennox miał rację, posterunkowy nie wiedział, czego szuka. Niejesteście stąd  zauważył farmer.Dwójka dzieci, Peter i Sarah, nadalprzypatrywała się im z wytrzeszczonymi oczyma, nie ruszając się z progu, az tyłu za nimi lekko zafalowała zasłonka w kuchni. Przyjechaliśmy z miasta  odparł Lennox. Kręcimy się po oko-licy. Widzę.Ktoś zginął, prawda? To była poważna katastrofa  odparł ostrożnie Lennox. Stałbysię cud, gdyby wyżyli.Gaskell nachmurzył się i znowu przestąpił z nogi na nogę. Jeśli to byłwypadek, to czego szukacie?Powolny, lecz logiczny tok rozumowania farmera sprawił, że Lennox76 poczuł się nieswojo. Musimy wziąć pod uwagę wszystkie ewentualności.Policjant w mundurze poszedł do stodoły. Czy drzwi są zamknięte naklucz? Na skobel. Gaskell nie podniósł głosu, zabrzmiał on jednak wy-starczająco donośnie. Niech pan chwilę zaczeka.Gdy Gaskell ruszył w stronę policjanta, Lennox usłyszał trzaski i szumysamochodowego radia, a potem charakterystyczny sygnał wywoławczypolicji. Zaczekajcie chwilę  zawołał  będzie wiadomość z operacyjne-go.Podbiegł do furgonetki i sięgnął po mikrofon.Prowizoryczna centralkanadawała:  Delta Cztery, zgłoś się , nacisnął więc przycisk  odbiór. Tu Delta Cztery. Zwijajcie namioty, chłopcy, i wracajcie do wsi  rozległo się przezzakłócenia w eterze. Cała sprawa jest zawieszona. Jak to zawieszona? Nie pytaj mnie, ja tylko przekazuję wiadomość.Jedna rzecz  jakprzyjedziecie, trzymajcie się z dala od Stoneleya.Policjant w mundurze mijał właśnie bramę, a tuż za nim podążał Ga-skell z wyrazem nieufności na kanciastej, ogorzałej twarzy.Z drugiej stro-ny podwórka ciągle obserwowało ich dwoje dzieci i jeszcze ktoś w kuchni Lennox nagle nabrał przekonania, że chyba już od dawna nie przytrafiłasię tej rodzinie taka rozrywka. Trzymać się z dala od Stoneleya?  po-wtórzył. Dlaczego? Małe spięcie z tym typem z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, anasz ukochany wódz zdaje się ciężko to przeżył. Szef? Nie wierzę. Umundurowany policjant oparł się o błotnik ipochylił, by lepiej słyszeć, a Gaskell został parę kroków za nim. Więcej ani słowa.No, dosyć tych pogaduszek, muszę mieć ciszę weterze.Mam jeszcze nadać pięć komunikatów. Delta Cztery, koniec odbioru  wygłosił automatycznie Lennox iodwiesił mikrofon. Odwołują nas?  spytał zdumiony policjant. Dlaczego?Lennox zsunął się z fotela kierowcy i przeszedł na swoją stronę furgo-netki. Nie pytaj mnie  odparł. Ja tu jestem od odbierania telefonów.Mężczyzna w mundurze westchnął ciężko i odwrócił się do Gaskella.Wycieczka odwołana  powiedział. Ale i tak dziękuję.Gaskell otworzył bramę, by furgonetka mogła cofnąć się i wykręcić,77 a potem patrzył, jak podskakiwała na drodze, aż zniknęła za drzewami.Zpowrotem zamknął bramę i podszedł do dzieci. Nie macie nic do roboty?  spytał z udawaną surowością, z jakązawsze się do nich zwracał.Były zbyt duże, by szczebiotać do nich jak domaluchów, a głupio się czuł rozmawiając poważnie z tak małymi istotkami.Dosyć się namęczy z dorosłymi. Mamy, tato  odparły i pomknęły, zachowując pytania na pózniej,gdy zbiorą jajka, nakarmią kurczaki, a rodzice przestaną się kłócić.Gdymały Peter przebiegał przez podwórko, jego gumowce z hałasem zapadałysię w błoto.Odziedziczył je po siostrze i ciągle były na niego za duże.%7łona posprzątała ze stołu po śniadaniu dzieci i postawiła jego nakryciena gołym blacie.June Gaskell przewracała bekon na zbyt dużej patelni,robiąc przy tym więcej hałasu, niż to było konieczne.Od lat już w wyraziejej twarzy była tylko udręka i niezadowolenie.Serce w Gaskellu zamarło,gdyż wiedział, co teraz nastąpi.Usadowił się na wygiętym krześle i czekał. Czego chcieli?  spytała June Gaskell nie odwracając się. Byli z policji. Tyle sama widziałam.Czego chcieli? Pytali o ten wielki wybuch wczorajszego ranka. A dlaczego mieliby pytać akurat ciebie?Gaskell namyślał się nad odpowiedzią.Jest duże prawdopodobieństwo,że będzie zawierała słabe punkty albo nieścisłości, które tylko żona potrafiwychwycić. Pytali nie tylko mnie.Zaglądają do wszystkich. Tak tylko gadają. Ze złością rozbiła parę jajek o brzeg patelni iwylała ich zawartość na pryskający tłuszcz. Potem będą chcieli cię przy-łapać. Na czym? To właśnie chciałabym wiedzieć. Pytali tylko, czy jakiś obcy nie kręcił się po górach. A kto by chodził w góry o tej porze roku?  W jej ustach zabrzmia-ło to tak, jakby był to jego wymysł, głupi i absurdalny, ale nauczył się nieusprawiedliwiać, gdyż to rozjuszało żonę. Nie wiem  odparł. Nikogo nie widziałem, więc nic im nie mo-głem powiedzieć.Dostał śniadanie, a dzieci wróciły do swoich obowiązków.Typowy wiej-ski posiłek: bekon w opakowaniu próżniowym, pomidory z puszki, grzanka niejadalna kromka wybielonego chleba, a wszystko pochodziło z coty-godniowych zakupów w sklepie Hamiltona.Tylko jajka były z ich gospo-darstwa  jedno z nich właśnie rozlało się na patelni.78 Zbliżało się dziesięć po dziewiątej i dzieci były spóznione do szkoły.Ju-ne Gaskell dała im kanapki i jabłka, a potem stanęła w drzwiach, bysprawdzić, czy mają pozapinane guziki i czy żadna część ubrania niepo-trzebnie nie wychodzi im na wierzch.Sarah uznała, że jest zbyt dorosła bypoddawać się takim zabiegom, lecz Peter zgodził się na nie z miną wyraża-jącą melancholijną zadumę. Szukają kogoś, prawda?  spytał. Nikogo tu nie ma  ucięła June Gaskell.Sarah uśmiechnęła się chytrze. Założę się, że go nie znajdą.Na stoprocent. Nie mieli do nas żadnego interesu  rzekła June Gaskell i obróciłaPetera ku drzwiom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •