[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia też czuła się, jakby właśnie się przebudziła.Po razpierwszy od wielu lat postanowiła podjąć ryzyko.Znajdzie te dowody Kellena i uratuje swojedziecko, chyba że własna duma doprowadzi ją do upadku, co, musiała przyznać, zawsze jestmożliwe.Dom wyglądał jak wszystkie inne, różnił się jedynie tym, że stał na narożnej parceli imiał ogródek nieco większy od znaczka pocztowego, strzeżony przez niskie ogrodzenie zkutego żelaza, wołające o odmalowanie.Od drzwi wejściowych rozpościerał się wspaniaływidok w dół wzgórza w kierunku parku Boston Common i na Public Garden.Mosiężnakołatka w kształcie orła z pewnością miała ze sto lat.Do środka wpuściła ich niespotykanejurody wysoka pielęgniarka, która z haitańskim akcentem wyszeptała, że pan Dennison czujesię dziś nieco lepiej.Lepiej niż kiedy? - zastanawiała się Julia, jednak nie śmiała zapytać.Pielęgniarka zaprowadziła ich wąskim korytarzem prosto na tyły domostwa, do komnaty,która mogła służyć za salon, jadalnię czy też salon gier, ponieważ w dawnych czasach BayDennison organizował rozgrywane na wysokie stawki partie pokera, w których mogliuczestniczyć potentaci ukryci przed czujnym okiem prasy, nie licząc, oczywiście, tychprzedstawicieli prasy, którzy byli zapraszani do uczestnictwa w grze.Starszy pan siedział na wózku inwalidzkim, po piersi opatulony kocami, zupełnieignorując piękne widoki.W efekcie przebytych chorób bardzo stracił na wadze - jego ciałopopełniło wszelkie wykroczenia, które tylko lekarzom przychodziły do głowy - ale wciążwidać było bezczelną masywność jego barków i zdecydowanie jego wydatnej, żółtej szczęki,przypominające o władzy, którą niegdyś dzierżył w sferze amerykańskiej polityki.Zazwyczajtowarzyszył mu chłopiec na posyłki, ale żaden nie zagrzał długo u niego miejsca, a wedługsłów Lemastera, jeden właśnie odszedł, a drugi jeszcze się nie pojawił.Na znajdującym się przed Dennisonem stoliczku na kółkach leżały rozrzucone strony korekty do mającego sięwkrótce ukazać trzeciego tomu jego bestselerowej autobiografii, i kiedy goście weszli,pochylony, z ołówkiem w ręce, jak szalony poprawiał tekst, najwyrazniej podnieconymożliwością wylania jeszcze większej porcji jadu, chociaż jeden Bóg raczył wiedzieć, ktojeszcze mu został do zmieszania z błotem.- Momencik - burknął, nawet się nie odwracając.- Proszę się nie spieszyć, sir - odezwał się Lemaster, a Julia spojrzała w stronęswojego męża, który sprawiał wrażenie gotowego stać i czekać cały dzień, jeśliby mu tylkokazano.W stosunku do nikogo innego tak się nie zachowywał.Prawdę mówiąc, nie słyszała,żeby do kogokolwiek zwracał się per  sir.Nigdy nie była w stanie pojąć wszystkichaspektów związku swojego męża z tym człowiekiem.Ale jakieś trzydzieści lat temukongresman Byron Dennison wprowadził dużo młodszego wówczas Lemastera na ścieżkęzawodowej chwały, biorąc go pod te same pojemne skrzydła, pod którymi zaczynały siękariery tylu innych Afroamerykanów z tego samego pokolenia, otwierając mu drzwi,usuwając przeszkody z jego drogi, a także, z upływem lat, pilnując, żeby z niej nie zboczył.W przeciwieństwie do większości wychowanków, Lemaster nigdy mu tego niezapomniał.- Niewiele czasu zostało - odparł starszy pan, gryzmoląc zapamiętale czerwonąkredką.Zaglądnąwszy mu przez ramię, Julia zauważyła, że właśnie zmaga się z upioramiprzeszłości, opisując swoich dawnych przyjaciół z ruchu na rzecz praw obywatelskich.Tak,właśnie na to czekał cały kraj.- Wszystkich nas pan przeżyje, panie Dennison - odparł jej mąż.- Być może, ale musielibyście odejść w ciągu najbliższych sześciu miesięcy.- Trzeba myśleć pozytywnie.- Możesz dać mi jakiś powód? - Przewróciwszy stronę, powrócił do swoichpolemicznych bazgrołów.- Bo na przykład Zantowi pozytywne myślenie nic nie dało,prawda? Biedny dupek.Myślałem, że oni już skończyli z linczem na naszych ludziach.Lemaster uśmiechnął się za plecami swojego mentora.- Przywiozłem Julię.Głowa uniosła się, wózek zatoczył koło, a na wyniszczonej szarej twarzy, z którejzwisały luzne fałdy skóry, jakby gotowe zaraz się złuszczyć, rozlał się powitalny uśmiech.Jedno z oczu było mętne i przygasłe, ale drugie jak zawsze jasne i bystre.- Faktycznie.Chociaż, prawdę mówiąc, nigdy na nią nie zasługiwałeś.Jest dla ciebiezbyt dobra, Little Master - Dennison zawsze tak go nazywał i pod tym względem nic się nie zmieniło.Ale Lemaster go kochał, o czym wszyscy zresztą wiedzieli.Za dwa miesiące miałoodbyć się przyjęcie urodzinowe staruszka, tradycyjnie huczna impreza z udziałem setekpotentatów, wydarzenie, którego Lemaster nigdy nie opuścił, a obecnie pomagał teżzorganizować.- A co u ciebie, Julio? Czy twoja piętnastka już zaczęła romanse? Bo typowinnaś poszukać sobie kogoś lepszego, i to równie wspaniałej istoty, jak ty sama.Gdybymoim mężem był ten tutaj Little Master, już dawno bym go zostawił.Nie wiem, jak z nimwytrzymujesz.Jesteś świętą.Męczennicą.Pewnie pomnik ci postawią.Posłuchaj, możeszsobie wziąć mój.Na Kapitolu mają odsłonić moje popiersie.Co za kretyński pomysł.Ja siętam nie wybieram.Powiedzieli, że to tylko parę kroków.A ja pytam, czy wyglądam na kogoś,kto może zrobić parę kroków? Co za palanty.- Miło cię widzieć, Bay - odparła, tylko uśmiechając się w odpowiedzi, ponieważ onnigdy nie oczekiwał odpowiedzi na swoje pompatyczne perory, a już przed laty poprosił ją,żeby zwracała się do niego, używając tego zdrobnienia, między innymi w ten sposóbpokazywał Lemasterowi, gdzie jest jego miejsce.Wszystkim swoim protegowanym starał siępokazywać, gdzie jest ich miejsce, a Lemastera wyróżniało to, że chciał trzymać się tegomiejsca.Julia podziwiała tę jego cechę, chociaż sama nie za bardzo wiedziała, dlaczego.- Jak się ma twoja matka?- Doskonale.- Nadal mieszka we Francji? Romansuje z małolatem? - Mona mieszkała w pobliżuTuluzy z dwadzieścia lat od niej młodszym Anglikiem, niejakim Hapem, co, jak mówiłaMona, było skrótem od słowa happiness - szczęście.- Mówi, że nie wróci, dopóki nasz kraj nie powróci do demokracji.Bay Dennison nigdy się nie śmiał, w pełnym tego słowa znaczeniu - wybuchał jakimśrżeniem zachwytu, pełnego rozbawienia i protekcjonalności, jakby tylko on potrafiłpostrzegać świat w całości i właśnie takim, jaki jest.- Czekaj tatka latka.- Znowu rechot.- Pisze jakąś nową książkę? - Machnął ręką wstronę kartek leżących na stoliku.- Muszę kontrolować konkurencję.Julia pokręciła głową.Mona już od ponad dziesięciu lat nie wydała żadnej książki,chociaż jej wściekłe eseje wciąż wzbudzały zainteresowanie czytelników bardziejmarginalnych publikacji kipiących słuszną nienawiścią lewicowych ugrupowań.- Nikt ci nie będzie przeszkadzał, Bay.- Kiedyś umówiłem się z nią.Może nawet ze dwa razy.Byłaś wtedy małądziewczynką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •