[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tej uwadze Lydia uśmiechała się dzielnie, a potemnieuchronnie wybuchała płaczem.Morris zapadł w miłą, popołudniową drzemkę.Obudził się o wpół do szóstej po południu.Jego współlokator spał.Morrisjeszcze nie zidentyfikował Denkera, ale był już pewny, że kiedyś musiał go spotkać.Raz czy drugi miał zamiar zapytać go o to, ale coś powstrzymywało go od wyjścia pozaramy zwyczajnej, banalnej rozmowy - o pogodzie, ostatnim trzęsieniu ziemi,następnym trzęsieniu ziemi i owszem, w  Guide piszą, że w ten weekend MyronFloren będzie gościem specjalnym programu Welka.Morris mówił sobie, że robi tak, ponieważ to go bawi, a gdy od ramion pobiodra masz założony gips, przydaje się każda rozrywka.Jeśli masz o czym myśleć,nie musisz przez cały czas zastanawiać się, jak to zniesiesz, kiedy do końca życiabędziesz sikał przez cewnik.Gdyby po prostu zapytał o to Denkera, ta zabawa zapewne skończyłaby sięszybko i nieciekawie.Zawęziliby swoją przeszłość do jakiegoś wspólnego przeżycia -jazdy pociągiem, rejsu statkiem, może nawet pobytu w obozie.Denker mógł być wPatin; było tam mnóstwo niemieckich %7łydów.Z drugiej strony jedna z sióstr powiedziała mu, że Denker prawdopodobnie wyjdzie do domu za tydzień czy dwa.Jeśli Morris do tej pory sobie nie przypomni,uzna swoją przegraną i prosto z mostu zapyta faceta: Hej, mam wrażenie, że panaznam.Musiał przyznać, że było w tym coś więcej.Jego uczucia były podszyte jakimśniepokojem, nieprzyjemnym wrażeniem, które kazało mu myśleć o opowiadaniu Małpia łapka , w którym każde życzenie spełniało się w wyniku jakiegoś nieszczęścia.Dwoje starych ludzi, którzy weszli w jej posiadanie, zażyczyło sobie stu dolarów iotrzymało je jako odszkodowanie za śmierć jedynego syna w tragicznym wypadku wfabryce.Matka zapragnęła, żeby syn wrócił do nich.Wkrótce potem usłyszeli chwiejnekroki przed domem i łomotanie do drzwi.Matka, oszalała z radości, zbiegła poschodach, by wpuścić jedyne dziecko.Ojciec, oszalały ze strachu, po omacku szukałwysuszonej łapki, znalazł ją w końcu i wymówił życzenie, żeby syn znów umarł.Wchwilę pózniej matka otworzyła drzwi, lecz na ganku powitał ją tylko chłodnypodmuch wiatru.Morris miał wrażenie, że wie, gdzie spotkał się z Denkerem, jednak ten fakt byłjak syn tej pary z opowiadania - powrócił zza grobu, lecz nie taki, jakim go pamiętano,tylko okropnie okaleczony i zmiażdżony przez bezlitosne tryby maszyny.Czuł, że taznajomość z Denkerem może tkwić gdzieś w podświadomości, łomocząc do drzwiracjonalnego rozumowania i percepcji, żądając wpuszczenia.podczas gdy inna częśćjego umysłu rozpaczliwie szukała małpiej łapki, a raczej jej psychologicznegoekwiwalentu: talizmanu, który na zawsze pozwoliłby o tym zapomnieć.Spojrzał na Denkera, marszcząc brwi.Denker, Denker.skąd ja cię znam, Denker? Czy z Patin? Czy dlatego nie mogęsobie przypomnieć? A przecież dwaj ludzie, którzy przeżyli ten koszmar, nie musząobawiać się siebie.Chyba że.Zmarszczył brwi.Był bardzo blisko, lecz mrowienie w stopach denerwowało go,nie pozwalało się skupić.Takie mrowienie zwykle czuje się w kończynach, którezdrętwiały w wyniku długotrwałego przygniatania we śnie, a potem znów zaczynakrążyć w nich krew.Gdyby nie ten cholerny gips, usiadłby i rozmasował sobie stopy,aż przeszłoby mu.Mógłby.Morris szeroko otworzył oczy.Przez długą chwilę leżał zupełnie nieruchomo, zapomniawszy o Lydii,zapomniawszy o Denkerze, zapomniawszy o Patin, zapomniawszy o wszystkim prócztego słabego mrowienia w stopach.Tak, w obu stopach, ale silniejszego w prawej. Kiedy czujesz takie mrowienie, powiadasz:  Straciłem czucie w nogach.Tym razem to oznaczało:  Wraca mi czucie w nogach.Morris odszukał przycisk dzwonka.Naciskał go raz po raz, aż przyszłapielęgniarka.Pielęgniarka próbowała to zbagatelizować - miała już do czynienia zpacjentami, którzy w taki sposób szukali pociechy.Lekarza nie było na oddziale, a niechciała ściągać go z domu.Doktor Kemmelman słynął z wybuchowegotemperamentu.szczególnie gdy niepokojono go w domu.Morris nie dał się zbyć.Byłspokojnym człowiekiem, ale teraz był gotów narobić niezłego zamieszania; nawetwrzeszczeć w razie potrzeby.Zuchy wygrały dwoma punktami.Lydia zwichnęła nogę.Szczęście chadza trójkami, każdy o tym wie.W końcu siostra wróciła ze stażystą, młodym lekarzem nazwiskiem Timpnell,którego czupryna wyglądała jak przystrzyżona kosiarką o tępych ostrzach.DoktorTimpnell wyjął z kieszeni białych spodni szwajcarski scyzoryk, otworzył korkociąg iprzeciągnął nim od palców prawej stopy Morrisa do pięty.Stopa nie wygięła się, alepalce drgnęły - ruch był widoczny, zbyt wyrazny, by go przeoczyć.Morris zalał sięłzami.Timpnell, oszołomiony, usiadł obok niego na łóżku i poklepał go po dłoni.- Od czasu do czasu mamy do czynienia z podobnymi przypadkami - powiedział(pewnie ze swego bogatego, sześciomiesięcznego doświadczenia).- %7ładen lekarz niemoże tego przewidzieć, ale to się zdarza.I najwyrazniej zdarzyło się panu.Morris uśmiechnął się przez łzy.- Widocznie nie jest pan całkowicie sparaliżowany.Timpnell nadal klepał go poręce.- Jednak nie mogę panu powiedzieć, czy wyzdrowienie będzie niewielkie,częściowe czy całkowite.Wątpię, czy doktor Kemmelman zdoła to wydedukować.Sądzę, że będzie pan musiał poddać się licznym zabiegom fizjoterapeutycznym i niewszystkie z nich będą przyjemne.Jednak i tak znacznie przyjemniejsze od.no, wiepan.- Tak - odparł Morris przez łzy.- Wiem.Dzięki Bogu!Przypomniał sobie, jak powiedział Lydii, że Boga nie ma, i poczuł, że sięczerwieni.- Dopilnuję, żeby zawiadomiono doktora Kemmelmana rzekł Timpnell, ostatniraz klepiąc go po dłoni i wstając. - Mógłby pan zadzwonić do mojej żony? - poprosił Morris.Pomimo jejbiadolenia i załamywania rąk, coś do niej czuł.Może nawet była to miłość, uczuciewydające się mieć niewiele wspólnego z ogarniającą go często chęcią skręcenia karkutej babie.- Tak, dopilnuję i tego.Siostro, czy zechciałaby pani.?- Oczywiście, doktorze - powiedziała pielęgniarka i Timpnell ledwiepowstrzymał uśmiech.- Dziękuję - rzekł Morris, ocierając oczy chusteczką higieniczną z paczki nanocnym stoliku.- Bardzo dziękuję.Timpnell wyszedł.W trakcie tej rozmowy Denker się obudził.Morris zastanowił się, czy przeprosić go za zamieszanie, a może za swoje łzy, alepotem uznał, że to niepotrzebne.- Widzę, że należą się panu gratulacje - rzekł Denker.- Zobaczymy - odparł Morris, lecz tak samo jak Timpnell, ledwiepowstrzymywał uśmiech.- Zobaczymy.- Wszystko się jakoś układa - odparł enigmatycznie Denker, a potem włączyłpilotem telewizor.Była już za kwadrans szósta i nadawali  Hee Haw.Potemwieczorne wiadomości.Bezrobocie rosło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elanor-witch.opx.pl
  •